Łukasz Luciński: Czy po Mistrzostwach Europy coś się w twoim życiu zmieniło?
Piotr Wyszomirski: - Zmieniło się tylko to, że jestem dużo bardziej popularny. Nie spodziewałem się, że ludzie będą chcieli brać ode mnie autografy czy robić sobie zdjęcia ze mną. Rozumiem, że na przykład ze Sławkiem Szmalem czy innymi wspaniałymi zawodnikami naszej reprezentacji, ale ja jestem najmłodszy w kadrze i na dobrą sprawę jeszcze nie udowodniłem swojej przydatności do druzyny narodowej. Jest mi jednak bardzo miło, gdy ktoś docenia to, co robię- szczególnie, gdy są to kibice dla których gramy.
Kiedyś powiedziałeś, że w trakcie europejskiego czempionatu na jednym z serwisów społecznościowych przybyło ci kilkuset znajomych. Jak radzisz sobie z rosnącą popularnością?
- Jak sobie radzę? Zupełnie normalnie. Śmieję się z tego wszystkiego, bo często mam różne zabawne wiadomości od dziewczyn, będących moimi fankami.
Czy wspólne treningi z najlepszym bramkarzem świata- Sławomirem Szmalem pomogły Ci w jakiś sposób rozwinąć twój własny "warsztat bramkarski"?
- Oczywiście, że tak! Miałem przyjemność przebywać cały miesiąc ze Sławkiem codziennie obserwując co i jak robi by osiągnąć szczytową formę. Dużo mi też podpowiadał- jak mam się ustawiać i jak lepiej wykonywać poszczególne ćwiczenia, by czerpać z nich jak najwięcej pożytku."Kasie" na pewno należała się nagroda dla najlepszego bramkarza. To genialny sportowiec, ale przede wszystkim wspaniały człowiek.
Pojawiły się już jakieś oferty transferowe?
- Nie, na chwilę obecną nie mam żadnych propozycji.
Jakie to uczucie zostać wybranym najlepszym zawodnikiem niezwykle prestiżowego spotkania z Francją?
- Fajne, chociaż jestem pewien, że dostałem tą nagrodę na wyrost. Muszę twardo stąpać po ziemi, a nie podniecać się jakimiś nagrodami, choć oczywiście to bardzo miłe wyróżnienie.
Czego twoim zdaniem zabrakło do zdobycia medalu, choćby tego z najmniej cennego kruszcu?
- Myślę, że to pytanie do trenera i całego sztabu. Ja, tak jak każdy członek kadry, czuję się
oszukany przez sędziów, którzy po proteście naszego szkoleniowca otrzymali nagrodę
za dobre sędziowanie. Coś tu nie gra…
Jak układała się twoja współpraca z selekcjonerem Bogdanem Wentą?
- Pozytywnie. Kiedy trzeba potrafił mnie zmobilizować wszelkimi możliwymi sposobami. Czasem był to krzyk i reprymenda, czasem słowa zachęty. Najważniejsze jednak, że te metody okazywały się skuteczne.
Jak wyglądało codzienne życie najmłodszego (wiekiem i stażem) gracza reprezentacji na tak ważnej imprezie? Koledzy nie dokuczali?
- To wspaniała ekipa, więc nie było mowy o żadnym dokuczaniu. Wypełniałem należycie
obowiązki młodego kadrowicza, więc nie mieli się do czego doczepić (śmiech). A tak poważnie to mam nadzieję, że nawet, gdy niektórzy zawodnicy zakończą już swoją karierę reprezentacyjną i pojawią się w niej nowe twarze, to nadal będzie panowała taka doskonała atmosfera jak teraz.
W Austrii nie zabrakło oczywiście kibiców przystrojonych w biało-czerwone barwy. Czy ich doping pomagał?
- Oczywiście! Szczególnie czuliśmy ich pomoc, gdy spiewaliśmy hymn przed meczami. Nasz był śpiewany zdecydowanie najgłośniej i było to naprawdę wspaniałe uczucie!Mamy najlepszych kibiców na świecie, dla których warto dawać z siebie wszystko i zostawiać cale serce na boisku!
Jak wasze wyniki i twoje występy zostały ocenione w Puławach, gdzie na co dzień reprezentujesz barwy miejscowych Azotów?
- W Puławach trzymali za mnie kciuki. Rozmawiałem z niektórymi kibicami, którzy kibicowali mi i za to im bardzo dziękuję! Mamy w Puławach cudownych kibiców, którzy potrafią stworzyć doskonałą atmosferę w naszej hali, jak również starają się dopingować nas w spotkaniach wyjazdowych. Jestem im naprawdę wdzięczny, gdyż często podporządkowują oni ukochanej drużynie całe swoje życie.
W czasie przerwy w ligowych rozgrywkach w twoim zespole doszło do roszady na stanowisku trenera- Marka Motyczyńskiego zastąpił Bogdan Kowalczyk. Uważasz, że było to dobre posunięcie?
- Przekonamy się o tym już niedługo. Poza tym nie mam zamiaru oceniać decyzji naszego prezesa, gdyż w moich obowiązkach leży jak najlepsza gra, a nie ocena zmian w klubie.
W trzech tegorocznych spotkaniach odnieśliście dwie porażki. Co się dzieje z zespołem, który miał walczyć o brąz?
- Pierwszy mecz ze Śląskiem wygraliśmy różnicą 10bramek. Niestety z Kwidzynem
i z Głogowem już przegraliśmy. Mówiło się o tym, że mamy walczyć o medal, jednak to trudne zadanie. Ostatni mecz z Głogowem sprowadził nas na ziemię.
Czy ten początek zmienił jakoś wasze przedsezonowe założenia?
- Myślę, że cel jaki postawił nam prezes, czyli zajęcie miejsca w pierwszej czwórce jest nadal aktualny. Czy to sie uda przekonamy się już niedługo.
W środku tabeli panuje ogromny ścisk- miedzy czwartym, a siódmym zespołem są tylko trzy oczka różnicy. Która pozycja przed play-off będzie dla was sukcesem?
- Żeby poważnie myśleć o pierwszej czwórce musimy zająć minimum 6 miejsce. Jeżeli zajmiemy 7 lub 8 będziemy walczyć z najsilniejszymi drużynami w naszej lidze i ciężko będzie o awans do najlepszej czwórki. Nie jest jednak tak, że jeśli trafimy na Vive lub Wisłę to odpuścimy. Jak pokazał nasz mecz z Wisłą płocczanie są w naszym zasięgu. Poza tym jest to tylko sport, a on rządzi się własnymi prawami.
Pokazałeś się z niezłej strony na ME, jesteś jedną z największych gwiazd Azotów. Jakie zatem są kolejne cele, bądź marzenia Piotra Wyszomirskiego?
- Gwiazdą? Jaką gwiazdą? To media kreują ludzi na gwiazdy, one mogą zrobić z prawie każdego człowieka bohatera lub zmieszać go z błotem. Jestem zwykłym człowiekiem, który stara sie wykonywać to, co najlepiej potrafi. Dziękuję Bogu za talent do piłki ręcznej, choć wiem, że musi on być poparty ciężką codzienną pracą, bo inaczej nic z tego nie będzie. Marzenia? Zobaczymy jak "góra" to wszystko zaplanowała...