W tym artykule dowiesz się o:
Jedno wolne miejsce
W 23-osobowej kadrze Polski na mundial w Rosji - jak na Euro 2016 - znajdzie się tylko trzech nominalnych napastników, a dwa miejsca są już zarezerwowane dla Roberta Lewandowskiego i Arkadiusza Milika. Pierwszy to niekwestionowany lider Biało-Czerwonych, który w meczach o stawkę przebywa na boisku od pierwszej do ostatniej minuty - w el. MŚ 2018 jako jedyny Polak wystąpił w pełnym wymiarze czasowym w każdym z dziesięciu spotkań.
Milik natomiast wrócił do gry po drugiej kontuzji kolana, a każdy jego występ w barwach Napoli pokazuje, że 24-latek szybko odzyskuje formę sprzed urazów. To nie tylko nasza obserwacja - podobnie na grę Milika patrzy trener Napoli, Maurizio Sarri.
- Za każdym razem, kiedy Arek wchodzi na boisko, uświadamia nam to, jak bardzo brakowało nam go przez te miesiące, kiedy nie grał. To była dla nas kara - przyznał Włoch po ostatnim meczu z Chievo Werona (2:1), w którym Milik strzelił pierwszego gola po urazie.
Pamięć ludzka jest zawodna, więc przypomnijmy, że kiedy Milik był zdrowy, tworzył z Lewandowskim najgroźniejszy duet napastników na Starym Kontynencie. Polska była najskuteczniejszą drużyną el. Euro 2016 (33), Lewandowski królem strzelców rozgrywek (15), a Milik najlepszym asystentem kwalifikacji (7). To właśnie dlatego napastnik Napoli ma pewne miejsce w kadrze, choć przez ostatnie półtora roku więcej czasu poświęcił na leczenie, niż grę.
A o ostatnie wolne miejsce w samolocie, który 13 czerwca odleci z Okęcia do Rosji, trwa zażarta walka. Adam Nawałka ma kłopot bogactwa, bo prawie wszyscy kandydaci w ostatnich tygodniach są w doskonałej formie i imponują skutecznością. Kto walczy o uznanie selekcjonera?
Dawid Kownacki (1 występ w kadrze A) Jeszcze miesiąc temu wszystko wskazywało, że to właśnie on jest murowanym faworytem do wylotu do Rosji. Jest najmłodszym, bo ledwie 21-letnim, z kandydatów, więc poleciałby na mundial po naukę na przyszłość, a do tego może zagrać zarówno jako środkowy napastnik, jak i ofensywny pomocnik czy fałszywy skrzydłowy. Adam Nawałka ceni zawodników niejednowymiarowych.
Od października 2016 roku, gdy Nenad Bjelica postawił na niego w Lechu Poznań, jego kariera wkroczyła na właściwe tory i Kownacki w końcu zaczął grać na miarę olbrzymiego potencjału i nie mniejszych oczekiwań. Po transferze do Sampdorii Genua (lipiec 2017) jego rozwój nabrał jeszcze większego tempa.
Kownacki nie przebił się co prawda do "11" Blucerchiatich, ale doskonale czuje się jako zmiennik, a właśnie skutecznego "Jokera", który potrafi dać drużynie impuls z ławki, Biało-Czerwoni będą potrzebowali w Rosji. Kownacki strzelił dla Sampdorii sześć goli, a przy trzech asystował, mając udział w bramce swojego zespołu co 47 rozegranych minut.
Selekcjoner docenił jego pracę i w marcu - po blisko trzyletniej przerwie - ponownie powołał go do reprezentacji. W meczu z Nigerią (0:1) Kownacki zadebiutował w drużynie narodowej. "W kilku sytuacjach pokazał gaz, brak kompleksów, pewność siebie. To zawodnik, który powinien dostawać kolejne szanse w reprezentacji Polski" - tak oceniliśmy jego grę przeciwko Super Orłom.
Wychowanek Lecha Poznań świetnie spisuje się też w młodzieżowej reprezentacji Polski, której jest kapitanem. W pięciu meczach el. ME U-21 2019 zdobył sześć bramek i jest czołowym strzelcem rozgrywek. Problem w tym, że z marcowego zgrupowania "młodzieżówki" wrócił do Genui z urazem mięśniowym i z powodu tej kontuzji opuścił już trzy ostatnie mecze Sampdorii. Ostatnie derby Genui były już szóstym z rzędu meczem, w którym trener Marco Giampaolo nie skorzystał z usług kapitana polskiej "młodzieżówki" - trzy ostatnie spotkania przed przerwą reprezentacyjną Kownacki przesiedział na ławce rezerwowych Sampdorii.
ZOBACZ WIDEO "Damy z siebie wszystko" #19. "Heynckesowi należy się flaszka. Za to, że Lewandowski nie grał"
Odkąd Kownacki jest zawodnikiem włoskiego klubu, czyli od lipca minionego roku, tak długiej przerwy w grze jeszcze nie miał. Do końca sezonu Serie A pozostało jeszcze tylko sześć kolejek, a to może być dla Kownackiego zbyt krótki okres na powrót do formy i skuteczną walkę o udział w mundialu.
Jakub Świerczok (3A)
Rok temu o tej porze grał w I-ligowym GKS-ie Tychy i wcale nie imponował skutecznością. Do 11 kwietnia 2017 roku miał na koncie tylko sześć bramek zdobytych w 21 występach na zapleczu Lotto Ekstraklasy i w Pucharze Polski. Dopiero na finiszu poprzedniego sezonu zaczął strzelać seriami, czym zapracował na transfer do Zagłębia Lubin. Jesienią utrzymał formę i z 16 golami był najskuteczniejszym Polakiem Lotto Ekstraklasy, a Adam Nawałka szybko docenił jego dyspozycję i w listopadowym meczu towarzyskim z Urugwajem umożliwił mu debiut w drużynie narodowej.
W styczniu Świerczok zdecydował się na przyjęcie oferty Ludogorca Razgrad. Skusiła go do tego między innymi perspektywa występu w 1/16 finału Ligi Europy z Milanem, ale mistrzowie Bułgarii byli tylko tłem dla Rossonerich (0:3, 0:1) i pożegnali się z rozgrywkami. Sam Polak w żaden sposób nie zagroził Włochom i po pucharowym dwumeczu stracił miejsce w "11" na rzecz Claudiu Keseru.
W sześciu pierwszych występach w barwach Ludogorca Świerczok nie potrafił zdobyć bramki, ale gdy już przerwał strzelecką niemoc, to w trzech ostatnich meczach zdobył łącznie pięć goli, pokonując golkipera rywali co 16 minut! A w miniony piątek przybliżył się do powrotu do wyjściowego składu Ludogorca, bo zapewnił swojej drużynie prestiżowe i cenne zwycięstwo w meczu na ligowym szczycie z CSKA Sofia (3:2). Polak zaczął spotkanie na ławce rezerwowych, a do gry wszedł w przerwie i najpierw strzelił gola na 1:1, a potem na 3:2.
Adam Nawałka do tej pory skorzystał z jego usług w trzech meczach towarzyskich, ale w żadnym z nich Świerczok gola nie strzelił. Mało tego, z nim na boisku Biało-Czerwoni nie zdobyli ani jednej bramki - to fakt, a nie opinia.
Łukasz Teodorczyk (15A, 4 bramki)
W minionym sezonie wysoko zawiesił sobie poprzeczkę, bo zdobył dla Anderlechtu 30 bramek w 53 meczach, sięgając po koronę króla strzelców Jupiler Pro League i prowadząc Anderlecht do mistrzostwa Belgii. Pod spowodowaną kontuzją nieobecność Arkadiusza Milika był też pierwszym wyborem Adama Nawałki, jeśli chodzi o wzmocnienie ataku.
"Teo" nie potrafił jednak utrzymać formy z poprzednich rozgrywek. W jesiennych meczach zdobył tylko trzy bramki, a do tego sprawiał problemy dyscyplinarne, przez co stracił miejsce w reprezentacji Polski - Adam Nawałka pominął go przy powołaniach na listopadowe mecze towarzyskie z Urugwajem (0:0) i Meksykiem (0:1). Na marcowe zgrupowanie Teodorczyk zaproszenie już dostał, ale nie mogło być inaczej, skoro w trzech poprzedzających ogłoszenie nominacji meczach belgijskiej ligi zdobył aż sześć bramek.
W meczu z Koreą Południową (3:2) nie pokazał się z dobrej strony. "Odstawał od reszty reprezentantów Polski pod każdym względem. Ani razu nie zdołał zagrozić bramce rywali, choć koledzy często adresowali do niego piłkę" - pisaliśmy, ale jego skuteczność w Belgii sprawia, że wciąż jest poważnym kandydatem do udziału w MŚ 2018.
W sześciu ostatnich meczach Jupiler Pro League strzelił łącznie siedem goli. Jego trafienia tylko utrzymują Anderlecht w grze o obronę mistrzostwa Belgii, ale też jemu samemu pozwalają zachować nadzieję na zdobycie korony króla strzelców w drugim sezonie z rzędu.
Kamil Wilczek (3A)
Adam Nawałka zapraszał go na każde zgrupowanie przed meczami el. MŚ 2018 i choć nie korzystał z jego usług, to Kamil Wilczek mógł czuć się pełnoprawnym członkiem drużyny narodowej. Umocniło go w tym przekonaniu to, że kiedy w listopadowym meczu z Urugwajem (0:0) z powodu urazów nie mogli zagrać Robert Lewandowski i Arkadiusz Milik, to właśnie on, a nie Mariusz Stępiński i Jakub Świerczok, wystąpił od pierwszego gwizdka.
Szansy nie wykorzystał, ale też łatwo nie miał, bo na jego występ patrzono przez pryzmat tego, co zwykle w meczach kadry pokazuje "Lewy". "Próbował, walczył, dwa razy znalazł się nawet w znakomitej sytuacji do zdobycia gola, ale na listę strzelców się nie wpisał. Irytował stratami (jego koledzy z drużyny kilka razy wymownie machali w jego kierunku rękami), brakiem umiejętności utrzymania się przy piłce będąc odwróconym tyłem do bramki, czyli tym, co "Lewy" ma opanowane do perfekcji" - oceniliśmy wówczas.
W kolejnym spotkaniu z Meksykiem (0:1) w ogóle nie pojawił się na boisku, a zaproszenia na marcowe zgrupowanie się nie doczekał. Były król strzelców Lotto Ekstraklasy (2015) nie złożył jednak broni w walce o wyjazd do Rosji. Odkąd Adam Nawałka go pominął, ten strzelił cztery gole w sześciu meczach, a do tego przy jednym asystował. 30-latek jest podstawowym zawodnikiem zmierzającego po mistrzostwo Danii Broendby IF - w 11 wiosennych występach zdobył łącznie sześć bramek. To skuteczność, obok której nie można przejść obojętnie.
Mariusz Stępiński (4A)
23-latek zadebiutował w reprezentacji Polski już w lutym 2013 roku, nie będąc jeszcze pełnoletnim, ale od tego czasu wystąpił w kadrze A łącznie raptem cztery razy. Adam Nawałka przypomniał sobie o nim przed Euro 2016, kiedy Stępiński był najskuteczniejszym Polakiem Lotto Ekstraklasy, i nawet wziął go do Francji obok Roberta Lewandowskiego i Arkadiusza Milika, ale po turnieju nad Sekwaną Stępiński wrócił do "młodzieżówki".
Na ME U-21 2017 rozczarował, choć miał być największą gwiazdą drużyny Marcina Dorny. Na kolejne wezwanie od Nawałki czekał do października ubiegłego roku. W kończących el. MŚ 2018 meczach z Armenią (6:1) i Czarnogórą (4:2) nie zagrał, ale swoją szansę dostał w listopadowym spotkaniu z Meksykiem (0:1). Wydawało się, że ponownie wbił zęby w kadrę, ale na przełomie roku stracił miejsce w składzie Chievo Werona. Doszło nawet do tego, że nie zagrał ani minuty w pięciu kolejnych meczach, a w szóstym wystąpił w epizodycznym wymiarze, za co zapłacił brakiem powołania na marcowe zgrupowanie.
W końcu jednak przekonał do siebie trenera Rolando Marana i na spotkanie z Milanem (2:3) wrócił do "11". I wrócił w dobrym stylu, bo sam strzelił gola i miał udział w drugim trafieniu swojego zespołu. Ostatnio natomiast zdobył bramkę w spotkaniu z Napoli (1:2), ale nie dała ona Chievo żadnej korzyści, bo show Stępińskiemu skradł Arkadiusz Milik.
Warto zwrócić uwagę, że choć Stępiński ma dopiero 23 lata, to już zdążył poznać smak Lotto Ekstraklasy, Bundesligi, Ligue 1 i Serie A. W niemieckiej ekstraklasie debiutu się nie doczekał, ale we Francji zdobył siedem bramek, a przy czterech asystował w 26 występach dla FC Nantes. Z kolei dla Chievo strzelił łącznie trzy gole w 17 meczach. To statystyki lepsze niż świadczyłaby opinia, jaka towarzyszy karierze Stępińskiego.
Krzysztof Piątek (bez występów w kadrze A)
Najskuteczniejszy w tej chwili Polak Lotto Ekstraklasy. Napastnik Cracovii strzelił w tym sezonie 15 goli, w tym sześć wiosną, i liczy się w walce o tytuł króla strzelców rozgrywek.
Adam Nawałka jeszcze ani razu nie zaprosił 22-latka na zgrupowanie reprezentacji, ale selekcjoner coraz częściej zjawia się na meczach Pasów. Powołanie Piątka byłoby inwestycją w przyszłość drużyny narodowej. Już jesienią wstawił się za nim Kamil Kosowski. - Czekam na Krzysztofa Piątka z Cracovii. Uważam, że może więcej, lepiej. To podobny typ zawodnika do Roberta. Piątek powinien się rozwijać jeszcze bardziej - powiedział nam były reprezentant Polski po listopadowym meczu z Urugwajem (0:0).
Każdego utalentowanego napastnika w Polsce nazywa się "nowym Robertem Lewandowskim", ale jeśli którykolwiek z nich zasłużył na takie porównanie, to nie Dawid Kownacki, Jarosław Niezgoda czy Jakub Świerczok, a właśnie Piątek. Oczywiście, nie chodzi o porównanie umiejętności, a o styl gry. Jest silny, dobrze osłania piłkę, coraz lepiej czuje się w powietrzu i przede wszystkim jest pazerny na bramki i potrafi zaskoczyć golkipera rywali z każdego miejsca w polu karnym.
Trener Cracovii, Michał Probierz już w sierpniu ubiegłego roku sam z siebie porównał swojego podopiecznego do kapitana reprezentacji Polski: - To jeden z najlepszych ofensywnych piłkarzy, jakich prowadziłem. Jeśli się rozwinie... Kiedyś o Lewandowskim mówiłem, że będą się o niego biły wielkie kluby i się ze mnie śmiano, że opowiadam bajki. A Piątek ma wszystkie parametry podobne do niego. I jest nawet do niego podobny. Jak tego nie wykorzysta, to sam sobie wszystko spieprzy. Wszystko od niego zależy.