"Duma Katalonii" walczyła o to, by zostać pierwszą drużyną, która w Kolonii obroni trofeum. Kielczanie mieli natomiast szansę zostać drugą ekipą w historii, która w jednym sezonie pokonała szczypiornistów z Barcelony trzy razy. Wcześniej udało się to tylko THW Kiel, ale od tego czasu minęło ponad trzynaście lat.
Eksperci nie mieli wątpliwości i w roli faworytów obstawiali Barcę. Dla żółto-biało-niebieskich to jednak nie miało żadnego znaczenia. Kielczanie otwarcie mówili, że przyjechali na Final4, by wygrać turniej. Półśrodki ich nie interesowały. Po wygranym półfinale świętowania nie było, wszystkie siły miały być rzucone na niedzielę. Przed Łomżą Vive było najważniejsze starcie sezonu.
Emocje rosły z każdą minutą i już na kilka godzin przed pierwszym gwizdkiem sięgnęły zenitu. Kieleccy kibice zachwycili obserwatorów, gdy w południe zebrali się na placu przed katedrą i w efektownym stylu przemaszerowali stamtąd pod halę. Zawodnikom nie pozostawało nic innego jak dorównać fanom poziomem. I dokładnie to zrobili.
ZOBACZ WIDEO: Iga Świątek szczerze o marzeniach z dzieciństwa. "Nie wyobrażałam sobie siebie z trofeami"
Mistrzowie Polski zaczęli dobrze, jednak po kilku minutach w ich poczynania wkradło się nieco nerwowości. Wystarczyły dwa błędy w ataku i Hiszpanie szybko skarcili zawodników z województwa świętokrzyskiego. Katalończycy odskoczyli na trzy trafienia i starali się dyktować tempo. Przede wszystkim po każdej straconej bramce błyskawicznie wracali do defensywy. To sprawiło, że kielczanie na każdą bramkę musieli się naprawdę długo napracować, nie mogli skorzystać z szybkich wznowień ani nie udawało im się wyprowadzać kontrataków. Rywale wręcz przeciwnie - właśnie z tych elementów rzemiosła starali się korzystać.
Żółto-biało-niebiescy mieli jednak w składzie świetnie dysponowanego Branko Vujovicia. Rywale prowadzili, ale kielczanie cały czas zachowywali się przytomnie i wywierali presję.
Postawili też czujną i niezwykle twardą defensywę, która sprawiała zawodnikom z Barcelony sporo problemów. Gdy Andreas Wolff dołożył swoje obrony, kielczanie w mgnieniu oka odrobili straty. W 25. minucie na tablicy wyników był już remis po 12.
Druga połowa to była prawdziwa wymiana ciosów, rezultat cały czas oscylował wokół remisu. Walka trwała w najlepsze. Antonio Carlos Ortega co rusz desygnował na parkiet kolejnego środkowego rozgrywającego - po trzech kwadransach przewinęło się ich już czterech (Cindrić, Janc, Makuc i Richardson).
W tym czasie szansę na odskoczenie na dwie bramki mieli mistrzowie Polski - kielczanie nie wykorzystali jednak trzech sytuacji i przeciąganie liny trwało w najlepsze. Obie drużyny sprawiły 20-tysiącom fanów w Lanxess Arenie prawdziwe święto piłki ręcznej, starcie godne finału.
Atak mistrzów Polski napędzał Alex Dujshebaev, niezwykle ważne trafienia zaliczali też jego młodszy brat - Daniel Dujshebaev i Władisław Kulesz. Hiszpanie jednak błyskawicznie odpowiadali - skuteczny był Melvyn Richardson, doskonale spisywał się też Aleix Gomez.
Na trzy minuty przed końcem było 27:27, niestety karę otrzymał nebawem Tomasz Gębala. Chwilę później rzut karny wykorzystał Gomez, a w ataku piłkę stracił Kulesz. Pomylili się też jednak Hiszpanie. Zostało dwadzieścia osiem sekund do ostatniej syreny, mistrzowie Polski rozgrywali akcję. O czas poprosił Tałant Dujszebajew. Alex Dujshebaev rzucił prosto w ręce Pereza de Vargasa, ale sędziowie odgwizdali faul. Piłka wciąż była w rękach żółto-biało-niebieskich. Zostało siedem sekund. Poprawka Karaleka była już bezbłędna. 28:28. Dogrywka.
Pierwsza część dodatkowego czasu gry to były ogromne nerwy, żadna z drużyn nie była w stanie wypracować przewagi. Barca zeszła na przerwę prowadząc jednym trafieniem, ale kielczanie szybko to odrobili. Kolejny remis.
I karne! Rzucił Gomez, odpowiedział Moryto. Szczęśliwie trafił Mem, ale skuteczny był też Karacić. Richardson rzucił jak profesor, a Perez de Vargas wyjął rzut Alexa Dujshebaeva. Ali Zein się nie pomylił, tak samo jak Daniel Dujshebaev. Ostatnie trafienie należało Fabregasa. Barca zwycięzcą Ligi Mistrzów.