- Faktycznie, wprowadziliśmy pewne elementy zabawowe - tłumaczy szkoleniowiec Azotów, Bogdan Kowalczyk. Zawodnicy, miast monotonnego biegania, w trakcie rozgrzewki grali na przykład w piłkę nożną. Pojawiło się też kilka nowych ćwiczeń. - Trzeba być elastycznym. Gdy zawodnicy są zmęczeni, należy nieco im odpuścić - ciągnie Kowalczyk. Korekty wprowadzone zostały ponoć na życzenie samych szczypiornistów, którzy czuli się znużeni dotychczasowym przebiegiem ćwiczeń.
- Rozgrzewka jest dla trenera najtrudniejszym elementem do prowadzenia. Można próbować ją urozmaicić, wiąże się to jednak z pewnym niebezpieczeństwem, rośnie ryzyko kontuzji, stąd niektórzy trenerzy unikają kombinacji, różnych gier i zabaw - mówi Kowalczyk. - To są szczególiki, o których trudno mówić. Zbliża się dwutygodniowa przerwa w rozgrywkach, wówczas z pewnością będzie trzeba dołożyć do pieca - zapowiada.
Do kolejnych spotkań Kowalczyk podchodzi z optymizmem. - W meczu z Warmią popełniliśmy tylko siedem błędów technicznych - zaznacza. W stratach brylował przede wszystkim Dymitro Zinczuk. - Piłka ręczna jest dyscypliną, w której decydują niuanse. Raz przeciwnik przechytrzy nas, innym razem my jego - tłumaczy. Podkreśla też, że w zespole nie ma żadnych problemów z kontuzjami. - Od tygodnia trenujemy w pełnym składzie.
Azoty mają za sobą mecze z Vive i Wisłą, w dalszej części rundy jesiennej powinno już więc być z górki. - Najtrudniejsze spotkania za nami, do końca roku w rywalizacji z każdym przeciwnikiem podejmujemy walkę o zwycięstwo - zapewnia. - Punkty zdobyte z Warmią wyprowadziły nas z ostatniego miejsca i wzmocniły psychicznie. Po meczu z Vive pojawiło się wielu pesymistów. A my przecież w Kielcach graliśmy równie dobrze, jak w spotkaniu z olsztynianami - kończy.