Wojciech Szczęsny: 5,0 (skala 1-10, ocena wyjściowa: 6,0). W najśmielszych snach nie przypuszczałby, że w pierwszej połowie meczu z wicemistrzem Europy będzie tak bezrobotny jak przeciwko San Marino. Długo musiał tylko "sprzątać" na przedpolu, ale też nie miał z tym wiele pracy. Anglicy pierwszy raz zatrudnili go na linii dopiero w 53. minucie. Niestety, po drugim strzale 19 minut później już musiał wyciągać piłkę z siatki. Wydaje się, że mógł się zachować lepiej przy uderzeniu Kane'a.
Paweł Dawidowicz: 8,0. Sousa nie tyle wrzucił go na głęboką wodę, co wypchnął go z łódki w worku na środku jeziora, ale 26-latek bezpiecznie wrócił na brzeg. Miał najtrudniejsze zadanie na boisku, bo przez większość meczu musiał odpierać ataki Grealisha, a momentami też Sterlinga. Od ich zwodów mogło mu się zakręcić w głowie, ale nie dał się oczarować angielskim kuglarzom.
Kamil Glik: 8,0. Kierowana przez niego obrona nie dopuściła wicemistrzów Europy do ani jednej sytuacji w naszym polu karnym. Potwierdził, że jest absolutnym szefem defensywy. Odbierał ochotę do gry Grealishowi czy Sterlingowi. Nie ustrzegł się błędów (jak w 34. minucie, kiedy zagrał na kontrę i skórę uratował mu Krychowiak), ale w innych sytuacjach ofiarnie interweniował. Dosłownie zostawił na boisku zdrowie, bo musiał zejść przed końcowym gwizdkiem z powodu urazu.
Jan Bednarek: 8,0. Zdał trudny egzamin z gry na Sterlinga. A mając po lewicy Puchacza, zadanie miał trudniejsze, bo musiał liczyć na siebie i jeszcze maskować błędy kolegi. Ważny tryb dobrze zaprogramowanej maszyny, jaką była w środę obrona reprezentacji Polski.
Kamil Jóźwiak: 6,0. Bardzo dobrze współpracował z Dawidowiczem, który mógł liczyć - w przeciwieństwie do Bereszyńskiego - na jego duże wsparcie. Naharował się w defensywie, a kiedy miał piłkę przy nodze, wykazywał się dużą odpowiedzialność. Nie miał klapek na oczach, tylko grał tak, żeby jego koledzy mogli złapać oddech.
Karol Linetty: 7,0. Wszędobylski. Znów był perpetuum mobile, jak nazywali go w pierwszym sezonie gry w Genui włoscy dziennikarze. Żywe srebro, które wyrastało Anglikom jak spod ziemi. W pierwszej połowie zagroziliśmy rywalom dwukrotnie i na obu tych akcjach przystawił swój stempel. To on kapitalnym podaniem stworzył "Lewemu" jedyną okazję. Wykorzystał szansę, jaką dał mu we wrześniu los w postaci urazów Mateusza Klicha i Piotra Zielińskiego.
Grzegorz Krychowiak: 8,0. Nie ma przypadku w tym, że zaraz po jego zejściu przed naszym polem karnym powstał lej jak po bombie, z czego skorzystał Kane. Krychowiak wyglądał, jakby na Stadion Narodowy przerobionym na wehikuł czasu DeLoreanem prosto z 2016 roku przywiózł go dr Emmett Brown. To był stary, dobry "Krycha" z najlepszych lat, kiedy PSG płaciło za niego 28 mln euro. Charyzmatyczny, a nie nieporadny. Agresywny i pewny w odbiorze, a nie pasywny i uciekający odpowiedzialności. Do tego potrafił szybkim podaniem do przodu dać początek dobrej akcji. Brawa, którymi pożegnały go trybuny w 58. minucie, były jak najbardziej zasłużone.
Jakub Moder: 6,0. Cieniem na jego niezłym występie kładzie się sytuacja z 72. minuty, kiedy najpierw po odbiorze oddał rywalom piłkę za bezcen, a kilka sekund później kompletnie odpuścił Kane'a, który pokonał Szczęsnego z dystansu. Dwa jego błędy zniweczyły ponad godzinny wysiłek całego zespołu, ale w doliczonym czasie gry odkupił winy, kiedy w akcji bramkowej wkręcił w ziemię Walkera.
Tymoteusz Puchacz: 6,0. Puchacz w defensywie, a Puchacz w ataku to dwaj zupełnie różni piłkarze. W obronie nie radził sobie ze Sterlingiem czy Walkerem, bardziej przeszkadzając Bednarkowi, niż mu pomagając. W ataku z kolei sam napsuł krwi angielskim obrońcom. O takich piłkarzach mówi się: "Azymut: bramka". Nie miał żadnych zahamowań, ale niestety ma pewne ograniczenia, przez co z jego zapału nie było tak dużo pożytku, jak można się było spodziewać.
Adam Buksa: 5,0. Jak zdradził w studiu TVP Sport Mateusz Borek, 25-latek był w tym meczu pod obserwacją Leicester City, ale bądźmy szczerzy: tym występem nie przybliżył się do transferu do Premier League. Miał spore problemy w walce fizycznej ze Stonesem i Maguirem. Inna sprawa, że koledzy nie stworzyli mu ani jednej sytuacji. Za mocne dośrodkowanie Puchacza z 34. minuty taką nie było.
Robert Lewandowski: 9,0. Ten występ kapitana Biało-Czerwonych powinien być pokazywany adeptom akademii piłkarskich jak Polska długa i szeroka. "Lewy" nie był w tym meczu gwiazdą - był liderem, a jego gra to definicja brania odpowiedzialności za losy zespołu. Harował na całym boisku, nie czekał, aż ktoś zrobi coś za niego. Ciągnął kolegów w górę. Tym razem gola na Narodowym nie strzelił, ale w doliczonym czasie gry zachował zimną krew i nie zadrżała mu noga, kiedy trzeba było dośrodkować do Szymańskiego.
Zmiennicy:
Karol Świderski: 6,0. Przy odrobinie szczęścia Pickford mógł strzelić nim gola... Przede wszystkim jednak miał udział w akcji bramkowej, bo to on przytomnym podaniem przerzucił ciężar gry na lewą stronę i zaprosił do ataku Rybusa. Kilka podań później cieszyliśmy się z remisu.
Damian Szymański, Maciej Rybus, Michał Helik, Przemysław Frankowski: bez oceny. Grali zbyt krótko, by ich ocenić, ale Damian Szymański zasłużył na miano bohatera meczu z Anglią.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: bramka-marzenie! Można oglądać do znudzenia