Kamil Kołsut: Pod koniec poprzedniego sezonu po raz pierwszy otrzymałeś szansę samodzielnego poprowadzenia zespołu seniorów. Jesteś zadowolony ze swojego trenerskiego debiutu?
Marcin Kurowski: Patrząc na to z obecnej perspektywy na pewno szkoda trochę ćwierćfinałowych meczów z Wisłą Płock, zwłaszcza pierwszego starcia na wyjeździe, kiedy przeciwnik naprawdę był w naszym zasięgu i przy wyjazdowej wygranej wszystko mogło ułożyć się zupełnie inaczej. Generalnie, pomijając te dwa spotkania, jestem w miarę zadowolony. Cel postawiony przez zarząd - piąte miejsce w lidze i awans do europejskich pucharów - został zrealizowany i to jest rzecz najważniejsza.
Patrząc z perspektywy całego sezonu, nie ma lekkiego niedosytu?
- Z perspektywy całego sezonu na pewno zwłaszcza, że bardzo słaby mieliśmy początek rozgrywek, to jednak wiązało się z kontuzjami. Dopiero w piątym czy szóstym meczu zagraliśmy w pełnym składzie i wtedy wszystko zaczęło funkcjonować tak, jak należy. Pod koniec sezonu mieliśmy już do czynienia z lekkim przesytem i zmęczeniem całymi rozgrywkami, doszły mecze pucharowe, granie rytmem środa-sobota-środa, co było bardzo wyczerpujące. Na ławce były pewne możliwości manewru, ale to nie było tak, że grała cała czternastka, bo kilku graczy jednak odstawało trochę poziomem od pozostałych i w związku z tym liczba dostępnych zawodników była ograniczona, co odbiło się na końcówce sezonu.
A może problemem było przetrenowanie?
- Na to składają się różne czynniki. Psychika zawodników, sytuacje boiskowe, pozaboiskowe... To wszystko miało wpływ na taką, a nie inną sytuację, jaka zaistniała w drużynie.
Którzy zawodnicy twoim zdaniem zrobili w poprzednim sezonie największy postęp i komu należą się szczególne pochwały?
- Na pewno Michał Szyba, poza jedną wpadką w meczu z Głogowem, grał na solidnym poziomie. Kus zrobił postępy i w grze obronnej, i w ataku, na swoim poziomie - zwłaszcza w defensywie - cały czas grał też Grzegorz Gowin. Maciek Stęczniewski w perspektywie całego sezonu bronił naprawdę dobrze, a w końcówce, gdy zbrakło mu trochę zdrówka, wszystko pociągnął Piotrek Wyszomirski. Nie da się ukryć, bramka była naszym mocnym punktem. Zwłaszcza pierwsza runda wyglądała nieźle w wykonaniu Wojtka Zydronia, Dima Zinczuk wrócił po kontuzji i zaczął grać bardzo dobrze. Piłka ręczna to jest gra zespołowa i każdy musi dołożyć swoją cegiełkę do tej machiny, by to wszystko funkcjonowało jak należy.
Poprzedni sezon puławianie, już pod wodzą Kurowskiego, zakończyli na piątej lokacie
Teraz dostałeś pięć nowych cegiełek. Która z nich wygląda najokazalej i po której należy spodziewać się najwięcej?
- Myślę, że po każdej z nich można spodziewać się sporo, acz przede wszystkim Piotr Masłowski i Krzysiek Łyżwa będą takimi solidnymi wzmocnieniami, nic nie ujmując oczywiście Michałowi Bałwasowi, który jest rzetelnym, solidnym i walczącym zawodnikiem, oraz Damianowi Krzywdzie. To szybki, skoczny, dynamiczny gracz, a jego atutem jest lewa ręka.
Po roku przerwy do drużyny wraca Marcin Gładysz. Jaka będzie jego rola w zespole? Ma szansę na ligowe występy, czy też najbliższy sezon spędzi raczej na obserwacji i skupi się na tym, by jak najwięcej nauczyć się od Stęczniewskiego i Wyszomirskiego?
- Wszystko przed nim, zobaczymy to w grach kontrolnych w trakcie okresu przygotowawczego. Wiadomo, że Marcin miał rok przerwy i brak kontaktu z piłką, co na pewno odbije się na jego dyspozycji. Na dzień dzisiejszy trzeba skoncentrować się na tym, by jak najszybciej chłopak wrócił do formy sprzed kontuzji i wtedy na pewno powalczy i będzie rywalizował z tymi bardziej doświadczonymi graczami.
Kadra na nowy sezon jest już skompletowana?
- Na dzień dzisiejszy tak, ale może jeszcze rzeczywiście trafi się nam bardzo dobry zawodnik i wówczas na pewno taką kwestię byśmy z zarządem przedyskutowali. W chwili obecnej myślę jednak, że to jest już ten skład, który rozpocznie nowy sezon.
Kilka tygodni temu do sztabu szkoleniowego dołączył Piotr Dropek. Dlaczego właśnie on?
- Piotr ma doświadczenie w samodzielnym prowadzeniu zespołu, z którego na pewno będziemy chcieli skorzystać. Jest również specjalistą od bramkarzy, także myślę że też troszeczkę będzie miał wkład w treningi golkiperów, no i przede wszystkim jest puławianinem. Znamy się od studiów w Białej Podlaskiej i myślę, że ta współpraca będzie funkcjonowała na ciekawych warunkach. Wiadomo, że czasami nawet w trakcie meczów czy treningów ktoś skupia się tylko na jednej rzeczy, a drugie spojrzenie jest inne i wówczas można o tym podyskutować.
Przed Marcinem Kurowskim największe wyzwanie w karierze
Początek sezonu czeka was ciężki: Stal, Kwidzyn, Warmia. Prezes prosi kibiców o cierpliwość i wyrozumiałość, bo nowi zawodnicy będą potrzebować czasu, by zgrać się z resztą drużyny.
- Po to się trenuje i przygotowuje by już od pierwszego meczu starać się uzyskiwać jak najkorzystniejsze rezultaty. Teraz w Polsce tak się przyjęło, że - wyłączywszy Wisłę i Vive - każdy może wygrać z każdym, bez względu na to, czy gra u siebie, czy na wyjeździe, bo wszystkie zespoły prezentują bardzo wyrównany poziom i często decydująca jest dyspozycja dnia. Nie ma czegoś takiego, że zespół na początku ligi będzie się zgrywać, od tego mamy dużo meczów kontrolnych w okresie przygotowawczym, w trakcie których będziemy ćwiczyć różne warianty taktyczne.
Wraz z nowym sezonem pojawią się pewne korekty w regulaminie rozgrywek: więcej miejsc w protokole sędziowskim, trzy czasy, dłuższa przerwa. To pozytywne zmiany?
- Uważam, że to dobry pomysł. Piłka ręczna staje się grą zdecydowanie szybszą, zawodnicy wkładają w to coraz więcej wysiłku i dłuższa przerwa na pewno pomoże im w regeneracji przed drugą częścią gry. Ponadto szatnie - na przykład w Płocku - często są oddalone od parkietu i trzeba trochę pomaszerować. Generalnie chodzi jednak o to, że spokojnie będzie można pójść do szatni, zawodnicy wyjaśnią między sobą pewne sytuacje z boiska, pojawi się możliwość szerszego omówienia spotkania i odpoczynku.
A trzy czasy dla trenerów? Niektórzy kibice obawiają się nadużywania tego przepisu i sztucznie wydłużonych końcówek spotkań.
- Nie raz było tak, że mecz się rozpoczynał, a brak koncentracji u zawodników, chaos i niechlujstwo powodowały, że trzeba było wziąć czas, by uspokoić grę i przez to nie było już później pola manewru w ostatnich minutach, gdy pojawiła się jakaś trudna sytuacja. Zawsze to jest bonus dla trenera, to element taktyki gry i zmiana ta idzie w dobrym kierunku. Wiadomo, że często w końcówkach nie ma takiego kontaktu z zawodnikami na boisku i to jest dobry manewr, żeby mieć dodatkowy czas na zaplanowanie rozegrania akcji w zależności o sytuacji. To na pewno dobry ruch w kierunku rozwoju piłki ręcznej.
Uchwała o halach to też pozytywna zmiana?
- Na dzień dzisiejszy nie jest to zbyt dobra decyzja, bo ile drużyn z męskiej i żeńskiej ekstraklasy ma hale na wymaganym poziomie? Trzeba się zastanowić, czy nie jest to pochopna decyzja, bo gdzie te mecze mielibyśmy rozgrywać? Wiadomo przecież, że gra się dla swoich kibiców na swoich halach, w swoich miastach. Na pewno byłoby fajnie, gdyby hale były większe, ale kluby otrzymały tylko rok czasu, a to był zbyt krótki okres, by była możliwość podjęcia jakichkolwiek działań w tym kierunku. To są ogromne koszta i nie można założyć, że w ciągu roku czy dwóch będzie gotowa hala na trzy czy pięć tysięcy miejsc, bo nie każdy klub i nie każde miasto ma pieniądze na coś takiego. Jest to troszeczkę nie na miejscu, ale myślę, że w tym sezonie nie będzie to jeszcze zbyt rygorystycznie przestrzegane.