Zawodnicy z Kielc po trzech porażkach z rzędu znaleźli się w bardzo trudnej sytuacji. Ich cel na fazę grupową został dość mocno zweryfikowany i zamiast walki o jedno z dwóch pierwszych miejsc premiowanych awansem do ćwierćfinału, wszystko wskazuje na to, że czeka ich bitwa o wyjście z grupy. W wyjazdowym starciu z Duńczykami gracze z województwa świętokrzyskiego nie byli faworytami, ale liczyli, że są w stanie przywieźć dwa punkty i nieco zbliżyć się do czołówki tabeli.
Katastrofalnie zaczęło się jednak to spotkanie dla szczypiornistów Industrii. Kielczanie w pierwszych minutach meczu kompletnie nie mogli odnaleźć się na boisku. To, że w tym sezonie bramkarze żółto-biało-niebieskich są totalnie bez formy i tylko w pojedynczych starciach zaliczają dobre występy, to wiadomo od dawna. W Aalborgu zawodziły jednak także inne elementy handballowego rzemiosła, a skuteczność w ataku budziła niepokój już od pierwszych akcji.
Wicemistrzowie Polski zupełnie przespali początek pojedynku. Wydawało się, że dochodzą do stuprocentowych sytuacji rzutowych, ale nie byli w stanie przełożyć ich na zdobycze bramkowe. Gospodarze mieli swoje problemy, ale nie były one na tyle poważne, by nie wykorzystać błędów popełnianych przez rywali. Kielczanie aż przez osiem minut nie byli w stanie zdobyć trafienia i szybko dostali cios od Duńczyków. Starcie rozpoczęło się od wyniku 0:5. Właśnie przy takim rezultacie o czas poprosił Tałant Dujszebajew.
ZOBACZ WIDEO: Aż trudno uwierzyć, że ma 41 lat. Była gwiazda wciąż w formie
Szkoleniowiec starał się uspokoić grę swoich zawodników i po powrocie na parkiet na początku 9. minuty wreszcie pierwszą bramkę dla Industrii zdobył Artsiom Karalek. Nie trzeba było długo czekać, by starcie wreszcie nabrało tempa, wicemistrzowie Polski zdołali odrobić straty do trzech bramek i wydawało się, że są na dobrej drodze, by prowadzić z gospodarzami wyrównaną walkę.
Wystarczyły jednak dwa proste błędy i Duńczycy znów odskoczyli. W grę kielczan wkradły się natomiast stare demony - brak skuteczności w ataku, fatalna gra między słupkami, totalnie spóźniona obrona, brak koncentracji i błędy, które nie miały prawa się wydarzyć.
Szczypiorniści z Aalborga w ofensywie mogli robić, co chcieli, bo ich przeciwnicy po prostu nie nadążali za akcjami. Żółto-biało-niebiescy byli zbyt stateczni i gospodarze doskonale to wykorzystywali.
Na domiar złego gracze Industrii zupełnie nie radzili sobie w ataku. Przyjezdni z bohatera spotkania zrobili Fabiana Norstena. Szwed grał dobrze, nie można mu tego odebrać, ale długimi fragmentami wicemistrzowie Polski wcale nie utrudniali mu zadania. Ich rzuty były zbyt czytelne, za słabe, nieprzygotowane. Na kwadrans przed końcem szczypiorniści z Aalborga wyszli na dziesięciobramkowe prowadzenie, a w grze gości trudno było znaleźć jakiekolwiek pozytywy.
Jeśli jest coś, w czym kielczanie mogliby szukać pocieszenia, to w fakcie, że nie była to najwyższa porażka w Lidze Mistrzów w historii klubu. W końcówce szczypiorniści z województwa świętokrzyskiego zdołali zmniejszyć wymiar kary do ośmiu trafień.
Aalborg Handbold - Industria Kielce 34:26 (20:13)