Poruszenie na Ukrainie. Oto co mówią ludzie

East News / Na zdjęciu: protest w Kijowie
East News / Na zdjęciu: protest w Kijowie

- Jeżeli będzie trzeba, to zostawię sport i wyjdę na ulice walczyć za mój kraj. Nie mam wątpliwości - mówi nam komentator sportowy z Kijowa.

Na Ukrainie przypuszcza się, że już wkrótce Rosja dokona ataku na kraj. Niedawno niemiecki "Bild" pisał o planach Władimira Putina zajęcia dwóch trzecich terytorium Ukrainy. Mer Kijowa i były pięściarz Witalij Kliczko już teraz organizuje obronę cywilną na terenie stolicy. - Przygotowujemy się na całej Ukrainie na ewentualność, że prezydent Rosji Władimir Putin może wydać rozkaz do wojny - przyznał Kliczko. - Znowu słychać, że Putin nie zaatakuje, ale wtedy, w 2014 roku, też uważano, że to niemożliwe - przypomina były pięściarz zawodowy.

Mikrofon na bok

O sytuacji na Ukrainie rozmawiamy z tamtejszym dziennikarzem sportowym. Ze względu na delikatność sprawy, komentator prosi nas o nieujawnianie swojego nazwiska. W jego miejscu pracy zabrania się publicznych rozmów o polityce.

- Czuć realne zagrożenie ze strony Rosji. Mówi się o tym we wszystkich możliwych przekaźnikach - zaczyna dziennikarz mieszkający w Kijowie. - W kraju jest duża mobilizacja. Do ewentualnych działań przygotowywani są żołnierze z rezerw. W telewizji podaje się informacje o schronach i miastach, w których znajdują się takie miejsca. Wszystko na wypadek bombardowania. Nikt nie wie, co faktycznie może się wydarzyć - opowiada nasz rozmówca.

Dziennikarz przyznaje, że trudno ominąć temat polityki choćby w luźniejszych rozmowach ze znajomymi. - Ludzie robią już plany, co zrobić, w razie gdyby coś się zaczęło - słyszymy. - Niedawno zastanawiałem się, jak sam zareaguje w przypadku wojny. Najważniejsze, by moja rodzina była bezpieczna. Osobiście nie mam jednak problemu z tym, by zawiesić zawód komentatora, odstawić sport na dalszy plan i wspierać swój kraj. Jeżeli trzeba będzie, to pomogę. Kilka lat temu również byłem aktywny. Brałem udział w protestach podczas Euromajdanu - przypomina.

Sport utrzymuje normalność

Życie na Ukrainie na razie toczy się dalej, także to sportowe. Nie ma planów przełożenia meczów w żadnej z dyscyplin. Sportowcy, trenerzy i prezesi klubów raczej nie zabierają zdania w temacie możliwej wojny z sąsiadem. - To taka niepisana zasada, żeby nie przywoływać tego tematu, nie prowokować dyskusji i nie nakręcać jej. Sport na razie toczy się swoim rytmem i bardzo dobrze. To też daje ludziom pewien oddech, utrzymuje pewną normalność, dostarcza jakiejkolwiek rozrywki - opowiada.

W 2014 roku po zajęciu regionu Donbasu przez Rosjan, z Doniecka musiał "uciekać" czołowy klub w kraju - Szachtar. Najpierw rozgrywał swoje mecze we Lwowie i Charkowie. Obecnie ma siedzibę w Kijowie. Donbas Arena, stadion Szachtara i jedna z aren mistrzostw Europy 2012, została uszkodzona podczas wojny - między innymi ostrzelana pociskami moździerzowymi. Był to jeden z najnowocześniejszych obiektów na świecie wart ponad 300 milionów euro.

- Rosja wpadła i koniec, wojna. Ja oraz inni zawodnicy mieliśmy dużo wspólnego z Donieckiem. Interesy, nieruchomości, znajomych. I nagle w jednym momencie straciliśmy wszystko. Przyjaciele potracili kolosalne majątki, a nawet życie - wspominał w rozmowie z naszym portalem Mariusz Lewandowski, gracz Szachtara w latach 2001-10.

Jesteśmy silniejsi

Nasz rozmówca opowiada o zmianach, jakie zaszły w mentalności Ukraińców od 2014 roku i aneksji Krymu przez Rosjan. - Obecnie Ukraińcy mają większą świadomość, zjednoczyli się. Na pewno większa liczba ludzi walczyłaby o kraj niż siedem lat temu. Więcej ludzi jest również przeciwko Rosji. Przez te kilka lat rozwinęła się nasza tożsamość narodowa - komentuje dziennikarz.

Zwraca też uwagę na istotny szczegół. - W 2014 roku dysponowaliśmy zdecydowanie słabszą armią. Gdyby Rosjanie poszli wtedy za ciosem i postanowili zaatakować inne tereny, mieliby większe szanse, by odnieść sukces. Rosja ma taką politykę, że uderza w momencie, gdy ktoś jest słaby. Tak było z nami, Gruzją czy Mołdawią. Dziś posiadamy silniejszą armię, a także mamy dodatkowo wsparcie z USA, Polski czy całej Unii. Pod wieloma względami: finansowym, dyplomatycznym czy wojskowym. Jesteśmy na zupełnie innym poziomie. Ryzyko wojny zawsze istnieje, ale w mojej opinii - myślę, że nie dojdzie do szturmu. Mam głęboką nadzieję - zawiesza głos.

Oby to minęło

- Może zabrzmi to górnolotnie, ale bronimy teraz nie tylko Ukrainy, ale też całej Europy - twierdzi ukraiński komentator. - Trzymamy ją na swoich plecach. Napięta sytuacja polityczna na Ukrainie i zagrożenie ataku ze strony Rosji trwają już bardzo długo, ponad siedem lat. Chciałbym, żeby to w końcu minęło i żebyśmy mogli skupić się na normalnym życiu. Żebym nie musiał więcej komentować sytuacji w kraju, a wyłącznie mecze piłkarskie i inne wydarzenia sportowe - kończy.

Źródło artykułu: