Kielczanie od początku mają problemy kadrowe, w środę w protokole meczowym znalazło się jednak piętnastu zawodników - w tym wracający po kontuzji Benoit Kounkoud. Francuz nie pojawił się na parkiecie, ale nie to było największym kłopotem wicemistrzów Polski. Żółto-biało-niebiescy znów w pierwszej połowie meczu nie mieli żadnego wsparcia w swoich bramkarzach. O ile niedociągnięcia w ataku czy obronie łatwo przykryć, o tyle słaba forma golkiperów wybija się na pierwszy plan - przede wszystkim, gdy wynik robi się niekorzystny.
A dla kielczan rezultat szybko zrobił się niekorzystny. Zaczęło się dobrze, ale od stanu 2:2 gospodarze popełnili trzy proste błędy, które rywale błyskawicznie zamienili na skuteczne kontrataki. Duńczycy się rozkręcali, a szczypiorniści Industrii nie byli w stanie złapać rytmu. Na szczęście w defensywie gracze Dujszebajewa spisywali się zdecydowanie bardziej czujnie niż w ataku, co im też pozwoliło na wyprowadzenie kontr.
W 19. minucie Dylan Nahi doprowadził do remisu po 10:10 i wydawało się, że kielczanie pójdą za ciosem - odrobili straty, zaczęli grać zdecydowanie lepiej, świetnie funkcjonowały kontrataki. Sytuacja wyglądała coraz korzystniej. Niestety tylko przez chwilę. W 21. minucie fantastyczną bramkę zdobył Arkadiusz Moryto, ale to, co stało się od stanu po 11, trudno wytłumaczyć.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie "Trening mięśni brzucha… i twarzy". Dziennikarka Polsatu znów pokazała moc
Kielczanie całkowicie się posypali. Najpierw przyjezdni odskoczyli na dwa trafienia, potem przez prawie minutę i czterdzieści sekund gospodarze musieli radzić sobie w podwójnym osłabieniu (kary dla Monara i Gębali) i ten fragment też przegrali 0:2. To jednak nie był koniec złej serii, gracze z Aalborga dorzucili kolejne dwa gole i nagle ich seria urosła do sześciu bramek z rzędu. Żółto-biało-niebiescy tymczasem nie zdobyli bramki przez dziewięć minut.
Drugą część meczu goście zaczęli od powiększenia prowadzenia do siedmiu oczek. Na szczęście kilka skutecznych parad szybko zaliczył Miłosz Wałach i wicemistrzowie Polski mieli szansę na zminimalizowanie strat.
W 42. minucie zdołali zbliżyć się do rywali na trzy bramki. Wtedy też o czas poprosił Maik Machulla. Przerwa pozwoliła Duńczykom na uspokojenie gry, po powrocie na parkiet pomogli też nieskuteczni w ofensywie kielczanie i przewaga gości znów urosła do sześciu trafień.
Kolejnego zrywu w wykonaniu żółto-biało-niebieskich już nie było. Nie mogło zresztą być, znów do bramki strzeżonej przez Wałacha zaczęło spadać dosłownie wszystko, a i w ataku nie układało się najlepiej. Duńczycy coraz częściej unosili ręce w górę i jasne się stało, że kielczanie nie mają argumentów, by jeszcze nawiązać walkę.
Industria Kielce - Aalborg Handbold 28:35 (12:18)