Niegdyś fenomenalny. Artur Boruc źle się postarzał

WP SportoweFakty / Na zdjęciu: Artur Boruc
WP SportoweFakty / Na zdjęciu: Artur Boruc

Był numerem jeden polskich bramkarzy. Jeszcze kilkanaście lat temu. Potem zawsze był solidną firmą. Do pierwszej rysy na wizerunku Boruca twardziela doszło jesienią, gdy chuligani wpadli do klubowego autobusu.

Stare powiedzenie mówi, że "bramkarz jest jak wino, im starszy, tym lepszy". W przypadku Artura Boruca można by je było nieco zmodyfikować. Król Artur, który w niedzielę skończył 42 lata, w dość krótkim okresie potrafił stracić szacunek wielu ludzi.

Do pierwszej rysy na wizerunku doszło jesienią, gdy chuligani wpadli do klubowego autobusu i doszło do rękoczynów. Uchodzący za twardziela Boruc nie tylko nic nie zrobił, ale nawet nie zabrał publicznie głosu na ten temat, choć był kapitanem drużyny.

Teraz w meczu z Wartą popełnił szkolny błąd. Najpierw uderzył w głowę zawodnika rywali, potem nakrzyczał na arbitra, choć nie miał racji, na końcu odepchnął w sposób pogardliwy operatora kamery. Potem pozwolił sobie na obraźliwy komentarz na temat sędziego w mediach społecznościowych. I na koniec, jakby było mało, zamieścił na Twitterze prymitywny wpis pochwalający kradzież flag. Starając się podlizać chuliganom, stracił szacunek wielu normalnych osób. Trudno nie odnieść wrażenia, że Boruc po prostu przegrał z własną butą i arogancją.

ZOBACZ WIDEO: Miał zawał serca na boisku! Wrócił do gry

W sumie przez lata taki był, ale ludzie to tolerowali, bo przecież działo się z dala od Polski, nie dotyczyło nas. Artur Boruc stał się bohaterem kibiców Celticu Glasgow nie tylko dzięki świetnej grze, ale też dzięki manifestowaniu swojego katolicyzmu i nienawiści do Rangers. Na każdy mecz Old Firm miał przygotowane coś, co miało wyprowadzić rywali, a przede wszystkim kibiców, z równowagi. Zaczęło się od zwykłego znaku krzyża. Z każdym kolejnym meczem posuwał się dalej. Bił się z rywalami, nie podawał im po meczu ręki, biegał po boisku rywala z flagą Celticu, aż ostatnio na Ibrox włożył na siebie t-shirt z podobizną papieża.

Kibice rywali nazywali go pajacem, kibice Celticu bohaterem. Z perspektywy czasu można mieć wątpliwości, na ile zachowania Boruca były szczere, a na ile były budowaniem wizerunku, próbą zwrócenia na siebie uwagi. Przez lata ludzie tolerowali te wybryki, ponieważ Boruc bronił na niewiarygodnym poziomie.

W 2008 roku rozmawialiśmy z Carlo Ancelottim, który powiedział, że "Boruc to absolutna czołówka bramkarzy w Europie". I nie było w tym ani grama przesady. Rok wcześniej Polak grał fantastycznie w meczach z Milanem i Manchesterem United w Lidze Mistrzów, potem utrzymywał się na wysokim poziomie. W końcu podczas EURO 2008 uratował Polskę przed blamażem. Zresztą podobnie było podczas mundialu w 2006 roku.

Ancelotti bardzo chciał pozyskać Polaka, ale nie udało mu się to. Boruc ostatecznie wylądował we Włoszech, tyle że we Fiorentinie. Początkowo był rezerwowym, ale gdy Sebastian Frey zerwał więzadła krzyżowe, Polak wskoczył do składu i utrzymywał się przez dwa sezony. Potem zamienił Serie A na Premier League. W Southampton znowu zaczynał od ławki, ale z czasem wygrał rywalizację z Paulem Gazzanigą i Kalvinem Daviesem.

W Premier League zaliczył 128 meczów, w sumie na Wyspach ponad 300, uzyskał status postaci kultowej, zwłaszcza w Glasgow. Osiągnął więcej niż dużo i wrócił do Polski. W barwach Legii wielokrotnie udowadniał, że mimo upływu lat wciąż jest w wystarczająco dobrej formie, by być jednym z najlepszych, o ile nie najlepszym bramkarzem w lidze.

Gordon Strachan mówił nam o Borucu: "Jest fenomenalnym piłkarzem. Ma umiejętności, charakter, ogromny wpływ na kolegów. Gdy połączysz te wszystkie trzy rzeczy, otrzymasz maszynę do bronienia".

Wyjazd spowodował, że dojrzał jako bramkarz, ale niekoniecznie jako człowiek. Ostatnie tygodnie pokazały, że na tym polu ma sporo do nadrobienia. Zwłaszcza odepchnięcie operatora kamery mogło dać do myślenia. Boruc potraktował człowieka wykonującego swoją pracę bez szacunku.

Komisja dyscyplinarna PKO Ekstraklasy rzuciła mu jeszcze koło ratunkowe, zawieszając na trzy mecze. Trudno oprzeć się wrażeniu, że ktoś inny, z innego klubu, dostałby karę wyższą.

Wiele wskazuje, że obecny sezon będzie jego ostatnim w piłce. Właśnie skończył 42 lata, Legia nie tylko ściąga na jego miejsce doświadczonego bramkarza z Austrii, ale ma też swoich młodych bramkarzy. Wydaje się, że Cezary Miszta jest dziś gotowy do gry na wysokim poziomie. Boruc kończy więc swoją karierę w sposób niegodny wielkiego bramkarza.

Źródło artykułu: