Dawid Przysiek: Boję się, żebyśmy ich nie zlekceważyli

W sobotę (28 listopada) piłkarze ręczni Nielby Wągrowiec rozpoczęli drugą - rewanżową rundę zasadniczą. O kolejny komplet punktów walczyli na wyjeździe - w Puławach. Przez długi czas obie drużyny szły "łeb w łeb" - na bramkę gości, trafieniem odpowiadali gracze Azotów.

Piotr Werda
Piotr Werda

Apogeum dramatyzmu nastąpiło podczas rzutu wolnego gospodarzy, kiedy to na tablicy wyników widniał remis 25:25, a do zakończenia spotkania pozostało zaledwie pięć sekund. Żółto-czarnym nie udało się upilnować rywali, którzy trafili do bramki równo z końcową syreną. Spotkanie w Puławach zakończyło się więc porażką podopiecznych Edwarda Kozińskiego 26:25. W pierwszej kolejce sezonu nielbiści ulegli we własnej hali Azotom jedną bramką. Teraz - na rozpoczęcie rundy rewanżowej - sytuacja się powtórzyła. Choć beniaminek z Wielkopolski zagrał dobre spotkanie, to jednak los łaskawszy był dla ich przeciwników.

O końcowych fragmentach tego spotkania opowiada Dawid Przysiek z Nielby, grający na środku rozegrania: - Gracze Azotów chcieli wyłączyć mnie z gry - grali "wysoką jedynką". Na kilka sekund przed końcem ukarany zostałem karą 2-minutową za wybicie piłki. Gospodarze uzyskali przez to rzut wolny. Poszło podanie do Zinczuka, który trafił w środek bramki. Straszny pech! Nie wiem jak to się stało, że udało mu się rzucić w ostatniej sekundzie! Chcieliśmy zrewanżować się za porażkę w Wągrowcu - niestety się nie udało.

Po zakończeniu spotkania szał radości ogarnął gospodarzy, a piłkarze ręczni z Wągrowca ze smutkiem opuszczali puławski parkiet. Pomimo porażki szkoleniowiec MKS-u - Edward Koziński chwalił postawę swoich zawodników. - Nielba zagrała przyzwoity mecz - chłopcy walczyli bardzo ambitnie. Spotkanie przebiegło w zaciętej atmosferze. Do 18 minuty mieliśmy przewagę. Potem rywale doprowadzili do remisu. Rozpoczęła się wymiana ciosów - bramka za bramkę. Przy takim wyrównanym spotkaniu decydują niuanse oraz szczęście, którego nam zabrakło.

W podobnym tonie wypowiadał się Jerzy Kasprzak - prezes wielkopolskiej drużyny: - Choć przegraliśmy to spotkanie, to muszę powiedzieć, że jestem zadowolony z postawy naszej drużyny. Mecz mógł się podobać - był zacięty i niezwykle wyrównany. Na początku udało nam się uzyskać kilkubramkową przewagę. Potem stopniała ona do zera, a prowadzenie przechodziło "z rąk, do rąk". Wynik remisowy odebrało nam trafienie Azotów w ostatniej sekundzie meczu. Zabrakło po prostu trochę szczęścia, aby wywieźć chociaż jeden punkt z Puław.

W nocy z soboty na niedzielę drużyna beniaminka wróciła do Wągrowca. W poniedziałek nielbiści mieli zaplanowany rozruch oraz odnowę biologiczną w hali sportowej miejscowego Ośrodka Sportu i Rekreacji. We wtorek odbędą normalny trening. - Na więcej zajęć nie starczy nam już czasu - dodaje szkoleniowiec MKS-u. W środę (2 grudnia) wągrowieccy piłkarze ręczni zmierzą się u siebie z drużyną Powen Zabrze.

- Nie widzę innej możliwości, jak tylko wygrana z Zabrzem. Gracze Powen-u są - tak jak my - beniaminkiem ekstraklasy. Idzie im w lidze trochę gorzej, niż naszej drużyny. Boję się, żebyśmy ich nie zlekceważyli, a potem męczyli się na parkiecie. Musimy podejść do tego spotkania na sto procent i zdobyć cenne dla nas punkty - przyznał Dawid Przysiek.

Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×