Oczywiście dziwnie brzmią słowa, że zespół jest w kryzysie, skoro zajmuje czwarte miejsce w tabeli i w dalszym ciągu ma realne szanse na grę w europejskich pucharach w przyszłym sezonie. Jednak trudno nie odnieść wrażenia, że z tygodnia na tydzień gra Lechii Gdańsk jest coraz gorsza.
Trener Tomasz Kaczmarek miał świetne wejście do Lechii. W siedmiu pierwszych meczach zanotował pięć zwycięstw i dwa remisy i w Gdańsku szybko zapomnieli o Piotrze Stokowcu. Ale czyżby fascynacja nowym szkoleniowcem trwała krótko?
Od wygranego w dobrym stylu meczu z Legią Warszawa (3 października) tylko raz można było powiedzieć, że gdańszczanie rozegrali przyzwoite spotkanie. To było przy okazji rywalizacji z Rakowem Częstochowa. W pozostałych meczach Lechia - mówiąc delikatnie - nie zachwyciła.
ZOBACZ WIDEO: Ukraińscy sportowcy pomagają i walczą na froncie. "Ta armia nas obroni"
Spójrzmy nawet na sam 2022 rok. Na inaugurację było dość pewne zwycięstwo ze Śląskiem Wrocław, jednak z perspektywy czasu była to po prostu naturalna kolej rzeczy. Śląsk gra bowiem fatalnie i nie bez powodu Jacek Magiera stracił właśnie pracę. Lechia wygrała jeszcze z Lechem Poznań, ale to Kolejorz zrobił lepsze wrażenie i przegrał wyłącznie przez nieskuteczność oraz gapiostwo przy jednym rzucie rożnym.
Gdyby stworzyć tabelę za ostatnie - powiedzmy - dziesięć kolejek, wyniki są wręcz druzgocące z perspektywy Lechii. Gdański zespół byłby sklasyfikowany dopiero na czternastym miejscu. W tym czasie Lechia straciła aż siedemnaście goli, co jest drugim najgorszym wynikiem na przestrzeni tych dziesięciu spotkań.
Fatalna gra na wyjazdach
Nie wiadomo co dzieje się z piłkarzami Lechii, gdy ci jadą na mecz poza Gdańskiem, ale ewidentnie dzieje się coś niedobrego.
Ostatnie pięć wyjazdowych meczów Lechii:
- 0:2 Radomiak Radom
- 0:2 Cracovia
- 0:1 Wisła Płock
- 1:5 Pogoń Szczecin
- 3:3 Stal Mielec
Żeby przypomnieć sobie ostatnie zwycięstwo Lechii na obcym stadionie, trzeba cofnąć się aż do 30 października i meczu z Wartą Poznań. A dodajmy, że Lechia oba gole strzeliła wówczas w doliczonym czasie gry, z czego pierwszy padł z rzutu karnego.
I nie chodzi tu o klasę rywala. Lechia zwyczajnie nie radzi sobie w meczach wyjazdowych. Przecież w 1/16 finału Fortuna Pucharu Polski podopieczni trenera Kaczmarka skompromitowali się w spotkaniu ze Świtem Nowy Dwór Mazowiecki.
Zatracony styl
Po ostatnim meczu z Wisłą Kraków trener Kaczmarek był zły na swoich zawodników. Zresztą i w szatni było gorąco. Podniesione głosy można było usłyszeć jeszcze długo po końcowym gwizdku.
Trudno się dziwić, bo na grę Lechii po prostu nie dało się patrzeć. To przypominało Lechię z wyjazdów, a nie z meczów u siebie. Piłkarze byli schowani, nikt nie pokazywał się do gry, nikt nie chciał podjąć ryzyka, wziąć na siebie odpowiedzialności.
To wyglądało tak, jakby gdańscy piłkarze byli zadowoleni z jednobramkowego prowadzenia i po prostu chcieli przepchnąć zwycięstwo minimalnym nakładem sił. Tym razem się to nie udało, bo będąca w sporym dołku Wisła doprowadziła do wyrównania w samej końcówce.
I choć na papierze skład Lechii wyglądał ofensywnie, to na boisku absolutnie nie było tego widać. Nic się nie kleiło. Trudno nawet powiedzieć jak ten zespół ma grać w ofensywie. Gra na jeden kontakt? Raczej nie. Dynamiczne rajdy skrzydłami i dośrodkowania? Też nie. Długie podania na wysokiego napastnika? Tym bardziej nie. Lechia zwyczajnie nie ma stylu, jakiegoś znaku rozpoznawczego. Bo przecież nie można w każdym meczu liczyć na stałe fragmenty gry...
Koszmar w obronie
Nie ma wielu zespołów w PKO Ekstraklasie jak Lechia, których piłkarze tak często przebierają się w stroje św. Mikołaja i dostarczają prezenty rywalom.
Po meczu z Wisłą rozmawialiśmy z Rafałem Pietrzakiem, którego błąd w wyprowadzeniu piłki kosztował utratę gola i punktów. Wziął odpowiedzialność za tę sytuację i przyznał, że to on nawalił.
Takich pomyłek jest jednak zbyt dużo. I często są one równoznaczne z utratą bramki. W Radomiu Filip Koperski sprokurował rzut karny po fatalnym podaniu Macieja Gajosa wszerz boiska, w starciu z Cracovią to Jarosław Kubicki nieodpowiedzialnie stracił piłkę na własnej połowie i rywale momentalnie to wykorzystali. A przecież tak można wyliczać praktycznie co mecz. Wystarczy cofnąć się choćby do spotkania w Mielcu, gdzie dwa gole Stali podarował Mateusz Żukowski.
Takich sytuacji jest stanowczo zbyt dużo, jeśli Lechia marzy o czymś więcej niż miejscu w środku stawki.
CZYTAJ TAKŻE:
Polska rozmawia ze Szkotami. Mamy najnowsze informacje w sprawie towarzyskiego meczu!
To nie koniec powołań Michniewicza. Będzie kolejny debiutant