Wiatr normalności powiał od morza (OPINIA)

WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: piłkarze Arki Gdynia
WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: piłkarze Arki Gdynia

Gdy przeczytałem informację o kontrowersjach wokół przekazania przez Arkę Gdynia biletów dla uchodźców z Ukrainy, przeżyłem szok dwa razy.

W tym artykule dowiesz się o:

Pierwszy raz gdy dotarło do mnie, że ktoś ma pretensje, iż klub za darmo pozwolił wejść na mecz uchodźcom i ich dzieciom, bo taka ludzka małość normalnemu człowiekowi w głowie się nie mieści.

Ale drugi szok, który przeżyłem - kiedy przeczytałem kapitalną odpowiedź Arki w poście na Facebooku - był przyjemny. Bo uświadomiłem sobie, że polski klub wcale nie musi być zakładnikiem własnych kibiców. Stać go na to, żeby - w sytuacji, w której zachowują się głupio i niegodnie - po prostu ich wykpić i odpowiedzieć tak, żeby im w pięty poszło. Czy się ci ludzie zawstydzą nie wiem, ale na pewno powinni.

Najpierw o tym pierwszym szoku. Nawet biorąc poprawkę na to, że społeczeństwo mamy dziś bardzo roszczeniowe, trudno nie być zaskoczonym, że ktoś w komentarzu ma czelność używać argumentu, iż polski klub stawia w uprzywilejowanej pozycji uchodźców w stosunku do Polaków, bo Ukraińcy dostają bilety za darmo. Gdyby jeszcze tylko na tym się skończyło, pół biedy. Człowiek machnąłby ręką, uznałby, że przecież głupich nie sieją, sami się rodzą.

ZOBACZ WIDEO: Krychowiak zrobił to jako jedyny. "Pokazał, że ma jaja"

Niestety, w tej anty-uchodźczej narracji w komentarzach można było przeczytać gorsze rzeczy. M.in. o tym, że Ukraińcy dostają wszystko za darmo, albo że są w Polsce na wakacjach all inclusive. Można poczuć mdłości. Ale i gniew.

I dobrze, że ten gniew się pojawił także wśród ludzi, którzy pracują w Arce. Że coś ich boleśnie ukłuło zarówno w serce jak i rozum i ktoś powiedział: nie! Nie ma na to naszej zgody. Tacy nie jesteśmy i tacy być nie chcemy. Taka odmowa ma sens, mnie osobiście imponuje. I cieszy, że ktoś sobie tak pięknie i we właściwym momencie przypomniał, że klub pełni też rolę wychowawczą, że może mieć wpływ na to, jakimi ludźmi będą młodzi kibice w przyszłości. Ten post był wart więcej niż tysiąc lekcji wychowawczych. Bez chamstwa, bez agresji, bez przemocy, a jednak zmiażdżył ludzi, których powinny przerażać mroki ich własnej psychiki. Wystarczyło, że klub poprosił ich tylko o podawanie w komentarzach swoich danych, to im też przyzna darmowe bilety. A dostaną je bezpośrednio od chłopców z Ukrainy, którzy od niedawna trenują w Arce. Dzieci chętnie opowiedzą jak spędziły ostatnie tygodnie. Miazga. Subtelna, ale miazga.

Duże brawa dla Arki. Zachowała się niby tylko przyzwoicie, ale wszyscy wiemy, że taka przyzwoitość wcale nie jest codziennością w polskiej piłce. Więcej takich postaw, a trybuny kiedyś staną się miejscem dla normalnych ludzi, którym trudno wpisywać się w milczącą akceptację patologii, jaka panuje na polskich stadionach.

Przecież wulgarnym przyśpiewkom nikt się dzisiaj już nawet nie dziwi. Na „szmatach” można napisać każde przekleństwo, każdego obrazić albo nawet pogrozić śmiercią. Nikogo to nie wzrusza. Tajemnicą poliszynela jest, że polskie kluby - pozostawione bez wystarczającego wsparcia ze strony państwa - są terroryzowane przez kiboli. A oni robią, co chcą. Rzadko natrafiają na jakikolwiek opór. Nawet jeśli wymyślą do oprawy jakąś nikczemność czy zwykłą głupotę. Jak na przykład „efektowna” kartoniada na stadionie Legii sprzed kilku miesięcy, z której ułożył się bardzo wulgarny napis. Pewnie większość ludzi na trybunie nawet nie wiedziała jaki napis z kartonów układa. Ale wiedziała ta mniejszość, która stanowi o obliczu naszych trybun.

Ostatnio Cracovia dostała śmiesznie niską karę za to, co działo się na jej trybunach w meczu z Pogonią Szczecin. A mieliśmy tam obrazek jak za dawnych lat: pirotechnika, kominiarki, rozwalenie ogrodzenia, kopanie osłaniających się tarczami policjantów, próbę doprowadzenia do konfrontacji z kibicami gości. Gaz i funkcjonariusze z psami wokół boiska. I mecz dokończony na siłę, choć w tej transmisji - już do końca spotkania - najbardziej było słychać szczekanie psów. A najbardziej smutnym obrazkiem z tego wydarzenia było to, jak ojciec ucieka z trybun ciągnąc małego synka za rękę. Pewnie na stadion nigdy już nie wrócą.

Stary problem z polskimi kibolami tkwi w tym, że karane są kluby, a nie konkretni zadymiarze, którzy robią burdy. Dziwne, że w czasach, gdy widzimy, jakie możliwości daje nowoczesna technika, m.in. drony czy śledzenie aktywności ludzi w Internecie, w Polsce jakoś nie udaje się namierzyć, wyłapać i przykładnie ukarać ludzi, którzy łamią prawo na stadionie. W miejscu publicznym, co warto podkreślić. Czy jeśli kibic zrobiłby taką samą zadymę w centrum miasta (np. łamałby płot, kopał policjanta), to służby porządkowe też potraktowałyby go tak samo łagodnie jak na stadionie? Taki kibol też byłby jedynie oszczekany przez pieska? Czy stadiony są miejscem, gdzie prawo nie obowiązuje?

Zastanawiająca jest ta bezsilność polskiego państwa wobec kiboli? Dlaczego tak się dzieje? Nie mam innej odpowiedzi niż ta, że po prostu nie ma woli rozwiązania problemu. W Anglii - za czasów Margaret Thatcher - poradzono sobie z chuliganami nie dlatego, że kary były drakońskie. Dlatego, że była wola, żeby rozwiązać problem. I konsekwentnie prowadzono wypalanie tej gangreny rozpalonym żelazem.

W Polsce nie brakuje nam ani środków technicznych, ani finansowych, żeby też to skutecznie zrobić. Brakuje woli. Dlatego tak trudno ludziom z klubów poradzić sobie z kibolską patologią. Dlatego, choć to kluby uwiera, choć się wewnętrznie na to nie godzą, muszą milczeć. Bo siła jest w tym przypadku po złej stronie mocy.

Dlatego tym bardziej doceniam to, co zrobiła Arka Gdynia. Jednym postem na Facebooku zdobyła olbrzymią sympatię w całym kraju. Może to kogoś ośmieli? Może czasem także w innych klubach pojawi się refleksja, że nie zawsze warto tańczyć do „muzyki”, którą zagrają kibole? Może uda się wyrwać z ich rąk choćby kawałek normalności. Bo oni cały czas nam kradną piłkę. Nie musimy się na to godzić. Warto stawiać opór. Nawet zaczynając od małych rzeczy.

Ponad 40 lat temu powiał wiatr od morza i zmienił ten kraj. Na zawsze, choć zła strona mocy długo jeszcze stawiała opór.

Nie przeceniam i nie wyolbrzymiam tego, co się stało w sprawie uchodźców w klubie z Gdyni. Ale cieszy mnie, że ten zdrowy powiew znów idzie znad morza.

Kim jest Diego Santos Carioca? Mamy zagraniczną opinię
Szwedzi zaniepokojeni przed meczem z Polską. Chodzi o... Chorzów