Francuzi nie pozostawili złudzeń. W polskiej grupie pozostała jedna niewiadoma

Getty Images / Christina Pahnke - sampics/Corbis / Na zdjęciu: Kentin Mahe
Getty Images / Christina Pahnke - sampics/Corbis / Na zdjęciu: Kentin Mahe

Słoweńcy nie sprawili niespodzianki w meczu decydującym o pierwszym miejscu w grupie B mistrzostw świata piłkarzy ręcznych. Spotkanie zakończyło się zwycięstwem Francji 35:31 i to Trójkolorowi zakończyli fazę grupową z kompletem punktów.

Awans do fazy głównej to jedno, punkty, z którymi się tam trafi, to zupełnie inna historia. Celem każdego zespołu jest zwycięstwo w grupie i wyjście z niej z czterema oczkami. O to właśnie toczyła się gra dla Słoweńców i Francuzów. Polscy kibice z uwagą mogli śledzić to starcie i trzymać kciuki, by pojedynek nie zakończył się remisem. To w przypadku wygranej Biało-Czerwonych z Arabią Saudyjską i tak zamknęłoby im drogę do ćwierćfinału.

Słoweńcy bez większych problemów rozprawili się z zespołem Patryka Rombla. W meczu z Polakami imponowali skutecznością i szybkością, grali kombinacyjnie i z dużym spokojem. Nasi reprezentanci nie mieli pomysłu, jak ich powstrzymać, podejmowali zbyt pochopne decyzje i to błyskawicznie się na nich zemściło.

Trójkolorowi nie mieli takiego problemu, przede wszystkim starali się zneutralizować największe atuty rywali i już od pierwszych minut bardzo dobrze im to wychodziło. Francuzi postawili mocną, wysoką obronę, a to sprawiło Słoweńcom sporo kłopotów. Cierpiała ich współpraca z kołem, nie mieli zbyt wiele miejsca w pierwszej linii, do tego doszła nieskuteczność i pośpiech.

ZOBACZ WIDEO: Pamiętasz serbską gwiazdę?! 35-latka zachwyca urodą

Po kwadransie gry Trójkolorowi prowadzili trzema trafieniami, a o czas poprosił Uros Zorman. Gracze Guillaume Gille nie dali się jednak wybić z rytmu, a minuta przerwy to było za mało, by Słoweńcy wrócili na dobre tory. Gdyby nie Urban Lesjak w bramce, przewaga Francuzów rosłaby zdecydowanie w szybszym tempie.

W szeregach Trójkolorowych bardzo dobrze spisywał się znany z polskich parkietów Nedim Remili - w pierwszej części meczu to on był największą zmorą Słoweńców. Szczypiorniści Zormana starali się trzymać kontakt z rywalami, ale w drugiej połowie stało się to już niezwykle trudne.

Francuzi grali z dużym luzem w ofensywie i spokojnie kontrolowali wynik, sukcesywnie powiększając swoją przewagę. Na dwanaście minut przed końcem prowadzili już siedmioma trafieniami, ale Słoweńcy udowodnili, że nie brakuje im charakteru ani woli walki i po raz kolejny rzucili się do odrabiania strat. Po skutecznym kontrataku w wykonaniu Domena Makuca ich straty stopniały do czterech trafień. Nadzieje zostały rozbudzone na nowo. Trójkolorowi jednak nie wypuścili zwycięstwa.

Słowenia - Francja 31:35 (14:16)

Czytaj też:
Polacy zawsze gromili Arabię Saudyjską na MŚ. Tę serię trzeba podtrzymać
MŚ w piłce ręcznej. Historyczna wygrana Belgii. Skandynawowie nie do zatrzymania

Komentarze (0)