– Musimy wyrzucić ten mecz z głowy i zagrać mocno z Czeszkami. Pokonałyśmy ich w grupie, więc możemy zrobić to drugi raz – mówiły zgodnie po przegranym wysoko półfinale z Francją polskie piłkarki ręczne. Niestety, chyba nie do końca podniosły się po tamtej przegranej, bo w ich grze było sporo niedokładności i nerwów. Zaczęło się dobrze, bo 1. minucie Polki wyszły na prowadzenie, ale za chwilę Lucyna Sobecka nie wykorzystała rzutu karnego, za to Czeszki zdobyły po kolei cztery gole. Znów, tak jak z Francją, polski zespół musiał gonić.
I gonił, tego nie można Polkom odebrać. Kilka razy zbliżały się do rywalek na jednego gola, ale czasem przegrywały też czterema, a nawet, jak w 27. minucie, pięcioma golami. Na szczęście zespół trenerki Moniki Marzec zdołał się otrząsnąć w tej sytuacji i do przerwy odrobił dwa gole, dzięki czemu można było liczyć na emocje w drugiej części spotkania.
A tych emocji było całe mnóstwo, ale niemal wyłącznie pozytywnych dla polskich zawodniczek. Biało-Czerwone kapitalnie zagrały w obronie, nie pozwalając Czeszkom właściwie na nic. Do tego świetnie w bramce spisywała się Oliwia Suliga. Stało się coś niebywałego – czeski zespół, naprawdę dobrze grający w tym turnieju, w drugiej połowie zdobył tylko pięć goli!
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: poszła na plażę o 8 rano. Co za zdjęcia!
– To za sprawą obrony, która w drugiej połowie całkiem się zmieniła. Zaczęłyśmy grać bardzo agresywnie, podobnie jak Czeszki w pierwszej połowie i to poskutkowało takim wynikiem. Od razu po półfinałowym meczu z Francją oczywiście powiedziałyśmy sobie w szatni, żeby zapomnieć o tym, co się stało, ale wiadomo, że nie jest to łatwe. Za to w przerwie zupełnie zmieniłyśmy nastawienie i taki jest efekt, że mamy brązowy medal – cieszyła się Suliga.
– Na pewno wyszłyśmy mocniejszą obroną, bardziej się postawiłyśmy, zniwelowałyśmy ich rzut z drugiej linii, zamknęłyśmy obrotową. Pomogła jeszcze do tego bramka i wyszedł wynik na plus. Bardzo się cieszymy z tego medalu, bo taki był nasz cel, wrócić z medalem – mówiła Natalia Pankowska.
Polski zespół do remisu doprowadził w 37. minucie, w 46. wyszedł na prowadzenie, którego nie oddał już do końca. W ostatnich minutach Czeszki wycofały bramkarkę i grały siedmioma zawodniczkami w polu, ale bez rezultatu. Do tego miały problemy z grającymi w ataku na dwie obrotowe Polkami, co często kończyło się rzutami karnymi. A te bezbłędnie wykorzystywała Julia Zając.
– Lubię rzucać karne i wydaje mi się, że jestem w tym całkiem dobra. Cieszę się, że trenerzy dali mi szansę i mogłam pokazać, na co mnie stać i wygrałyśmy. Nastawiłyśmy się na ten mecz bardzo dobrze, chciałyśmy jeszcze raz z nimi wygrać, ale wiedziałyśmy, że to będzie bardzo trudny mecz – mówiła Zając.
Polska - Czechy 22:18 (10:13)
Polska: Oliwia Suliga – Aleksandra Głuszko 2, Oliwia Szczepanek 3, Nikola Głębocka 3, Lucyna Sobecka 2, Aleksandra Sójka, Natalia Pankowska 4, Oliwia Domagalska 2, Magdalena Chrapusta, Kamila Grzesista, Magdalena Berlińska, Sara Szczukocka, Julia Zając 6. Trener: Monika Marzec.