- Jak się wygrywa ze Śląskiem? Ciężko - mówił po spotkaniu z uśmiechem na twarzy trener zabrzan, Krzysztof Przybylski. W tonie szkoleniowca można było wyczuć również pewną satysfakcję, bowiem owszem to spotkanie nie miało żadnej wartości dla żadnej z drużyn, jednak miło było pokonać Śląsk Wrocław po raz czwarty w tym sezonie.
Samo spotkanie toczyło się w iście towarzyskiej atmosferze. Na trybunach zabrakło dopingu z ostatnich meczów (szczypiorniści zaczęli grać o godzinie 16, podczas gdy godzinę później swoje spotkanie rozpoczynał piłkarski Śląsk), ale nie oznacza to, że w hali Orbita panowała cisza. Wręcz przeciwnie. O atmosferę na trybunach zadbali najmłodsi fani szczypiorniaka ze szkół podstawowych i gimnazjów.
Wynik meczu przez pełne sześćdziesiąt minut oscylował w okolicach remisu, a żadna z drużyn nie wyszła na prowadzenie wyższe niż dwubramkowe. Drużyny notowały kilkuminutowe "przestoje", w których nie potrafiły zdobyć bramki. O ile w przypadku Śląska powodowała to niedokładność, o tyle zabrzanom w powiększaniu dorobku przeszkadzały słupki i poprzeczka bramki wrocławskiej. Rzuty Powenu raz po raz zatrzymywały się na konstrukcji bramki Śląska. Nie można pominąć bardzo dobrze spisującego się między ostrzeliwanymi słupkami, bramkarza z Wrocławia, Rafała Stachery.
Pojedynek nie był porywającym widowiskiem. Jak stwierdził szkoleniowiec Śląska, Tadeusz Jednoróg: - Muszę to powiedzieć z przykrością, ale ten mecz trzeba było "odbębnić". Nie brakowało jednak wielu pozytywnych wrażeń. Duży aplauz publiczności wywołało pojawienie się na parkiecie bramkarza Śląska, Marcina Schodowskiego. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że golkiper zagrał jako... zawodnik z pola! W drugiej połowie, gdy Schodowski zdołał pokonać bramkarza gości, trybuny i ławka wrocławska wybuchły radością. Warto zauważyć, że w składzie Śląska po długiej przerwie związanej z kontuzją, na parkiecie pojawił się Wojciech Jedziniak. Szczypiornista zaprezentował się bardzo dobrze i fani z Dolnego Śląska mogą tylko żałować, że ten uraz wyłączył go z gry na kilka miesięcy.
Powen Zabrze po "zapewnieniu" sobie spadku z ekstraklasy zaczął grać lepiej. Dwa zwycięstwa (ze Śląskiem Wrocław), remis (z AZS AWFiS Gdańsk) oraz pechowa przegrana w spotkaniu z Chrobrym Głogów - to dorobek ostatnich czterech spotkań Zabrza. Skąd taki wzrost formy? - Myślę, że na to wpływ miała zmiana trenera. Nowy szkoleniowiec zawsze wprowadza trochę świeżości - tłumaczył najbardziej doświadczony zabrzanin, Mariusz Kempys. Tymczasem wrocławianie bez wątpienia cieszą się, że ten niezwykle ciężki sezon już za nimi. Sezon, w którym udało wypełnić się przedsezonowy cel, jakim było utrzymanie się w lidze. Z problemami organizacyjnymi, z plagą kontuzji, w końcowym rozrachunku wrocławianie zapewnili sobie bezpieczne miejsce w ekstraklasie. Walkę nawiązywali z każdym rywalem, nie z każdym potrafili wygrać. Dobitnym tego przykładem jest Powen Zabrze. - Dobrze, że spadają z ligi, ciągle z nami wygrywają - mówi z przymrużeniem oka Marcin Schodowski. Jednak po chwili dodaje: - Ale niech szybko wracają, bo chcemy ich w końcu pokonać w ekstraklasie.
AS-BAU Śląsk Wrocław - NMC Powen Zabrze 28:30 (12:13)
AS-BAU Śląsk: Stachera 1 - Tórz 7, Swat 6, Gujski 5, Piętak 3, Jedziniak 3, Sadowski 1, Haczkiewicz 1, Schodowski 1, Kłos 0.
NMC Powen: Kicki - Kempys 7, Chodara 6, Migała 5, Kryszeń 4, Bushkov 4, Rybarczyk 2, Mogielnicki 1, Tatz 1, Kandora 0, Szolc 0.
Kary:
AS-BAU Śląsk - 6 minut (Tórz 2 min, Sadowski 2 min, Swat 2 min)
NMC Powen - 12 minut (Szolc 4 min, Kempys 4 min, Migała 2 min, Tatz 2 min)