Korespondencja z Niemiec - Dariusz Faron, WP SportoweFakty
W latach 1998-2002 Nowak był zawodnikiem VfL Wolfsburg oraz reprezentacji Polski. Świetnie zapowiadającą się karierę przerwała choroba. 26 maja 2005 roku polski piłkarz zmarł na stwardnienie zanikowe boczne.
- Nie potrafiłam tego zaakceptować. Pomogła mi terapia. Powiedziałam sobie, że nie jestem w stanie sprawić, żeby tato wrócił. I że muszę spróbować być szczęśliwa bez niego - opowiada na łamach WP SportoweFakty córka Krzysztofa Nowaka, Maria Nowak.
- To niesamowicie miłe, że klub nadal pamięta o moim ojcu. Jednocześnie wspólne spotkania przy jego grobie są dla mnie bardzo trudne - dodaje.
Dariusz Faron, WP SportoweFakty: Nadal pani za nim tęskni?
Maria Nowak, córka Krzysztofa Nowaka: Oczywiście. Będę tęsknić do końca życia. Jeśli tracisz najbliższą osobę, nigdy nie przestajesz odczuwać jej nieobecności. Ból nie mija. Trzeba nauczyć się z nim żyć.
W 2021 r. opowiadała mi pani, że wciąż nie może się pogodzić ze śmiercią taty.
Dwa lata temu zakończyłam terapię. Mówię o tym otwarcie, bo mam wrażenie, że w dzisiejszych czasach coraz więcej osób potrzebuje pomocy specjalisty, a niektórzy się tego wstydzą. Nie ma powodu. Jednocześnie rozumiem, że trzeba samemu dojść do pewnych wniosków. Dla mnie temat zawsze był bardzo trudny i bolesny. Tata zachorował krótko po moich narodzinach. Odszedł, gdy miałam 4,5 roku. Wielu jego znajomych zapamiętało mnie jako dziewczynkę przesiadującą na kolanach taty, gdy był już na wózku inwalidzkim. Wykorzystywałam każdą okazję, by być blisko niego. Dziś bardzo chciałabym wrócić choć na moment do tamtych chwil.
Nie byłam do końca świadoma, co się dzieje. Usłyszeliśmy, że przyczyna jego choroby jest nieznana. Jako dziecko zadręczałam się myślami, że to moja wina.
Nikt nie wytłumaczył pani, że było inaczej?
Rozmawialiśmy o tacie z mamą i bratem. Nie powiedziałam im jednak, że nie radzę sobie z jego śmiercią. Dlatego nikt szczegółowo nie tłumaczył, dlaczego zachorował. Sama nie potrafię wyjaśnić, czemu się obwiniałam. Ale czułam się z tym wszystkim bardzo źle. Dopiero jako dorosła osoba zdałam sobie sprawę, że nie akceptuję jego odejścia. Wtedy zgłosiłam się do specjalisty.
Wydarzyło się coś szczególnego?
W sierpniu 2019 r. wyjechałam do Nowej Zelandii. Pomyślałam, że muszę na jakiś czas opuścić Wolfsburg, zmienić otoczenie. Spędziłam wspaniały czas. Miałam przestrzeń, by wszystko przemyśleć, złapać oddech. Poznałam samą siebie. Zrozumiałam, że brak taty cały czas bardzo mi doskwiera i siedzi z tyłu głowy. Uświadomiłam sobie, że nie miałam na jego chorobę żadnego wpływu. A także to, że nie mogę sprawić, by do mnie wrócił. Pomyślałam: mogę jedynie spróbować być szczęśliwa bez niego.
Kiedy najbardziej go brakowało?
W codzienności. Ale szczególnie podczas ważnych dni - na zakończeniu roku szkolnego czy turniejach sportowych. Czasem łapię się na myśli, jak wspaniale byłoby obejrzeć z tatą mecz albo wyskoczyć na lody.
Powiedziała mi pani kiedyś: "z opowieści innych buduję jego obraz jak z puzzli". Dochodzą nowe elementy?
Tak, ciągle zdarza mi się usłyszeć o tacie historię, której nie znałam. Ludzie wspominają go bardzo ciepło. Czuję, że nie robią tego tylko po to, by zrobiło mi się miło. Że był według nich dobrym człowiekiem z wielkim serduchem. Jeśli obierał jakiś cel, walczył do końca. Kiedy na treningu słabo szły mu pompki, zawziął się i ćwiczył w domu, żeby się poprawić. Opowiadali mi o tym jego koledzy z Ursusa.
Widzi pani u siebie jego cechy?
Spokojny charakter. Staram się też jak najczęściej uśmiechać, tak jak on. Opowiadałam już kiedyś panu o scence zaraz po moich urodzinach. Mamy ją nagraną na kasecie VHS. Szpitalna sala, kamera pokazuje malucha w niebieskim śpiworze, czyli mnie. Tata czuwa. I mówi coś do mnie, mimo że oczy cały czas mam zamknięte. Mama rzuca: "Dobrze, że nie będzie musiała spoglądać na ten zły świat". A tata odpowiada: "Życie potrafi być piękne. Trzeba tylko odpowiednio spojrzeć". Po chwili dodaje jeszcze, że "będę czarować tymi oczami chłopców".
Staram się brać z niego przykład i nigdy nie tracić optymizmu. A zdanie taty o dostrzeganiu piękna w życiu jest dziś moim mottem.
[b]
Rozmawiałem ostatnio z synem wielkiego polskiego piłkarza. Powiedział mi: "dopiero po śmierci taty zdałem sobie sprawę, jak go szanowano". Przeżyła pani coś podobnego? [/b]
Jako dziewczynka nie zdawałam sobie sprawę, że tata jest znany i ceniony. Gdy nieco dorosłam, słyszałam od koleżanek, że "fajnie mieć tatę piłkarza". Patrzę na to nieco szerzej. Ojciec zawsze marzył o grze w piłkę. Postrzegam go jako kogoś, kto może być przykładem w dążeniu do celu i realizacji własnych planów. Jest dla mnie drogowskazem. Ale dla mnie to ciągle przede wszystkim tata, a nie sportowiec. Gdy wspominamy go przy rodzinnym stole, częściej opowiadamy, jak byliśmy na grzybach, a nie jak strzelił gola zza pola karnego.
Kiedyś mnie i brata szufladkowano jako "dzieci Krzysztofa Nowaka". W Brunszwiku nikt już tego nie robi i bardzo się z tego cieszę. Jestem z taty bardzo dumna, ale w oczach ludzi chciałabym być przede wszystkim sobą, a nie wyłącznie czyjąś córką.
Minęło już 19 lat, a na grobie taty nadal można znaleźć wieniec z napisem: VfL Wolfsburg.
Po śmierci taty długo chodziłam na domowe mecze VfL Wolfsburg, by być jak najbliżej niego. Miałam karnet, byłam dosłownie na każdym spotkaniu. Kiedy zjawiałam się na stadionie, przypominałam sobie ojca. Były to bardzo emocjonalne momenty.
Mam świadomość, że kiedy na stadionie podczas wyczytywania składu wykrzykiwane jest nazwisko Nowak, młodsi kibice nie wiedzą, o kogo chodzi. Ale dla mnie znaczy to bardzo wiele. Działacze co roku zjawiają się w rocznicę na cmentarzu, by złożyć wieniec. Bardzo doceniam postawę klubu. Jestem nawet zaskoczona, że choć minęło tyle czasu, nadal o nim pamiętają. Gdy w tym roku powiedziałam w pracy, że chcę wyjść wcześniej, bo spotykamy się przy grobie, znajomi zrobili wielkie oczy. To naprawdę miłe. Jednocześnie - nie będę tego ukrywać - te spotkania są dla mnie trudne.
Dlaczego?
Dla klubu Krzysztof Nowak to przede wszystkim znakomity piłkarz a dla mnie tata, za którym niesamowicie tęsknię. W tym roku przyszło piętnaście, może dwadzieścia osób - działacze i mała grupa kibiców. Podobało mi się, że uroczystość była kameralna. Za rok 20. rocznica, więc pewnie odbędzie się większe wydarzenie. Powtórzę, bo chcę, żeby to wybrzmiało: bardzo miło, że ludzie pamiętają o tacie. Ale najlepiej czuję się przy jego grobie wyłącznie w gronie najbliższych.
[b]
Co pani po nim zostało? [/b]
Między innymi zeszyt, który zaczął prowadzić jako młody zawodnik Ursusa. Odnotowywał wynik każdego meczu, strzelców goli, ustawienie. Robił to do końca kariery. Są również wycinki z gazet z wywiadami. Jako dziewczynka lubiłam przeglądać te pamiątki.
A przede wszystkim została po tacie spora kolekcja koszulek, którymi wymieniał się z innymi piłkarzami. Trykoty drużyn brazylijskich, niemieckich, polskich czy reprezentacji. Ostatnio przekazałam na aukcję Kanału Sportowego koszulkę Giovane Elbera z Bayernu Monachium. Zbierali pieniądze na kobietę, która tak jak tata zachorowała na stwardnienie zanikowe boczne.
Dlaczego spotykamy się w Brunszwiku?
Odziedziczyłam po nim jeszcze jedną rzecz - miłość do sportu. Kocham piłkę nożną, pracuję w Brunszwiku w marketingu sportowym i mediach społecznościowych. Współpracujemy z FC St. Pauli, FC Nuernberg, SV Meppen i Eintrachtem Brunszwik. Studiuję komunikację medialną. Chciałabym w przyszłości pracować w klubie piłkarskim.
Pamiętam, jak miesiąc po urodzinach tata obiecał przed meczem z FC Koeln, że strzeli dla mnie gola. Dotrzymał słowa. Zdobył bramkę po dośrodkowaniu. Jeśli tak to wszystko się zaczęło, to nic dziwnego, że kocham sport.
Całe życie mieszka pani w Niemczech. Czuje się pani związana z Polską?
Gdy jestem w Niemczech za długo, bardzo tęsknię za Polską. Ostatnio mówiłam babci przez telefon, że ciągnie mnie do kraju. Nie urodziłam się w Polsce, ale uważam, że to mój dom. Oczywiście na Euro 2024 kibicuję zawodnikom Michała Probierza. Będę chodzić do pracy w koszulce reprezentacji. Jestem dumna z bycia Polką. Szczerze mówiąc, nie przeszłoby mi przez myśl, by wspierać zespół Niemiec. Nie życzę mu źle, ale też nie czuję z tutejszą drużyną żadnego związku.
Niemcy nie są pani domem?
Patrzę na Wolfsburg jak na miasto, w którym się urodziłam i mieszkałam. Nie mogę powiedzieć, bardzo dobrze się tam żyło. Jestem wdzięczna za to, jakie mam w Niemczech możliwości. Kawałek mojego serca zawsze będzie w Wolfsburgu. Przecież tata leży na miejscowym cmentarzu. Ale szczerze mówiąc, poza względami rodzinnymi, Wolfsburg i w ogóle Niemcy nie wywołują u mnie takich uczuć jak Polska.
Polska cały czas pamięta o Krzysztofie Nowaku?
Oczywiście, zwłaszcza Ursus Warszawa. Tamtego lata klub zorganizował turniej dla dzieci imienia Krzysztofa Nowaka. Pracują nad tym, by nazwać stadion imieniem ojca. W rocznicę śmierci napisali mi wiadomość, że o nim pamiętają. Wstawili nawet w mediach społecznościowych zdjęcie taty i poprosili o kilka zdań komentarza. Robią naprawdę dużo, by pamięć o nim nie zginęła. Dlatego w tym roku w rocznicę na grobie taty położyłam pomarańczowo-niebieskie róże, w barwach Ursusa. A rok temu były białe i czerwone.
Nadal zdarza się pani rozmawiać z tatą?
Tak, gdy jestem sama, czasem mówię do niego w myślach. "Siema tato. U mnie wszystko dobrze, a u ciebie?". Normalne rozmowy o codzienności. Studiuję i pracuję, ale staram się go odwiedzać najczęściej, jak się da. Zawsze kończę rozmowę z tatą, zdając mu relację, co się dzieje w piłce.
Czyli teraz macie na tapecie Euro 2024.
Dokładnie. Mam nadzieję, że występ Polaków nie skończy się na fazie grupowej. Chciałabym, żeby osiągnęli dobry wynik, ale przede wszystkim spędzili piękny czas. Po prostu. Wiem, że nie mamy obecnie najsilniejszej drużyny w turnieju, do Francji czy Anglii nam bardzo daleko. W futbolu wszystko jest jednak możliwe.
Tata patrzy z góry, więc z wynikami będzie na bieżąco. Ale mam nadzieję, że chętnie posłucha analiz córki.