Dariusz Tuzimek: Sen o Polaku ze Złotą Piłką się nie spełnił. Doceńmy, co mamy [OPINIA]

Drugie miejsce w plebiscycie na najlepszego piłkarza globu to ogromne osiągnięcie. Ale czy my, Polacy, potrafimy się z tego cieszyć? Czy umiemy docenić, że Lewandowski jest jednym z wygranych, a nie pierwszym przegranym?

Dariusz Tuzimek
Dariusz Tuzimek
Robert Lewandowski Getty Images / Lukas Schulze / Na zdjęciu: Robert Lewandowski
Lewandowski  przez to drugie miejsce nie będzie ani piłkarzem słabszym, ani nie będzie gorzej zapamiętanym. Swoje miejsce w historii futbolu już ma. Pewnie, że wszyscy chcieliśmy, żeby wygrał, żeby powszechnie został doceniony.

Ale skoro nie wygrał, to bądźmy dumni, że chłopak od nas wdarł się na salony i jest wśród gwiazd, a futbolu uczył się na piaszczystym boisku - nazywanym Saharą - w centrum Warszawy. W klubowym budynku Varsovii po treningu mógł się obmyć jedynie zimną wodą, a dotarcie autobusem do domu w Lesznie pod Warszawą zajmowało mu czasem prawie dwie godziny. Tym bardziej doceńmy, na jakie szczyty zdołał się wspiąć.

Nic nam nie da lekceważenie osiągnięć Lionela Messiego z tego sezonu, udowadnianie, że Robert był lepszy, skuteczniejszy, pobił więcej rekordów, itd. Próżne żale. Messi jest marką globalną. Osiągnął taki próg popularności, że tak naprawdę nie ma znaczenia, czy sezon miał mniej lub bardziej udany.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: długo się nie zastanawiał. Zobacz kapitalnego gola!
Dla ogromnej części kibiców na świecie jest najlepszym piłkarzem globu. Nawet wówczas, gdy w klubie kompletnie mu nie idzie. I bądźmy szczerzy i uczciwi: opinia, że Leo jest najlepszym piłkarzem na świecie, nie jest nieuzasadniona, prawda? Niezależnie od tego, jak bardzo chcieliśmy, żeby Robert wygrał Złotą Piłkę.

Dlaczego nie wygrał? Czemu dostał mniej głosów? Bo w działaniach PR-owych i marketingowych - na poziomie międzynarodowym - nie może się równać z takimi gigantami jak Messi, Cristiano Ronaldo czy nawet Neymar.

Budesliga też nie jest takim oknem wystawowym jak liga hiszpańska czy Premier League. Dlatego żeby sięgnąć po Złotą Piłkę, musi być WYRAŹNIE lepszy od rywali. Musi wygrać coś spektakularnego, jak Ligę Mistrzów z Bayernem, albo ugrać coś na dużej imprezie z reprezentacją. I właśnie tu Lewandowski ma najbardziej pod górkę.

Cóż z tego, że my wiemy, iż Lewandowski niesie kadrę na własnych plecach od kilku lat. Że bez niego Biało-Czerwoni stają się zwykłym europejskim przeciętniakiem, dla którego sukcesem będzie już sam awans na mundial lub mistrzostwa Europy. Bo o niczym więcej marzyć nawet nie można.

My to wiemy, ale czy dziennikarze całego świata mają doceniać Lewego za bramkę strzeloną Hiszpanii na Euro? Albo gole ze Szwedami? Skoro my nawet nie wygraliśmy tego meczu, a w grupie zajęliśmy ostatnie miejsce? Kto się tym będzie ekscytował?

Zagraniczne media i kibice patrzą na zwycięzców, na tych, którzy potrafią wygrać z najsilniejszymi. Drużynom typu Andora, San Marino, Węgry czy Albania Lewandowski może strzelić nawet 50 bramek, a i tak to nikogo nie będzie obchodzić. Z perspektywy międzynarodowej to jest zwykłe "oklepywanie" słabeuszy.

Niestety, z silnymi rywalami reprezentacja Polski nie wygrywa od dawna. I nie ma tu nic do rzeczy, że to w ogóle nie Roberta wina. On gra w reprezentacji, którą ostatni raz zachwycano się jeszcze za Adama Nawałki, na Euro 2016. Później - z perspektywy międzynarodowej - nastąpiła pięcioletnia dziura, wielka jak lej po bombie. Nie zdołał jej zasypać kolejny selekcjoner Jerzy Brzęczek, a Paulo Sousa zrobił z reprezentacji drużynę na swój obraz i podobieństwo - kompletnie nieprzewidywalną.

Cieszmy się więc z drugiej lokaty, bo miejsce na podium w plebiscycie "France Football" też jest zwycięstwem. A porażką polskiego futbolu jest to, że na dziś nie ma w naszej reprezentacji nikogo - poza Lewym - kto mógłby znaleźć się choćby tylko w trzydziestce nominowanych w rywalizacji o Złotą Piłkę. I właśnie z "budowania" polskich piłkarzy na międzynarodową skalę rozliczajmy kolejnych selekcjonerów i kolejnych prezesów PZPN. Niby mamy zdolną młodzież, a gdzieś ona nam ciągle przepada w ciemnej otchłani, jaką jest polski futbol.

Boję się, że tak samo może być z tym obecnym pokoleniem. Dlaczego? Bo nad takim chłopakiem jak na przykład Piotr Zieliński powinno się pracować na co dzień, a nie jedynie podczas kilku dni zgrupowania. I nie mówcie mi, że na co dzień to on trenuje w klubie, bo nie o sam trening chodzi.

Dziś, w epoce spotkań online, można monitorować każdego piłkarza dzień po dniu, prowadzić regularne zajęcia z psychologiem, motywatorem, lekarzem, dietetykiem itd. Czemu nie miałby tego robić PZPN i wynajęci przez nich specjaliści? Bo nam łatwiej i wygodniej, że wszystkim zajmuje się klub. Sami pozbawiamy się wpływu na to, jak "buduje" się polski piłkarz. Zostaje nam wtedy siedzenie przed telewizorem i trzymanie kciuków za Lewandowskiego.

Tyle tylko że gdy już go zabraknie, będziemy oglądali takie gale o Złotą Piłkę, jakbyśmy oglądali przez szybę wystawę u jubilera. Wszystko się świeci, wszystko jest drogie i ekskluzywne, wszystko godne podziwu. Ale nie nasze.

Dariusz Tuzimek

Czytaj także:
Złota Piłka 2021. Było blisko! Znamy szczegółowe wyniki plebiscytu
Złota Piłka dla Leo Messiego. Tak zareagował Robert Lewandowski

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×