Trenerzy nie wyglądali na zadowolonych z wyniku w czasie konferencji prasowej. Pogoń Szczecin straciła pierwsze w sezonie punkty na własnym stadionie, a gubienie przez nią prowadzenia staje się powoli małą tradycją. Tym razem nie dowiozła korzystnego wyniku po uderzeniu Kacpra Kozłowskiego z dośrodkowania Luisa Maty.
- W pierwszej połowie kontrolowaliśmy mecz i dominowaliśmy. Szanse przeciwnika na gola wynikły z dwóch naszych błędów. Na dodatek wyszliśmy na prowadzenie - mówi Kosta Runjaić z Pogoni.
- Druga połowa była już bardziej wyrównana. Nie wykorzystaliśmy sytuacji podbramkowych, które stwarzaliśmy, choć ich kreowanie w meczach z Cracovią nie jest proste. Zamiast tego straciliśmy bramkę samobójczą i zamiast zwycięstwa, skończyło się remisem 1:1 - dodaje Niemiec.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Bramkarz popełnił błąd. Padł super gol
Michał Probierz pogratulował wyrównującego trafienia Jakubowi Myszorowi. Prawda jest taka, że nie byłoby gola bez przytomnego zachowania młodzieżowca i jego wrzutki, ale też nie byłoby bez niefortunnej interwencji Rafała Kurzawy. Były reprezentant Polski skierował piłkę do własnej bramki i to jemu zapisano gola samobójczego.
- Ruszyliśmy do przodu od początku meczu, ponieważ wiedzieliśmy, że nie możemy się zbyt głęboko wycofać. Już w pierwszej połowie mieliśmy kilka sytuacji, których nie wykorzystaliśmy. Później sami głupimi błędami napędzaliśmy ataki Pogoni, a ona wykorzystała jedną ze swoich szans po dośrodkowaniu. Uczulaliśmy się na to, że przeciwnik często tak zdobywa bramki - analizuje trener Cracovii.
- Mecz zdecydowanie wyrównał się i w drugiej połowie było więcej taktyki. Nawet kiedy Pogoń prowadziła grę, byliśmy groźni z kontrataków. Po wyrównaniu mieliśmy jeszcze dwie sytuacje na rozstrzygnięcie meczu. Szkoda, że nie zachowaliśmy więcej spokoju, bo mogliśmy nawet wygrać. Przyjmuję jednak ten punkt - podsumowuje Probierz.
Czytaj także: Pogoń Szczecin nie uczy się na błędach. "Nie można robić takich rzeczy"
Czytaj także: Pajęczyna zerwana! Cudowny strzał uratował Radomiaka