Piotr Wiśniewski: Trzecie miejsce w Polsce oraz półfinał Challenge Cup to osiągnięcia Łączpolu Gdynia w zakończonym właśnie sezonie. Sukces czy może pozostaje jednak lekki niedosyt?
Karolina Szwed: Owszem przegrywając mecze o finał Challenge Cup i o wejście do gry w finale Mistrzostw Polski czułyśmy niedosyt. Jest to naturalne odczucie zawodnika. Jednak w chwili kiedy zostały zawieszone na naszych szyjach brązowe medale MP czułyśmy, że zrobiłyśmy kawał dobrej roboty. Na początku sezonu oraz jeszcze w połowie ligowych rozgrywek, gdy spotkało nasz zespół tyle kontuzji nikt nie mówił nawet o zdobyciu medalu, a co dopiero o tym, żeby dojść do półfinału Challenge Cup. Także jak najbardziej uważam ten wynik za sukces.
Półfinałowa rywalizacja z Zagłębiem zakończyła się trzema zwycięstwami lubinianek. Czego wam zabrakło w tych spotkaniach, aby móc myśleć o grze w finale?
- Zagłębie Lubin to mocny, ustabilizowany zespół, grający praktycznie od kilku sezonów w tym samym składzie personalnym. My jesteśmy w trakcie budowania zespołu, zespalania wszystkich ogniw, docierania się. Sądzę, iż zabrakło nam zwyczajnego zgrania oraz spokojnej głowy, do tego dołączyło ogromne zmęczenie. Przypomnę, że praktycznie większość sezonu grałyśmy w 8,9,10 zawodniczek z czego na rozegraniu niestety nie było możliwości zmiany. Sama borykałam się od połowy sezonu z kontuzją kolana, z którą mam nadzieje zdążę uporać się do przyszłego sezonu.
W meczach o brązowy medal Łączpolowi przyszło zmierzyć się z Piotrcovią, rywalem niewygodnym i mającym na was patent. Przed tą konfrontacją piotrkowianki wygrały bowiem z wami pięć kolejnych spotkań, w tym trzy przed rokiem, które pozwoliły im stanąć na najniższym stopniu podium. Łączpolowi z kolei przypadła "zaledwie" czwarta lokata. Tym razem jednak się udało i oba zespoły zamieniły się miejscami.
- Staram się nawet nie wspominać meczów z zeszłego sezonu z Piotrcovią - chyba, że w jednej chwili chcę popsuć sobie nastrój (śmiech). Wtedy jest to jedna z najlepszych metod. Była to dla nas ogromna porażka. Jednak jak widać dobrze odrobiłyśmy prace domową i w tym sezonie nie dałyśmy sobie odebrać upragnionego medalu.
Wróćmy jeszcze na moment do europejskich pucharów. W półfinale tych rozgrywek na waszej drodze stanął niemiecki Frisch Auf Göppingen. Co prawda w pierwszym spotkaniu przegrałyście różnicą pięciu bramek, ale rezultat ten pozwalał realnie myśleć o skutecznym rewanżu. Niestety w drugim pojedynku Niemki również okazały się lepsze i to one ostatecznie zagrały w finale.
- Niestety i w tym temacie muszę powrócić do zmęczenia. Grając z takim zespołem jak Frisch trzeba spełnić parę istotnych wymogów, takich jak np. doskonała dyspozycja meczowa oraz koncentracja. Ten sezon był niezwykle wyczerpujący. Niektóre z nas walczyły nie tylko z przeciwnikiem ale również z własnymi bolączkami. Ja korzystając z okazji chciałabym pochwalić przede wszystkim młode zawodniczki jak Agnieszka Białek czy Aleksandra Jędrzejczyk, które właśnie w tej ostatniej fazie rozgrywek bardzo przyczyniły się swoją grą do zdobycia medalu.
Do Gdyni trafiła pani na początku lutego 2009 roku. Oprócz propozycji z Łączpolu pojawiły się także oferty zagraniczne (Hypo Wiedeń i Buxtehuder - przyp.red). Ostatecznie jednak wybrała pani Gdynię. Czy z perspektywy czasu wybór ten należy uznać za udany?
- Jasne, zawsze można zastanawiać się nad tym, co by było gdyby.., ale staram się myśleć w inny sposób, raczej co by tu zrobić żeby tam gdzie jestem było jeszcze lepiej. Nie żałuję swojego wyboru, uważam że Gdynia jest miastem przyjaznym dla sportu, także w naszych rękach jedynie pozostaje to czy wykorzystamy szanse zrobienia w tym mieście naprawdę dobrego wyniku.
Oprócz treningów i meczów ligowych studiuje pani również na Akademii Wychowania Fizycznego i Sportu w Gdańsku. Czy udaje się godzić edukację, a co za tym idzie zapewne częste nieobecności na zajęciach z grą w klubie?
- Niestety nie udało mi się pogodzić w tym roku tych dwóch spraw. Do gry w klubie dołączyły również zgrupowania kadry. Jednak nie poddaję się i w tym roku chciałabym zacząć nowy kierunek...niezwiązany ze sportem.
Z sezonu na sezon w Gdyni budowana jest coraz mocniejsza drużyna żeńskiej piłki ręcznej. Plany działaczy są bardzo ambitne, dodatkowo klub liczyć może na wsparcie miasta. Wydaje się, że w takich warunkach sukces jest niemal na wyciągnięcie ręki.
- Zgadza się, to jest właśnie to, o czym mówiłam wcześniej. Gdynia jako miasto naprawdę dba o sportowców, a dla nas bardzo miły jest fakt, że głowy miasta, działacze liczą na nasz sukces i wspomagają nas nie tylko finansowo, ale również duchowo, dopingując na meczach. Do nas zawodniczek i trenerów należy stworzenie dobrego zespołu, jeśli chodzi o stronę sportową, natomiast od działaczy naszego klubu czy zostanie nam to umożliwione. Jak od tej pory było dobrze i mam nadzieję, że będzie coraz lepiej.
W trakcie rozgrywek dołączyło do Łączpolu kilka zawodniczek. Jak układała się współpraca z nowymi koleżankami?
- Dziewczynom na początku na pewno nie było łatwo. Nowa koncepcja gry, inne wymagania treningowe, oczywiście nowe otoczenie i koleżanki. My chcąc stworzyć mocny zespół staramy się im pomóc tłumacząc założenia taktyczne, wspierając duchowo. Myślę, że w przyszłym sezonie pokażą już w pełni na co je stać.
Obecna siła drużyny tkwi w mieszance młodości z rutyną. Trenerowi Cieplińskiemu udało się te wszystkie klocki odpowiednio poukładać, a efekty jego pracy widać zresztą gołym okiem.
- Tak, trener Ciepliński słynie z tego, ze potrafi połączyć te dwie cechy. Śmieję się, gdyż od blisko pięciu lat współpracuję już z trenerem Cieplińskim i jego zmaganie się z młodością to również mój udział...jak on to wytrzymał (śmiech). A tak na poważnie, to myślę, że połączenie tych dwóch czynników jest najlepszą drogą do sukcesu. W rutynie potrzebna jest odrobina młodzieńczej odwagi, a w młodości chwila opanowania.
W niedawno opublikowanej na łamach naszego portalu "siódemce sezonu 2009/10" znalazło się miejsce dla aż trzech szczypiornistek Łączpolu. Mowa tu o Patrycji Mikszto, Katarzyny Koniuszaniec, a także Patrycji Kulwińskiej. Dobra postawa zespołu została więc doceniona.
- Dobra postawa zespołu to jedno, a dobra dyspozycja tych zawodniczek to drugie. Dlatego też cieszymy się wszyscy z indywidualnego wyróżnienia dziewczyn i bardzo im gratulujemy, gdyż jest to sukces całego zespołu.
A jaki był ten sezon dla pani?
- Uważam ten sezon za najcięższy jaki do tej pory miałam. Borykałam się przede wszystkim z kontuzją kolana, do tego dochodziły różne mikrourazy, które podcinały czasami skrzydła. Dlatego właśnie ten medal jest dla mnie tak ważny, gdyż dotrwałam do końca. Nie chciałam opuścić dziewczyn i starałam się im pomóc jak tylko potrafiłam najlepiej. Teraz mogę w końcu odpocząć, a przede wszystkim uporać się z kontuzją, żeby już w pełni sprawna pokazać się w przyszłym sezonie.
Jakie cele stawiacie sobie przez nowym sezonem?
- Cele są jasne, przede wszystkim złoty medal Mistrzostw Polski oraz dobry występ w Pucharze.
Do kiedy ma Pani ważny kontrakt w drużynie i czy w razie interesującej oferty byłaby pani skłonna zmienić klub?
- Kontrakt kończy mi się za rok czyli w 2011. Wychodzę z założenia, że w Polsce da się stworzyć dobrą drużynę i wcale nie trzeba wyjeżdżać poza granice naszego kraju. Jednak to nie zależy często tylko i wyłącznie od zawodniczek. Chcę się rozwijać i osiągać coraz więcej, jeśli w Gdyni będzie taka możliwość zostanę, a jeśli dostane propozycję od klubu, w którym widziałabym swoją przyszłość i możliwość rozwoju - nie mówię nie.