Michał Pazdan wyjechał z kraju w styczniu 2019 roku. Przez dwa i pół roku... dwukrotnie spadł z Ankaragucu z tureckiej ekstraklasy. Przed rokiem stołecznej drużynie się upiekło, bo w związku z pandemią COVID-19 anulowano spadki, ale w sezonie 2020/21 nie oszukała przeznaczenia.
Dzięki temu Pazdan mógł przejść do Jagiellonii na zasadzie wolnego transferu. To jego powrót do Białegostoku po sześcioletniej przerwie. Grał już w Jadze w latach 2012-2015 i w jej barwach zapracował na powrót do drużyny narodowej.
Z 262 występami w PKO Ekstraklasie w barwach Górnika Zabrze, Jagiellonii i Legii 34-latek jest w tej chwili jednym z najbardziej doświadczonych ligowców. - Nie czuję się emerytem! - przekonuje uczestnik Euro 2008 i 2016 oraz MŚ 2018, który w sobotnim meczu z Lechią Gdańsk (17:30) ponownie wystąpi w barwach Jagi.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: kibic skradł show na meczu piłki nożnej
Paweł Gołaszewski, "Piłka Nożna": Dużo zmieniło się w Białymstoku od twojego wyjazdu?
Michał Pazdan, 38-krotny reprezentant Polski, piłkarz Jagiellonii Białystok: Na Podlasiu byłem tylko kilka dni, ponieważ po podpisaniu kontraktu od razu dołączyłem do drużyny, która przebywała na obozie przygotowawczym w Kępie. Po powrocie ze zgrupowania miałem do załatwienia sporo formalności i nawet nie było czasu rozejrzeć się po mieście, więc nie wiem, czy Białystok się zmienił.
A Michał Pazdan się zmienił?
Na pewno jestem innym zawodnikiem niż sześć lat temu, kiedy wyjeżdżałem z Jagiellonii. Od tamtego czasu zdążyłem zagrać na mistrzostwach Europy, w Lidze Mistrzów, na mundialu, wyjechałem za granicę - sporo rzeczy w futbolu widziałem. Jeśli chodzi o moje podejście do życia, też jest trochę inne niż wtedy.
W sparingu z Radomiakiem zauważyłem, że strasznie dużo podpowiadałeś kolegom. W zasadzie przez cały czas, kiedy byłeś na boisku, coś mówiłeś.
Wróciłem do gry po dłuższej przerwie, a w dodatku w końcu mogłem na boisku porozmawiać w języku polskim. Stęskniłem się za tym! Byłem aktywny, chciałem być cały czas w ruchu i może dlatego tak wyszło. Zdaję sobie też sprawę, że na boisku trzeba sobie podpowiadać, a ja jestem już doświadczonym zawodnikiem, więc to na mnie ciąży największa odpowiedzialność za komunikację.
Dzisiaj postrzegasz inaczej futbol niż w 2019 roku, kiedy wyjeżdżałeś do Turcji?
Nie, już wtedy patrzyłem inaczej na piłkę. Ta różnica dzisiaj w porównaniu do tego, jakim zawodnikiem byłem przed dwoma, trzema laty nie jest taka duża, ale jakbyśmy cofnęli się w czasie o siedem-osiem lat, myślenie mam już kompletnie inne. Rozegrałem w tym czasie sporo spotkań na wysokim poziomie, zwracam uwagę na inne rzeczy, potrafię więcej przewidywać. Dostrzegam rzeczy, których kiedyś nie rozumiałem.
W Turcji przeżyłeś dziewięciu trenerów. Trochę sporo jak na dwa i pół roku.
Od każdego można było się czegoś nauczyć. Generalnie wyjazd do Ankary uważam za udany. Trenowałem i rozmawiałem z bardzo dobrymi zawodnikami, otworzyłem się na inną kulturę.
W rozmowie z Foot Truckiem powiedziałeś, że czasami za dużo myślisz o meczu i brakuje ci trochę takiej młodzieńczej fantazji. Co to znaczy?
Kiedyś myślałem tylko o treningu i meczu, nic więcej mnie nie interesowało. Dzisiaj radość ze spotkania jest trochę mniejsza, bo zastanawiam się nad rzeczami, które mogą się wydarzyć, staram się brać pod uwagę różne scenariusze i zakładam swoje zachowania na konkretne wydarzenia boiskowe. Więcej czytam grę, ale przez to momentami brakuje funu i młodzieńczej otwartości. Im jestem starszy, tym coraz więcej widzę, piłka zaczyna się układać w całość. Jako młodzian tego nie czułem.
Rutyna?
Zawsze była, ale wyjazd do Turcji na pewno otworzył mnie na innych i jednocześnie… uspokoił. Styl życia w Turcji jest zupełnie inny, zrozumiałem, że nie wszystko musi być idealne. Trzeba dostosowywać się do sytuacji, w jakiej się znajdujesz i nie zawsze wszystko idzie po twojej myśli.
A jak z dyscypliną w szatni? Turcy generalnie niczym się nie przejmują, a spóźnienia są na porządku dziennym.
Ankara to już bardziej europejskie miasto, w szatni była normalna dyscyplina. Nikt się nie spóźniał. Może w życiu codziennym jest inaczej. Turcy mają więcej swobody niż Polacy. Nie wyobrażam sobie życia w Turcji na stałe, ale pobyt tam wyjdzie mi na dobre. Z życia trzeba umieć się cieszyć, niemniej funkcjonowanie z dnia na dzień na dłuższą metę nie jest właściwe.
W Foot Trucku mówiłeś, że piłkarze Ankaragucu nie chcieli z tobą wypić piwa po meczu. Dlaczego?
W tureckich klubach generalnie nie pije się alkoholu, bo nie pozwala na to religia. Oduczyłem się takiej otoczki, jaka była w Polsce, gdzie czasami zdarzyło się wypić piwo z kolegami w autobusie po wygranym meczu. W Ankaragucu tego w ogóle nie było. Na mieście oczywiście w lokalach i restauracjach alkohol był, w klubie jednak były inne zasady, nie miałem z tym problemu.
Czyli teraz piwa po meczu nie pijesz?
Oduczyłem się tego, choć gdy najdzie ochota, jedno piwo można wypić. Przez dwa i pół roku było jednak tego znacznie mniej. Kiedy byłem młodszy, nie ukrywam, lubiłem sobie wypić piwko, choć na pewno nigdy nie stało się to moim rytuałem, nie musiałem koniecznie napić się piwa. Oczywiście wszystko zależało od dnia, nastroju, kiedy był następny mecz. Abstynentem nie zostałem, ale inaczej patrzę na życie. Mam małe dziecko, więc trzeba szybko się regenerować, aby wszyscy byli zadowoleni. Jak jest okazja, oczywiście nie odmówię, nie mam jednak parcia - można spędzić przyjemnie czas bez piwa.
Wkupne do Jagiellonii już robiłeś?
Ostatnie wkupne miałem sześć lat temu w Legii, muszę się podpytać chłopaków, jak to wygląda teraz w Jadze. Na razie nikt nie miał do mnie pretensji, że jeszcze się nie wkupiłem do zespołu.
Czujesz się jak emeryt wracający na stare śmieci?
Absolutnie nie chciałbym być tak odbierany przez drużynę! Nie czuję się emerytem! Wiem, że piłkarzy, którzy wracają z zagranicy do kraju traktuje się w ten sposób, ale ja nie czuję się staro, do wypalenia zawodowego mam jeszcze bardzo daleką drogę. W Turcji nabrałem dodatkowej energii, zmiana kraju w wieku 31 lat mi pomogła. Nie wiem, czy będę na boisku lepszy niż wcześniej, ale na pewno w tym czasie się rozwinąłem. Tak naprawdę nie byłem przygotowany na to, że w 2021 roku wrócę do Polski. Liczyłem, że uda się zostać za granicą przez rok albo dwa i dopiero przyjdzie czas na grę w Ekstraklasie. Życie zweryfikowało te plany. Nie chciałem zwlekać z decyzją o podpisaniu kontraktu do końcówki sierpnia. Nigdy nie miałem takiej sytuacji, aby tak długo być bez drużyny. W Jagiellonii wiedziałem, co mnie czeka, dostałem dwuletni kontrakt, czyli taki jak zakładałem.
To może czujesz się jak "pan piłkarz" wracający do ojczyzny?
Na pewno czuję się inaczej niż wtedy, gdy pierwszy raz przechodziłem do Jagiellonii. Dzisiaj jestem w zupełnie innej sytuacji, przez ostatnie lata grałem na wysokim poziomie, niemniej daleko na tym nie pojadę. To nie jest droga do sukcesu. Jestem osobą, która do wszystkiego podchodzi w pełni profesjonalnie, zasuwam na maksa. Czy to się przełoży na dobrą grę od pierwszych meczów? Nie wiem. Chciałbym, ale trzeba być przygotowanym na różne scenariusze. Jak mówiłem wcześniej, patrzę na piłkę inaczej niż kiedyś.
Trudno będzie się przestawić z blisko sześciomilionowej Ankary na dwadzieścia razy mniejszy Białystok?
Przystosowanie się do miasta będzie znacznie łatwiejsze i spokojniejsze niż to było w przypadku Ankary czy nawet Warszawy. W Białymstoku wszystko można znacznie łatwiej zaplanować, wszędzie jest bliżej, korki tak nie paraliżują miasta. Na Podlasiu jest znacznie spokojniej, ale masz gdzie wyjść, jak spędzić czas, nie jest tak, że w tym regionie nic się nie dzieje. W sumie jako piłkarz jesteś popularny, miasto żyje Jagiellonią, więc nie będę anonimowy jak na przykład w Ankarze.
Jak cię przywitali kibice w Jagiellonii? Sześć lat temu, kiedy przechodziłeś do Legii zapewne dostałeś wiadomości, że jesteś zdrajcą i tak dalej...
Idę tam, gdzie mnie ktoś chce, a teraz najbardziej chciała mnie Jagiellonia. Dostałem fajny kontrakt na dwa lata, dodatkową zaletą jest znajomość klubu i miasta. Przez trzy lata pobytu na Podlasiu czułem się bardzo dobrze, teraz dostałem z klubu duże wsparcie. Nie przyszedłem do Jagiellonii tylko po to, aby zarobić nie wiadomo jak duże pieniądze. Patrzę też na inne aspekty.
Dwuletnia umowa była twoim priorytetem?
Chciałem, aby kontrakt trwał dwa lata, ponieważ unikam niepewności. Tak naprawdę tylko polskie kluby były w stanie zaproponować mi umowę na taki okres. Zagraniczne proponowały tylko roczne umowy. Nie dziwiłem się, bo za chwilę skończę 34 lata, a przy zakończeniu kontraktu miałbym już prawie 36... Mogłem oczywiście czekać do sierpnia na inne oferty, ale po co? Co, jeśli nikt by się nie zgłosił i pozostawałbym poza treningiem przez kilkanaście tygodni, nie mając pewności, że w sierpniu przyjdzie propozycja dokładnie taka, jakiej oczekiwałem? Miałem wybór: podpisać kontrakt w Polsce albo czekać na niepewną ofertę z zagranicy. Postawiłem na Jagę - klub, który bardzo rzeczowo do mnie podszedł. Nie chciałem doprowadzić do takiej sytuacji, że łapałbym się ostatniej deski ratunku. Nie brałem pod uwagę rocznej rozłąki z rodziną. Na nic się nie obrażam, szanuję to, co mam.
Była szansa zostać w Turcji?
Kluby z Turcji dopiero zaczynają przygotowania i na ewentualne rozmowy musiałbym pewnie czekać do końcówki sierpnia. Nie zdziwiłbym się, że ofertę przyszłaby dopiero ostatniego dnia okna. Bez sensu.
Jagiellonia przywitała cię jako ministra obrony narodowej.
Klub miał fajny pomysł, wyszło to bardzo pozytywnie. Jestem przyzwyczajony, że moja popularność bardzo wzrosła przez ostatnie lata, ale w Polsce - za granicą nie czułem się tak znany.
Po meczu z Niemcami na Euro 2016 odnotowałeś ponoć olbrzymi wzrost obserwujących na jednym z portali społecznościowych?
Przybyło mi chyba z dziesięć razy więcej obserwujących w ciągu jednego dnia. Na mieście też wielokrotnie miałem śmieszne sytuacje, ludzie patrzyli na mnie i zastanawiali się, czy ja to na pewno ja. Czasami nawet podchodziłem do nich i mówiłem, żeby już nie szukali grafik w internecie, bo jestem Michałem Pazdanem.
Debiutowałeś w Ekstraklasie jako 20-latek. Spodziewałeś się, że po kilkunastu latach będziesz miał na koncie kilka trofeów, transfer zagraniczny i blisko 40 występów w reprezentacji Polski?
Wtedy bym o tym nie pomyślał. Moja kariera jest bardzo specyficzna, bo największy krok do przodu postawiłem w wieku 27-28 lat. OK, w reprezentacji zadebiutowałem znacznie wcześniej, ale później miałem kilka lat przerwy i wróciłem do niej na dobre w 2015 roku. Pierwsze mistrzostwo Polski zdobyłem rok później, za granicę wyjechałem dopiero po trzydziestce. To dowód, że jako kilkuletni ligowiec możesz jeszcze zrobić duży krok do przodu.
Myślałeś o napisaniu książki?
Pomyślę. Historii mam sporo do opowiedzenia, choć niektóre nie nadają się do druku, a już na pewno nie przed zakończeniem kariery. O niektórych sytuacjach można zapomnieć, ale kiedy spotykam się z różnymi osobami i zaczynamy wspominać różne wspólne akcje...