Miłosz Marek: Rozmawiamy tuż po zakończeniu spotkania, ale na pana twarzy widać jeszcze emocje i zdenerwowanie.
Wojciech Hanyż: Trudno nie być zdenerwowanym. Prowadzimy cały mecz, gramy dobrze i nagle sędziowie, nie mówię o boiskowych, bo tym zawsze może przydarzyć się błąd, ale stolikowi włączają się do meczu i wyrzucają naszych zawodników na dwuminutowe kary, nie potrafiąc usprawiedliwić swojej decyzji. Nie wiedzą kto z kim się zmienił, kto schodził, kto wchodził. Pani przy stoliku stwierdziła, że zmiana były wykonana źle, natomiast swojej decyzji nie potrafiła uargumentować. No i co? W każdej chwili można tak zagwizdać, nie umiejąc podawać kto popełnił błąd. Dla mnie to skandal. Sędziowie pytali kilkukrotnie. W końcu wymyśliła numery zawodników, którzy kompletnie nie brali udziału w akcji. Gramy 6 na 3 w polu pięć minut przed końcem spotkania, który dla Szczypiorna jest meczem o wszystko. Gratuluje chłopakom odporności psychicznej i tego, że opanowali nerwy i pokazaliśmy na koniec, że to my jesteśmy lepszym zespołem i to nam należy się awans. Co prawda brakuje nam jeszcze dwóch punktów. Szkoda, że w takiej sytuacji, gdzie powinniśmy się cieszyć, pogratulować dobrego meczu, a nie mówić, o pracy arbitrów...
To był wasz najtrudniejszy mecz w tym sezonie?
- Całe spotkanie może nie, ale końcówka na pewno, bo losy ważyły się do ostatniej sekundy. Spodziewaliśmy się takiego przebiegu gry. Kaliszanie grali o pozostanie w walce o baraże. Grali u siebie, musieli rzucić wszystko na jedną kartę. Natomiast my mieliśmy chwilowe zastoje. Nie najlepiej weszliśmy w grę. Później przyspieszyliśmy i było już bardzo dobrze. Mieliśmy przewagę, ale straciliśmy ją, a mogliśmy spokojnie wszystko kontrolować. Graliśmy za mało kontratakiem. W drugiej połowie doszedł jeszcze problem skuteczności rzutowej. Wszystko szło w pierwsze tempo i chłopacy trafiali w bramkarza. Mecz przysporzył wiele emocji w obie strony. Cieszę się bardzo z tej wygranej, bo tracić punkty zawsze można, ale po walce na parkiecie. W pewnym momencie opadły mi ręce.
Co się składało na waszą nie najlepszą grę w pierwszej połowie. Może to gospodarze czymś was zaskoczyli?
- Nie, niczym nas nie zaskoczyli. Troszeczkę prawa strona nie funkcjonowała. Marcin Cichy, Hubert Kaczmarek. Szczególnie ten drugi, który ciągnie nam grę po tej stronie od pierwszej do sześćdziesiątej minuty. Widać, że brakuje mu tego zdrowia. Przed meczem miał problemy z kolanem i miał nie wystąpić. To znaczy nie powinien, ale stało się inaczej. Wiedzieliśmy, że przeciwnicy mają mocniejszą lewą stronę i nie mogliśmy z tym sobie poradzić. Na szczęście później zmieniliśmy system w obronie i to dało efekt. Do przerwy było spokojnie, ale musimy porozmawiać, bo takich przewag nie możemy roztrwaniać i to obojętnie czy gramy u siebie czy na wyjeździe. Różnicę zawsze trzeba zwiększać, bo to prowadzi do takich końcówek.
Mówi pan, że brakuje wam dwóch punktów, ale w sportowy sposób nikt jeszcze nie odebrał wam punktów. Można chyba powoli gratulować wam awansu...
- Nie, nie. W żadne gratulacje nie dam się wkręcić, dopóki nie będziemy mięli awansu. Mamy cztery spotkania i dwa punkty do zdobycia. Kiedy je zdobędziemy będziemy odbierać gratulacje. Na razie skupmy się na grze.
W takim razie kto może zagrozić pana ekipie?
- Na pewno ekipa ze Świdnicy, która jest druga. Uważam, że już nie przegra do końca rozgrywek, a jeśli my się potkniemy, to nas dogoni. Także apeluję o spokój. To jest sport. Jeszcze wszystko się może zdarzyć.
Za waszymi plecami toczy się niezwykle zażarta walka o miejsce premiowane barażami. Według pana to ŚKPR rozstrzygnie ją na swoją korzyść?
- Już w przerwie pomiędzy rundami mówiłem, że to świdniczanie będą naszymi najgroźniejszymi rywalami i tak się faktycznie w tej chwili dzieje. Nie skreślam Tęczy Leszno. Na pewno będą walczyć, ale ja jednak postawię na ŚKPR.
A Szczypiorna nie bierze już pan pod uwagę?
- Myślę, że nie. To jest zbyt chimeryczny zespół. Tracą punkty choćby w Oleśnicy. Potrafią zagrać bardzo dobrze, ale także bardzo słabo. W ciągu sezonu stracili już chyba aż jedenaście oczek, wliczając dwa z nami, ale tak jak powiedziałem: życie pisze różne scenariusze. Być może uda im się włączyć do walki o baraże, bo na awans szans już nie mają.