Boi się o swoją rodzinę na Ukrainie. "Wojsko jest 80 km od mojego domu"

Zdjęcie okładkowe artykułu: Getty Images / Na zdjęciu: protest na Ukrainie
Getty Images / Na zdjęciu: protest na Ukrainie
zdjęcie autora artykułu

- U nas jest takie powiedzenie: liczymy na pokój, ale szykujemy się do wojny - mówi nam sportowy dziennikarz Denis Sawczenko o ostatnich wydarzeniach w jego ojczyźnie. Działania Władimira Putina nazywa haniebnymi.

W tym artykule dowiesz się o:

- Cała moja rodzina mieszka w Donbasie, byłem u nich jeszcze miesiąc temu. Teraz wojsko rosyjskie jest tak naprawdę 80 kilometrów od mojego domu - mówi nam zmartwiony ukraiński dziennikarz sportowy Denis Sawczenko z portalu footballhub.com.ua. On, podobnie jak miliony jego rodaków, nie mogą być pewni, co wydarzy się w najbliższych dniach.

- Panuje wśród nas bardzo duży niepokój - dodaje. Poniedziałkowe wystąpienie Władimira Putina wywołało wśród Ukraińców obawy o bezpieczeństwo i postawiło na nogi najważniejsze osoby w Europie.

Przypomnijmy, że prezydent Rosji ogłosił uznanie niepodległości dwóch separatystycznych republik w Donbasie - Donieckiej Republiki Ludowej i Ługańskiej Republiki Ludowej. Polecił też siłom zbrojnym wkroczenie na te tereny pod pretekstem "zapewnienia utrzymania pokoju w republikach".

ZOBACZ WIDEO: Sporty zimowe nie są domeną Polaków? "Często nie mamy warunków, żeby trenować"

Z kolei we wtorek, już od wczesnych godzin porannych, do sieci zaczęły trafiać nagrania z rosyjskimi czołgami i innymi pojazdami wojskowymi wkraczającymi do Donbasu. Koncentracja tamtejszych oddziałów jest również obserwowana po rosyjskiej stronie granicy z Ukrainą.

Nasz rozmówca boi się o bezpieczeństwo swojej rodziny. Najgorsza jest niepewność, bo zdaniem jego i jego rodaków Władimir Putin jest zdolny do wszystkiego. - Jego działania są haniebne i nieprzewidywalne - zapewnia.

Mimo panującej od wielu dni napiętej sytuacji na Ukrainie Sawczenko i jego znajomi dziennikarze byli przekonani, że w najbliższy piątek zgodnie z planem ruszy wiosenna runda rozgrywek tamtejszej ekstraklasy piłkarskiej.

- Jeszcze w poniedziałek rano panowało pełne przekonanie, że rozgrywki ligowe na Ukrainie zostaną wznowione zgodnie z planem, czyli w najbliższy piątek. Teraz już trudno przewidzieć, co będzie dalej. Nie tylko z piłką nożną i ze sportem w ogóle.

Jak dotąd nie ma jednak decyzji władz ukraińskiego sportu dot. zawieszenia rozgrywek czy innych wydarzeń sportowych.

- Wszyscy na razie przyglądają się temu, co się dzieje. Panuje oburzenie, do jakich prowokacji zmierza Rosja, jak publikuje fałszywe informacje i ostrzeliwuje ukraińskie wojsko i cywilów. Protokół miński (porozumienie o zawieszeniu broni z 2014 roku - przyp. red.) istnieje już tylko na papierze. Można w ogóle o nim zapomnieć.

Jeśli w najbliższych dniach nie dojdzie do ofensywy ze strony rosyjskiego agresora, nie można wykluczyć, że sportowe rozgrywki na Ukrainie będą toczyć się tak jak wcześniej.

- Mimo to wszyscy przygotowują się do startu, piłkarskie kluby wróciły ze zgrupowań w pełnych składach, obcokrajowcy nie wyjechali do swoich krajów. Ale wiemy, że wszystko może się zmienić - dodaje.

Po działaniach Rosji na Ukrainie wśród piłkarskich kibiców pojawiły się wątpliwości m.in. na temat tegorocznego finału Ligi Mistrzów, który zaplanowano na stadionie w Sankt Petersburgu. UEFA ogłosiła wprawdzie, że na ten moment nie ma takiego tematu (WIĘCEJ TUTAJ), jednak według dziennika "The Times" jest to bardzo prawdopodobne.

Nie ma także żadnych decyzji dot. meczu reprezentacji Polski z Rosją (24 marca) w barażach do mistrzostw świata. Gospodarzem spotkania mają być Rosjanie, które zaplanowano na stadionie Dynama Moskwa. Nie jest jednak wykluczone, że FIFA może zdecydować się na przeniesienie starcia na neutralny teren.

- PZPN, jako członek UEFA i FIFA, czeka na decyzję organizatora - tłumaczy nam Jakub Kwiatkowski, rzecznik reprezentacji Polski.

Źródło artykułu: