Pierwszy okres rozgrywek pochylił nam głowy - rozmowa z Damianem Moszczyńskim, zawodnikiem Warmii Olsztyn

Damian Moszczyński to zawodnik na dorobku, który po kilkuletniej przygodzie poza granicami naszego kraju, zdecydował się na powrót do ojczyzny. Aktualnie 31-letni szczypiornista reprezentuje barwy Warmii Olsztyn.

Krzysztof Podliński: Jak będziesz wspominał miniony 2010 rok?

Damian Moszczyński: To był rok, który przyniósł porażki i sukcesy. Jestem taką osobą, która porażki analizuje i wyciąga z nich wnioski, natomiast sukcesy oczywiście dawały powody do radości.

Twoją karierę można uznać za iście europejską. Krótka przygoda w Niemczech, później dłuższy czas spędzony w Austrii i Szwajcarii. Opowiedz o tym okresie spędzonym poza granicami naszego kraju.

- To było po dosyć owocnym okresie grania w Wybrzeżu Gdańsk. Dostałem ofertę z niemieckiego Flensburga i jak najbardziej zdecydowałem się na wyjazd, gdyż był to dla mnie awans, jeżeli chodzi o karierę sportową. Jednak wszystko nie potoczyło się tak jakbym chciał. Nie dane było mi tam grać i po półroczny pobycie w Niemczech zdecydowałem się na przeniesienie do Szwajcarii, co było bardzo trafną decyzją. W Zurychu zawsze graliśmy w czołówce, pokazaliśmy się także na arenie międzynarodowej. Był to bardzo udany dla mnie okres. Po zakończeniu przygody w Szwajcarii była propozycja z Austrii, gdzie tworzył się perspektywiczny zespół. Ponadto Damian Wleklak miał możliwość grania w tej drużynie. Dodatkowo później przyszedł trener Tłuczyński. Tak to można pokrótce podsumować.

Po zagranicznej eskapadzie wróciłeś do Polski i zawędrowałeś do Kielc. Dlaczego właśnie Vive wybrałeś jako miejsce dalszego rozwoju swojej sportowej kariery?

- Powrót do kraju był głównie pokierowany sytuacją rodzinną - narodzinami córki. Chcieliśmy wrócić do Polski, a jednocześnie moje ambicje sportowe były wysokie. Postawiliśmy sobie warunek, jeżeli wracać to do dobrego zespołu. W międzyczasie pojawiła się oferta z Kielc. Wówczas trenerem Vive był i jest nadal Bogdan Wenta. Po rozmowie z nim, wiedziałem, że w Kielcach budowany jest mocny zespół z dużymi aspiracjami, co jak najbardziej mi odpowiadało.

Twoja przygoda z kieleckim klubem nie trwała jednak długo. Po roku obecności w Kielcach zdecydowałeś się rozwiązać kontrakt z Vive...

- Bardzo cieszyłem się z tego kontraktu, lecz rzeczywistość okazała się dla mnie troszeczkę inna. Po okresie spędzonym w Kielcach, trener Wenta nie widział mnie w składzie. Dodatkowo później doszły problemy z kolanem. Wypadłem z tego obiegu i sprawa postawiona była jasno. Nie będę grał w Vive, jednak też nie chciałem spędzać czasu na ławce. Doszliśmy do porozumienia i rozwiązaliśmy kontrakt.

Latem podpisałeś kontrakt w Olsztynie. Co skłoniło cię do tego, aby związać się z Warmią?

- Koleje losu są takie, że jeśli rozwiązałem kontrakt w Kielcach to chciałem kontynuować grę. Czułem się na tyle silny, żeby grać jeszcze w Superlidze, ewentualnie wyjechać za granicę. W tamtym czasie Olsztyn poczynił diametralne zmiany w składzie. Pozyskano dobrych zawodników, takich jak Sebastian Rumniak czy Mariusz Gujski i przede wszystkim Warmia to drużyna z aspiracjami medalowymi, dlatego przyjąłem tą ofertę.

Damian Moszczyński w nowych barwach

Po rozwiązaniu kontraktu w Kielcach, zespół z Warmii i Mazur był jedynym klubem zainteresowanym twoją osobą?

- Zainteresowanie wyraziły też inne kluby, m.in. z zagranicy. Jednak zdecydowałem się na pozostanie w Polsce.

Jesień na ligowych parkietach minęła dla ciebie niestety pod znakiem kontuzji, bowiem ponownie "odezwało się" kolano. Dwa miesiące przerwy, rekonwalescencja, rehabilitacja i powrót na parkiet. Szczególnie dobrze wyszedł ci mecz z Vive. Wówczas aż siedem razy pokonałeś "Kazika" Kotlińskiego. To chyba daje dużą satysfakcje...

- Odniosę się do kontuzji. Dosyć często miałem problemy ze zdrowiem. Jednak zostały one już zażegnane, ponieważ odbyłem bardzo profesjonalną rehabilitację w Olsztynie. Noga została na tyle wyleczona i wzmocniona, że nie odczuwam już żadnych konsekwencji. Co do meczu z Kielcami, myślę, że nie w pełni można być zadowolonym. W sporcie chodzi o to, żeby zespół wygrywał, a ja mam się do tego przyczyniać. Osiągnięcia osobiste schodzą na dalszy plan. Porażka jest porażką. Może troszeczkę w pewien sposób można być zadowolonym.

Po bardzo przeciętnej jesieni w wykonaniu Warmiaków, w Olsztynie nie uniknięto zmian. Aleksandra Malinowskiego na ławce trenerskiej zastąpił Zbigniew Tłuczyński. Dla ciebie to dobra wiadomość, bo pracowałeś już z tym szkoleniowcem w Austrii...

- Jeżeli chodzi o przyjście trenera Tłuczyńskiego, jestem bardzo zadowolony. Jest to człowiek, który jako zawodnik i trener zebrał ogromne doświadczenie z takich lig jak niemiecka czy austriacka. To typ człowieka, który bardzo spokojnie podchodzi do swojej pracy i cały bagaż doświadczeń w sposób klarowny próbuje przekazać zawodnikom. Jego warsztat bardzo mi odpowiada.

Mówi się, że nowa miotła lepiej zamiata. Wierzysz w to, że Warmia Olsztyn na mecie rozgrywek będzie trzecią siłą polskiej piłki ręcznej?

- Nie chciałbym prognozować. Stać nas na to, żeby grać w czołówce. Pierwszy okres rozgrywek trochę pochylił nam głowy i nie dawał powodów do radości. Wierzę, że zmiana trenera wpłynie na nas bardzo pozytywnie. Mam nadzieję, że podejście, motywacja i zadowolenie z tego, co się robi zaowocują i pokażemy się z jak najlepszej strony po przerwie zimowej.

Źródło artykułu: