Gdy grasz o medal, nie myślisz o bólu - rozmowa z Bartłomiejem Jaszką, reprezentantem Polski
Bartłomiej Jaszka to ostatni zawodnik z polskiej ligi, który zdecydował się na transfer do Bundesligi. Od tamtej pory minęły już 4 lata. Popularny "Jacha" w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl opowiada m.in. o swoich początkach oraz kadrze narodowej.
Jakub Szczęsny
Jakub Szczęsny: Większość chłopców w młodym wieku nie zamieniłoby piłki nożnej na "szczypiorniaka". Co wpłynęło, na twoją decyzję o tym, że będziesz grał w piłkę ręczną?
Bartłomiej Jaszka: Uczęszczałem na piłkę nożną i ręczną. W Ostrowie było mało piłki ręcznej, więc chodziłem na treningi piłkarskie. Na WF-ie w szkole nie miałem żadnych SKS-ów po lekcjach. Po jakimś czasie musiałem wybrać co będę trenować. Wybrałem piłkę ręczną.
Bogdan Wenta zauważył Cię w 2007 roku, jednak na "niemiecki mundial" nie pojechałeś. Czas pokazał, że od tamtego czasu twój talent się rozwinął. Dziś nie można sobie wyobrazić drugiej linii reprezentacji Polski bez Ciebie.
- Nie podchodzę tak do tego. Uważam, że nie ma ludzi niezastąpionych. Po prostu staram się grać jak najlepiej. Bundesliga mi w tym pomaga, bo cały czas gram z najlepszymi na świecie. To mobilizuje i pomaga się rozwinąć sportowo. Łapię się pewność i doświadczenie. "Mecz o stawkę" wyciąga i trzeba to pokazać na boisku.
W Füchse występowałeś z Michałem Kubisztalem, który był podstawowym zawodnikiem klubu z ligi niemieckiej, jednak nie dostawał powołania do kadry. Jak wspominasz byłego kolegę z Füchse oraz Zagłębia Lubin?
- Każdy zawodnik Füchse wie, jak się gra w Berlinie. Michał to dobry zawodnik i kolega, jednak dlaczego nie dostaje powołań do kadry? Trzeba by się było zapytać Bogdana Wenty, bo to od niego zależy.
Jak wygląda twoje życie w stolicy Niemiec. Berlin Ci się podoba? Kibice "Lisów zaczepiają Cię na ulicy, proszą o autograf ?
- W stolicy Niemiec jest dużo drużyn sportowych, więc nie ma czegoś takiego jak rozdawanie autografów. Berlin mi się podoba. Miasto jest bardzo ładne, jest blisko domu. Zaaklimatyzowałem się już dawno, więc czuję się tu dobrze.
W twojej karierze reprezentacyjnej godne zapamiętania były dwa momenty. Pierwszy to mecz o brązowy medal z Danią na Mistrzostwach Świata 2009. Wytłumacz jak można grać z pękniętą kością ręki i zostać, obok Karola Bieleckiego, najlepszym graczem na parkiecie? Co zrobiłeś, że zapomniałeś o dokuczającym bólu i wyzwoliłeś u siebie tyle "sportowej złości"?
- W meczu o brązowy medal mistrzostw świata człowiek nie myśli o bólu. Dla mnie był to mecz, w którym zagrałem najlepiej na tym turnieju. W poprzednim spotkaniach nie prezentowałem swojego optymalnego poziomu. Taka sytuacja mobilizuje i sprawia, że zapomina się o bólu.
Druga sytuacja to mecz z Czechami na ubiegłorocznych Mistrzostwach Europy w Austrii. Czesi, na sekundy przed końcem, posłali długie podanie i gdyby nie twoja rozpaczliwa interwencja to kto wie czy nie mieli by szansy na bramkowy rzut. Jakie myśli Ci przychodziły do głowy, gdy piłka była w locie spadającym i trzeba było przeciąć tor lotu, by przejść do historii i znaleźć się w półfinale mistrzostw Starego Kontynentu?
- Wszystko zrobiłem odruchowo. Było 10 sekund do końca i sygnalizacja gry pasywnej. Wiedzieliśmy, że Michał Jurecki oddawał rzut, ale zdawaliśmy sobie sprawę, że musimy szybko wracać do obrony, bo Czesi mogli nas skontrować. Widziałem że, Krzysiek Lijewski nie sięgnie tej piłki. Ja byłem za nim i starałem się tę piłkę złapać końcówkami palców. Na całe szczęście udało mi się.