To co udało się wywalczyć, przerosło moje oczekiwania - rozmowa z Jerzy Kasprzakiem, prezesem Nielby Wągrowiec

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Postać Jerzego Kasprzaka w sposób naturalny utożsamiana jest z sukcesami wągrowieckiego klubu. Od początku roku prezes Nielby zmaga się jednak z problemami zdrowotnymi. Czy będą one powodem jego odejścia z piastowanej funkcji?

Piotr Werda: Jest pan niewątpliwie osobą, która wprowadziła Nielbę na najwyższy poziom sportowy. Co trzeba było uczynić, aby tego dokonać?

Jerzy Kasprzak: Był to proces długotrwały oraz czasochłonny. Kilka lat temu, wraz z grupą sponsorów zdecydowaliśmy, że będziemy pomagać finansowo i organizacyjnie ówczesnemu zarządowi klubu. Pragnęliśmy wprowadzić nową jakość. Nielba występowała wtedy na przemian, raz w pierwszej, raz w drugiej lidze piłki ręcznej. Były więc wzloty i upadki. Nie było jednak znaczącego pójścia do przodu. W gronie kilkunastu osób postanowiliśmy powołać radę sponsorów przy zarządzie klubu. Wtedy byłem osobą, która reprezentowała tą właśnie grupę. Niestety na linii zarząd - rada sponsorów nie wszystko układało się tak, jak należy. Postanowiliśmy nadal wspierać Nielbę, ale pragnęliśmy powstania nowego zarządu. Do takiego wniosku doszliśmy wspólnie z władzami miasta. Nastąpiły wybory i powołanie nowych władz, które funkcjonują do dziś. Z przeciętnego klubu staliśmy się prężnym ośrodkiem, posiadającym ekstraklasę piłki ręcznej oraz drugą ligę piłki nożnej. Mamy obecnie aż siedem roczników biorących udział w rozgrywkach wielkopolskich. Trenuje u nas ponad czterystu zawodników. Wągrowiecką młodzież szkoli sześćdziesięciu trenerów. Sukces nie zrodził się jednak w pierwszym roku naszej działalności. Pamiętam, że na początku całe biuro mieściło mi się w torbie. Wystarczyło wtedy dwa razy spotkać się w klubie, aby pozałatwiać wszystkie sprawy. Dziś mamy biuro oraz osobę, która załatwia nam wiele ważnych spraw. Wraz z ogromnym wzrostem liczby trenujących, niebywale powiększyła się nam ilość pracy w klubie.

Związek Piłki Ręcznej w Polsce zamierza wprowadzić wymóg, aby każda drużyna występująca w Superlidze posiadała zaplecze w postaci drugiego zespołu grającego w niższej lidze. Nielba już to spełniła.

- Na obecną chwilę nie ma takiego przepisu. Są jednak takie zamysły. Tylko trzy drużyny w Polsce posiadają drugie zespoły. Jest to Orlen Wisła Płock, Vive Targi Kielce oraz Nielba Wągrowiec. Świadczy to o tym, że u nas prawidłowo pracuje się z młodzieżą. Nie jesteśmy nastawieni, tak jak inni, tylko na sukcesy, bez szkolenia wychowanków. Działamy na rzecz wągrowieckiej młodzieży i społeczeństwa naszego miasta. Dzięki zasileniu Nielby kilkoma zawodnikami z zewnątrz, udało się nam wywalczyć ekstraklasę. Jest to uwieńczenie naszej ciężkiej, wieloletniej pracy.

Wiele mówi się ostatnio o pana ewentualnym odsunięciu się od aktywnej działalności sportowej w związku ze stanem zdrowia. Ile jest w tym prawdy?

- Po przebytej operacji nie zrastają mi się ścięgna Achillesa. Dziś mam tam otwarte rany, które w żaden sposób nie chcą się goić. Wkrótce czeka mnie przeszczep skóry. Od wyników kolejnej operacji zależeć będzie, jak potoczą się moje dalsze losy, jeśli chodzi o sprawowaną przeze mnie funkcję. Jeżeli proces leczenia nie będzie się komplikował, to będę walczył dalej i pracował dla dobra klubu. Należę do ludzi, którzy nigdy się nie poddają. Przychodzę więc codziennie do naszej hali i pracuję, jakby się nic nie stało. Wymaga to jednak ode mnie dużej odporności i hartu ducha. W ciągu dwóch, trzech tygodni sprawa mojego zdrowia powinna zacząć się wyjaśniać. Wierzę, że będzie dobrze. Innej opcji nie przyjmę do wiadomości.

Czy rodzina, wiedząc doskonale o trudnej sytuacji zdrowotnej, nie przygląda się panu z niepokojem, widząc niesłabnące zaangażowanie w działalność sportową?

- Uważam, że w mojej sytuacji zdrowotnej siedzenie w domu i myślenie o tym, że jest się chorym nie jest dobrym rozwiązaniem. Spowodowałoby to o wiele większą frustrację niż czynne kierowanie klubem - pomimo że sprawia mi to ból. Pracuję nadal, bo wierzę, że uda mi się wyjść z przykrej dla mnie sytuacji. Jestem optymistą!

Jaki oceniłby pan sobotnie spotkanie z Vive?

- Niestety, nie wykorzystaliśmy aż trzynastu stuprocentowych sytuacji strzeleckich. Gdybyśmy pomyślnie zakończyli połowę tych akcji, różnica bramkowa byłaby w granicach siedmiu, ośmiu trafień. Tyle właśnie brakuje nam do Vive Targów. Trzeba brać pod uwagę również to, że po naszych straconych okazjach w ataku poszły niezwykle skuteczne kontrataki ze strony gości. W kolejce poprzedzającej spotkanie z kielecką ekipą doszło do sporej sensacji. Chrobry Głogów zwyciężył w Mielcu. Przez to mocno skomplikowała się nam sytuacja w tabeli. Miało to na pewno wpływ na psychikę graczy Nielby. Budżet Vive wynosi obecnie 18 milionów złotych. Nasz to półtora miliona. Tej ogromnej różnicy na parkiecie nie było widać. Realnie jednak patrząc na składy oraz poziom umiejętności sportowych, to tego meczu nie można było wygrać. Mogliśmy jednak ugrać lepszy wynik.

Czy czuje się pan osobą spełnioną?

- To co chciałem osiągnąć w pracy zawodowej, osiągnąłem. To co udało się wywalczyć w działalności sportowej, przerosło najśmielsze moje oczekiwania. W sensie pozytywnym poszliśmy nawet aż za daleko... Na początku działalności nowego zarządu klubu zakładaliśmy wprowadzenie zespołu do pierwszej ligi, aby tam móc spokojnie egzystować. Tego, że przyszły tak wielkie sukcesy oraz, że tyle młodzieży będzie garnąć się do Nielby, nikt z nas nie przypuszczał. Mamy ogromne osiągnięcia nie tylko w seniorach, ale także w grupach młodzieżowych. W każdym sezonie nasi juniorzy, czy też młodzicy walczą w mistrzostwach Polski. Moim marzeniem jest, aby większość kadry seniorskiej stanowili wychowankowie naszego klubu.

Skąd zamiłowanie do piłki ręcznej?

- Sportem zacząłem zajmować się już w liceum. W czasie studiów na Akademii Rolniczej byłem przez cztery lata prezesem klubu uczelnianego. Posiadaliśmy sekcje siatkówki, koszykówki, piłki ręcznej oraz tenisa stołowego. Po ukończeniu nauki sport poszedł do lamusa. Zająłem się pracą zawodową. Kiedy moi synowie dorastali, rozpoczęli trenować piłkę ręczną. W sposób naturalny zostałem wciągnięty w sprawy związane z klubem oraz właśnie z tą sekcją.

W trakcie meczu, niezależnie od jego przebiegu, emanuje pan wielkim spokojem.

- To, że staram się wyglądać na spokojnego, nie znaczy, że taki jestem w danej chwili. Wewnątrz ogromnie przeżywam każde spotkanie. Po przegranym meczu zawsze jest nieprzespana noc. Staram się nigdy nie działać emocjonalnie. Nie ma nic gorszego, jak dać się ponieść emocjom.

Czy po pojedynku Nielby w Olsztynie zarząd podejmie pierwsze rozmowy z zawodnikami w sprawie przedłużania kontraktów?

- Nie ukrywam, że sprawy dotyczące składu osobowego są w gronie zarządu cały czas dyskutowane. Analizujemy przydatność zawodników dla zespołu. Szukamy słabych punktów na poszczególnych pozycjach. Sami gracze oczywiście czekają na negocjacje. Rozmowy z zawodnikami rozpoczniemy jednak w momencie, kiedy będziemy pewni utrzymania w Superlidze.

Źródło artykułu: