W tym artykule dowiesz się o:
Sebastian Przyrowski (Górnik Zabrze)
Przed sezonem chciało go Zagłębie Lubin, ale ten wybrał ofertę z Górnika Zabrza. Co prawda był znany ze swoich spektakularnych błędów, które pieszczotliwie nazywane były "przyrosiami", ale miał na koncie 201 gier w Ekstraklasie w barwach Dyskobolii Grodzisk Wielkopolski i Polonii Warszawa oraz występy w Biało-Czerwonych barwach.
Przyrowski w śląskim klubie szybko okazał się jednak największym niewypałem transferowym. Wystąpił w pięciu meczach Ekstraklasy, a po przegranym w fatalnym stylu meczu z Termalicą Bruk-Bet Nieciecza stracił miejsce między słupkami bramki Górnika. Do tego czasu puścił 12 bramek i obronił tylko siedem strzałów - to 37-proc. skuteczność interwencji na linii. Przyrowski "puszczał wszystko, co leciało w światło bramki Górnika".
Bartosz Rymaniak (Cracovia)
Jeśli ktoś mógł popsuć wysiłek Cracovii w rundzie jesiennej, to tym kimś był Bartosz Rymaniak. Trener Jacek Zieliński sięgał po niego w ostateczności, gdy kontuzjowani byli inni obrońcy, ale wykorzystał te szanse na właściwy sobie sposób. Jeśli Pasy chcą awansować do europejskich pucharów, Rymaniak musi odejść z klubu albo chociaż być poza kadrą meczową.
Pamiętacie, w jakich okolicznościach trafił do Cracovii? 9 czerwca 2014 roku Pasy ogłosiły pozyskanie Rymaniaka z Zagłębia Lubin, a 10 dni później ściągający go do Krakowa dyrektor sportowy Piotr Burlikowski został dyrektorem sportowym Zagłębia.
Krystian Nowak (Podbeskidzie Bielsko-Biała)
Do Podbeskidzia Bielsko-Biała trafił przed sezonem ze zdegradowanego z I ligi Widzewa Łódź. 21-letni obrońca szybko wywalczył sobie miejsce w podstawowym składzie Górali, a stawiał na niego i Dariusz Kubicki, i Robert Podoliński. Zdarzały mu się przyzwoite mecze, ale popełnił wiele błędów, które skutkowały stratą gola. Dziś Podbeskidzie jest ostatnie w tabeli Ekstraklasy i ma najwięcej straconych bramek (35). Sporo z nich to właśnie "zasługa" Nowaka.
Lukas Bielak (Górnik Łęczna)
Jeśli ktoś prokuruje trzy rzuty karne w zaledwie 14 występach, to nie może być przypadku - Słowak jest w swoim polu karnym większym zagrożeniem od wracającego do defensywy napastnika. Jurija Szatałowa doprowadzał do szewskiej pasji, ale rosyjski szkoleniowiec Górnika nie miał dla niego alternatywy.
Sławomir Peszko (Lechia Gdańsk)
Wrócił do Ekstraklasy po pięciu latach przerwy i można z nim było wiązać spore nadzieje, bo w końcu przed wyjazdem z Polski mógł się poszczycić bardzo dobrymi statystykami: 154 spotkania, 16 bramek i 32 asysty. Przychodząc do Lechii, miał nie tylko ściągnąć ludzi na trybuny, ale przede wszystkim rozruszać ofensywę gdańszczan. Po zawodniku regularnie powoływanym do reprezentacji Polski wiele się spodziewano. Ten jednak całkowicie rozczarował.
- Jeśli Peszko śpi przy straconych golach, to taka postawa tak się właśnie musi kończyć. Nie wiem gdzie on był myślami? Chyba na zgrupowaniu reprezentacji Polski. Od takiego zawodnika zawsze będę wymagał więcej - krytykował go Thomas von Heesen, trener Lechii.
Dorobek Peszki w rundzie jesiennej to 14 występów i tylko jedna asysta w postaci wywalczonego rzutu karnego.
Marcel Gecov (Śląsk Wrocław)
Największa transferowa porażka zdecydowanie zawodzącego w tym sezonie Śląska Wrocław. 27-letni pomocnik, który ma za sobą debiut w reprezentacji Czech, do WKS-u trafił po przygodzie z Rapidem Bukareszt. Jest wychowankiem Slavii Praga, a grał też w Slovanie Liberec, Fulham Londyn i KAA Gent. Ma na koncie też siedem występów w rozgrywkach UEFA. Z jego przenosinami do zielono-biało-czerwonych wiązano zatem spore nadzieje.
Gecov w Śląsku to jednak zawodnik schowany za plecami kolegów z drużyny, podający głównie do tyłu. Sami kibice określali go pierwszym "hamulcowym" akcji swojego zespołu. Tadeusz Pawłowski konsekwentnie jednak na niego stawiał, aż w końcu sam stracił pracę. Nowy trener Romuald Szukiełowicz zdecydowanie ograniczył jego udział w meczach.
Tomasz Cywka (Wisła Kraków)
Z wracającym do Polski po dziewięciu latach występów w Anglii Cywką wiązano przy Reymonta 22 spore nadzieje, ale 27-latek okazał się być kompletnym niewypałem. Zaczął sezon w wyjściowym składzie Wisły, ale był kompletnie bezproduktywny. Miejsce w "11" stracił po meczu w Łęcznej, w którym zaliczył asystę... przy golu Górnika. Nie bez przyczyny w ostatnich miesiącach pobytu w Anglii nie pojawiał się na boisku.
Denis Popović (Wisła Kraków)
Runda jesienna pokazała, że latem władze Białej Gwiazdy mocno pomyliły się w ocenie sprowadzanych zawodników. - Denis był naszym pierwszym wyborem - mówił były już prezes Robert Gaszyński, gdy przedstawiał Popovicia w roli następcy Semira Stilicia. Mająca problemy finansowe Wisła nawet wykupiła Słoweńca z I-ligowej Olimpii Grudziądz, ale jeśli sprowadza się rozgrywającego z Olimpii Grudziądz, to nie można być później zaskoczonym, że gra się jak Olimpia Grudziądz. Dla Popovicia gra w Ekstraklasie to za wysokie progi.
Milos Krasić (Lechia Gdańsk)
Lechia pozyskała 31-latka z przeszłością w CSKA Moskwa, Juventusie Turyn i Fenerbahce Stambuł na zasadzie wolnego transferu. To nie była jednak świetna okazja. Skrzydłowy na razie w niczym nie przypomina 46-krotnego reprezentanta Serbii, który przed dekadą był jednym z najlepszych na swojej pozycji w Europie. Często nie łapał się do składu gdańszczan, w biało-zielonych barwach rozegrał ledwie osiem spotkań i zaliczył jedną asystę.
- Na dzień dzisiejszy nie dał drużynie tyle, ile od niego wymagano - mówi menedżer Lechii, Marek Jóźwiak.
Rafael Crivellaro (Wisła Kraków)
I trzeci przykład na to, jak bardzo źle pracowano latem przy Reymonta 22. Wisła obserwowała Brazylijczyka, gdy ten występował w Portugalii, ale rundę wiosenną poprzedniego sezonu spędził w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Krakowianie zaczekali, aż Crivellaro zatęskni za Europą, zaproponowali mu aż trzyletni kontrakt i teraz nie wiedzą, jak się z tego wyplątać. Brazylijczyk na boisku razi nieporadnością, a gra w Ekstraklasie jest dla niego zdecydowanie za szybka - nie dał Wiśle na boisku niczego pożytecznego. Do tego jest skłócony z całym zespołem.
Denis Thomalla (Lech Poznań)
Niemiec miał uzupełniać bardziej doświadczonego Marcina Robaka, ale jego grę można było tylko i wyłącznie krytykować. 23-latek ma za sobą przetarcie w Bundeslidze w barwach TSG 1899 Hoffenheim, a ostatni sezon spędził na wypożyczeniu w SV Ried (10 goli, 7 asyst), ale jego statystyki w Kolejorzu są katastrofalne: w 13 występach nie zdobył ani jednej bramki, a zaliczył tylko jedną asystę.
- Thomalla ma na tyle duże możliwości, że pewnie nie będzie chciał kończyć kariery w Poznaniu - mówił w czerwcu wiceprezes poznańskiego klubu, Piotr Rutkowski. Rzeczywiście, rozgoryczony występami w Lechu Thomalla wyżalił się na łamach austriackich mediów, że zrobiono z niego kozła ofiarnego. Nie ukrywa też, że chętnie odszedłby z mistrza Polski i wróciłby do Austrii. Przy Bułgarskiej 17 nikt za nim nie zatęskni.