Wszystko za sprawą znakomitej postawy w Lidze Mistrzów piłkarzy ręcznych Vive Targów Kielce i jeszcze lepszej koszykarzy Asseco Prokomu Gdynia w Eurolidze. W ścisłej światowej czołówce są też siatkarze Skry Bełchatów, ale akurat w tym przypadku, dotarcie do Final Four Ligi Mistrzów raczej nie było zaskoczeniem. O wiele bardziej powinny cieszyć wyniki dwóch pierwszych zespołów, tym bardziej, że sądząc po funkcjonowaniu i strategii obranej przez włodarzy obydwu klubów, polscy kibice w kolejnych latach powinni przyzwyczaić się do podobnych sukcesów.
Przed rozpoczęciem najważniejszych rozgrywek starego kontynentu, zarówno w Lidze Mistrzów szczypiornistów, a także Eurolidze koszykarzy, obie polskie drużyny mierzyły wysoko. Olbrzymią chrapkę na zaistnienie w Europie mieli przede wszystkim szczypiorniści Vive Targów Kielce. Klub z Kielc już za kilka lat chce dołączyć do grona najlepszych drużyn starego kontynentu, a sezon 2009/2010 miał być początkiem tej drogi i pierwszą próbą konfrontacji z najlepszymi. Próbą, która zakończyła się pełnym sukcesem.
Włodarze mistrza Polski budowanie potęgi rozpoczęli od podstaw. Zatrudnienie Bogdana Wenty na ławkę trenerską było strzałem w dziesiątkę. Charyzmatyczny szkoleniowiec polskiej reprezentacji w sobie znany tylko sposób potrafi wyciągnąć od swoich podopiecznych niebywałych rzeczy. To pod jego skrzydłami rozwinęli i wypromowali się tacy gracze jak Tomasz Rosiński czy Paweł Podsiadło, którzy już teraz zaliczani są do klasowych graczy w Europie. To obecność jego osoby sprawiła, że na grę w Kielcach zdecydował się lider reprezentacji Polski Mariusz Jurasik, a w najbliższym czasie dołączą także do niego kolejni (Sławomir Szmal i Michał Jurecki). Ale na duże słowa uznania zasługują nie tylko piłkarze. Tak doskonale funkcjonującego klubu, polski sport nie miał już dawno. Nie byłoby niego bez Prezesa Bertusa Servaasa. Sympatyczny Holender jak magnes przyciąga do siebie kolejnych inwestorów. Dwaj potężni sponsorzy, a przy tym cała masa mniejszych. Każdy chce dokładać swoją cegiełkę do nowo powstającej potęgi. Kielecki klub rozrasta się w imponującym tempie, a w obecnej chwili na prawdę trudno doszukać się słabej strony. To wszystko sprawia, że kibicom szczypiorniaka w Polsce (nie tylko tym z Kielc) nie wypada nie myśleć pozytywnie. Bo wszystko wskazuje na to, że droga, jaką obrał kielecki klub jest najlepsza z możliwych, a kolejne sukcesy są kwestią czasu.
Koszykarski mistrz Polski nowicjuszem na europejskich parkietach już nie jest, a w ścisłej szesnastce najlepszych drużyn Euroligi gracze z Trójmiasta znajdowali się wcześniej już trzykrotnie. W tym roku ich sukces był jednak wyjątkowy i historyczny. Gracze Tomasa Pacesasa nie tylko wyszli z fazy grupowej, ale także po raz pierwszy w historii zdołali awansować z elitarnej fazy TOP 16. To już absolutna europejska czołówka. W niej gdynianie okazali się gorsi od jednego z kandydatów do zwycięstwa w Eurolidze, Olympiakosu Pireus, ale swojej gry podopieczni Pacesasa nie mogli się wstydzić. A wszystko to, zrodziło się w olbrzymich bólach. Po pierwszych dwóch spotkaniach fazy zasadniczej zapewne mało kto wierzył w tak imponujący koniec mistrzów Polski. Obrywało się koszykarzom (szczególnie za pierwszą wpadkę z niemieckim Oldenburgiem), obrywało się także szkoleniowcowi Tomasowi Pacesasowi, który według dużej grupy kibiców był dobrym zawodnikiem, trenerem, już niekoniecznie. Jak się jednak okazało, Litwin potrafił pozbierać i poprowadzić swój zespół do historycznego wyczynu.
Inna sprawa, że miał do tego odpowiednich wykonawców. Fanom koszykówki takiego zawodnika jak Qyntel Woods przedstawiać specjalnie nie trzeba. Amerykanin z przeszłością w najlepszej lidze świata swoją grą pokazuje prawdziwe piękno koszykówki, a z grania u jego boku, zapewne każdy zawodnik mistrza Polski dużo wynosi. Jedno jest pewne. Gracza takiej klasy polska liga jeszcze nie miała. I tu znów brawa. Tym razem dla włodarzy Asseco Prokomu. Za zatrzymanie gwiazdora, który już po poprzednim sezonie mógł, a nawet powinien szukać sobie pracodawcy w silniejszej lidze.
Ale Asseco Prokom to nie tylko Woods. Kolejnymi graczami wysokiego europejskiego formatu są z pewnością także m.in. David Logan czy Daniel Ewing. Nie sposób nie zauważyć także dynamicznie rozwijających się polskich zawodników. Gigantyczne postępy Adama Hrycaniuka i nieprzeciętny talent Przemysława Zamojskiego mogą napawać optymizmem nie tylko kibiców w Gdyni, ale wszystkich polskich fanów basketu. Jeśli dodamy do tego, że klubem zarządza jeden z najbardziej charyzmatycznych polskich biznesmenów, Ryszard Krauze, wygląda na to, że także kibice koszykówki w Polsce będą mogli na dłużej poczuć atmosferę wielkiego sportu.
Oby tak było, gdyż polski sport jak wody potrzebuje sukcesów na arenie międzynarodowej. Szkoda tylko, że tak duże sukcesy polskich drużyn jak w ostatnim sezonie, nie zawsze odnajdują należyte sobie miejsce w polskich mediach, wciąż ustępując coraz to słabszym piłkarzom nożnym...