To była moja jedyna szansa - rozmowa z Adrianem Konczewskim, bramkarzem Nielby Wągrowiec

O początkach kariery sportowej, kulisach gry na pozycji bramkarza, życiu prywatnym oraz ostatnich meczach ligowych rozmawialiśmy z Adrianem Konczewskim, bramkarzem Nielby Wągrowiec.

Piotr Werda: Kiedy zaczęła się twoja przygoda z piłką ręczną?

Adrian Konczewski: Przygoda z piłką ręczną rozpoczęła się w moim rodzinnym mieście, w Płocku. Zawsze interesowałem się sportem wiec w połowie trzeciej klasy szkoły podstawowej zacząłem uczęszczać na powstające właśnie tzw. "SKS-y". Podczas zajęć główny nacisk stawiano na piłkę ręczną, ponieważ nauczyciel prowadzący treningi, Michał Królikowski sam był kiedyś zawodnikiem szczypiorniaka. Był to więc mój pierwszy trener. Szybko chwyciłem bakcyla - za pół roku chodziłem już do klasy o profilu sportowym, gdzie piłka ręczna odgrywała wiodącą rolę.

A dlaczego bramkarz?

- Każdy, kto swoją przygodę z piłką ręczną zaczynał od najmłodszej grupy wiekowej wie, że żadne z dzieci "za żadne skarby" nie chciało stać między słupkami. Każdy pragnął tylko zdobywać bramki - to było najpiękniejsze. Na początku nie różniłem się od pozostałych chłopaków. Byłem jak inni, też chciałem grać w polu. Po kilku miesiącach zauważyłem jednak, że nie idzie mi za dobrze. Stwierdziłem: albo bramkarz albo nic. To była moja jedyna szansa na grę w piłkę ręczną. Stanąłem między słupkami... i tak pozostało do dziś.

Czy na początku odczuwałeś strach przed trafieniem piłką?

- Muszę przyznać szczerze, że nie bałem się tego. Grając w młodzikach, czy też jeszcze wcześniej, rzuty oddawane przez graczy z pola nie były mocne i bardzo często niecelne. Wystarczyło nie bać się piłki i już się coś złapało.

Do kiedy trenowałeś w Wiśle Płock?

- Do 19 roku życia trenowałem w Płocku. Przeszedłem wszystkie szczeble wiekowe: od dziecka przez młodzika, juniora młodszego, aż do juniora starszego. W wieku 18 lat trenowałem i grałem już z seniorami. Stałem wtedy na bramce z takimi zawodnikami jak: Andrzej Marszałek, czy też Artur Góral. Zaczęła się wtedy poważna piłka ręczna. Byłem w tym czasie trzecim bramkarzem Wisły. W Płocku trenowałem do ukończenia szkoły średniej.

A potem?

- Następnie zostałem wypożyczony na rok do Olsztyna, z którym uzyskałem awans z pierwszej ligi do ekstraklasy. Po rozegraniu jednego sezonu ligowego wróciłem do Płocka. Wtedy w zespole Wisły trenował już Marcin Wichary. Było więc już czterech bramkarzy...

Kiedy więc trafiłeś do Nielby Wągrowiec?

- Po moim powrocie z Olsztyna, w Płocku pograłem jeszcze rok. W okresie letnim dostałem telefon z propozycją przyjazdu na testy do Wągrowca. Było to w czasie gdy miałem 21 lat. Pierwsze trzy mecze ligowe, w jakich brałem udział w Nielbie prowadzone były przez trenera - Stanisława Gąsiorka. Potem funkcję pierwszego szkoleniowca objął Paweł Galus, który obecnie piastuje funkcję II trenera naszego zespołu. Po nim prowadzenia drużyny podjął się nasz obecny szkoleniowiec, Edward Koziński. W drużynie żółto-czarnych trenowali wtedy na pozycji bramkarza: Radosław Gebler, który niedawno zakończył karierę oraz Mikołaj Krekora - występuje teraz w Grunwaldzie Poznań.

Jak wygląda twoja obecna sytuacja kadrowa?

- Gdy pierwszy raz pojawiłem się w wągrowieckim zespole, byłem w charakterze zawodnika wypożyczonego na rok. Potem przedłużono ten okres na kolejne dwa lata. Obecnie jest to już definitywny kontrakt. Zostałem wykupiony z Wisły Płock i jestem zawodnikiem Nielby Wągrowiec.

Jakie cechy według ciebie powinien posiadać zawodnik grający na twojej pozycji?

- Główna cecha to pracowitość. Jeśli na treningach dajesz z siebie wszystko, to w meczu wykonana praca zaprocentuje… Poza tym bramkarz musi być trochę zwariowany... Wiadomo, piłki co chwile lecą koło twojej głowy - nie powinien się ich bać - to absolutna podstawa. Warunki fizyczne też się liczą, ale nie są najważniejsze. Ja na przykład nie jestem zbyt wysokim bramkarzem, są ode mnie dużo wyżsi. Dlatego też braki we wzroście muszę nadrabiać większą szybkością.

Często zdarzają ci się kontuzje?

- W tym sporcie bardzo często zdarzają się kontuzje. Mnie na szczęście ominęły te najcięższe typu pozrywane wiązadła itp. Wierzę, że nigdy mi się nie przydarzy nic poważnego. Stojąc w bramce jesteś bardziej narażony niż inni gracze, na rzuty piłką w ciało, bardzo często w twarz. W "pracy" bramkarza są one na porządku dziennym.

Jaka atmosfera panuje w drużynie?

- W naszym zespole atmosfera jest naprawdę super! Panuje między nami typowo koleżeński układ. Wszyscy zawodnicy spotykają się ze sobą po treningach. Dużo rozmawiamy, śmiejemy się...

Jak spędzasz czas wolny po treningach? Czy często wracasz do rodzinnego Płocka?

- Moi rodzice przebywają najczęściej w Niemczech. Tylko mój brat pozostał na stałe w Polsce. Po wejściu Nielby do ekstraklasy nie mam już tak wiele czasu na odwiedzanie rodziny, jak to było kiedyś. W pierwszej lidze mieliśmy zdecydowanie więcej czasu wolnego. Teraz bardzo często trenujemy dwa razy dziennie, mamy też napięty harmonogram spotkań ligowych. Jednak jak nadarza się okazja do odwiedzenia moich bliskich, to chętnie zaglądam do Płocka. W Wągrowcu nie jestem jednak sam. Oprócz kolegów z drużyny bardzo często spotykam się z moją dziewczyną. Ola jest z Jarocina, pracuje i studiuje w Poznaniu. Jak tylko ma czas to przyjeżdża do mnie. Jej obecność podczas rozgrywanych spotkań bardzo mocno mnie motywuje.

Jak Ci się grało przeciwko Olsztynowi? Jak wspominasz roczny okres w Travelandzie?

- Meczu z Olsztynem obawiałem się najbardziej. W końcu to drużyna, która gra już nie pierwszy sezon w ekstraklasie. W swoich szeregach mają świetnego bramkarza Adama Wolańskiego, oraz duet rozgrywający Piotr Frelek - kołowy Marek Boneczko. Ostatnia dwójka rzuciła nam 17 bramek, a Adam świetnie wyprowadzał kontrataki . Jednak to nie wystarczyło na pokonanie nas. Mamy kolejne dwa punkty i jestem z tego powodu bardzo zadowolony. Grało mi się przyzwoicie, ale oczywiście zawsze wolałbym lepiej. Fajnie było spotkać się z kolegami z byłego klubu, choć tych z którymi ja grałem, wielu już nie zostało.

Jesteś wychowankiem Wisły. Z jakimi nastrojami jechałeś do Płocka?

- Jechałem z bardzo bojowym nastawieniem, chciałem się pokazać z jak najlepszej strony...

Jak wypadł mecz z Wisłą Płock?

- W Płocku zaczynałem swoja przygodę z piłką. W czasie ostatniego meczu z Wisłą na trybunach było wielu znajomych i przyjaciół. Oczywiście przyszła też moja rodzina, więc był to dodatkowy stres..., a może i także mobilizacja. Niestety nie udało nam się wygrać. Myślę jednak, że ze złej strony się nie pokazaliśmy. Zabrakło odrobiny szczęścia, a w bramce przeciwnika stał niesamowity Morten Seier. Tego dnia dokonywał on istnych cudów. W dużym stopniu przyczynił się do zwycięstwa swojej drużyny.

Komentarze (0)