Trudny początek sezonu, czyli mało Stali w Stali

Ubogi w szybkie wznowienia i skuteczne kontrataki był pierwszy w tym sezonie mecz Stali Mielec. Podopieczni Ryszarda Skutnika w Puławach o wygraną walczyli dzielnie, a sił starczyło im na wyrwanie jednego punktu.

Mecz z Azotami słusznie reklamowany był jako jedno z najciekawszych starć pierwszej serii spotkań PGNiG Superligi, naprzeciwko siebie stanęły bowiem czwarta i piąta drużyna ubiegłych rozgrywek, obie z ambicjami medalowymi. Kibice - przygotowani na mecz atrakcyjny i szybki, obfitujący w bramki i efektowne akcje - obejrzeli jednak starcie typowe dla ligowej inauguracji, ubogie w finezję, zdominowane przez ostrą, bezpardonową walkę o każdy metr parkietu. Obie ekipy sprawiedliwie podzieliły się punktami, a o końcowym wyniku rozstrzygnęły ostatnie sekundy spotkania.

- Zaczęło się, cieszymy się z tego oczka. Ta hala nigdy nam nie służyła, może teraz udało się to przełamać - mówi trener Stali, Ryszard Skutnik. Mielczanie jeszcze nigdy w historii nie wygrali w Puławach, a w poprzednim sezonie Azoty były jedynym - obok Wisły i Vive - zespołem w lidze, który zdołał dwukrotnie ograć ambitnego beniaminka. Po ostatnim gwizdku w obu obozach niedosyt mieszał się z delikatną satysfakcją, bo mecz mógł się zakończyć każdym rozstrzygnięciem, i choć można było zwyciężyć, to jednak remis zawsze jest lepszy od zerowego konta punktowego.

Mielczanie, w poprzednim sezonie na ligowych parkietach zaskakujący świeżością i radością gry, w Puławach zaprezentowali handball siermiężny, dając sobie narzucić styl gospodarzy. Podopieczni Marcina Kurowskiego grali ostro i ryzykownie, mając na celu uniemożliwienie rozgrywającym Stali rzutów z drugiej linii, efektem czego było przedwczesne zakończenie gry przez Grzegorza Gowina i Mateusza Kusa. Puławianie ponadto błyskawicznie wracali do obrony i starali się maksymalnie opóźniać grę, wybijając Stali z ręki jej główne atuty: szybkie wznowienie i kontrę.

Zadania taktyczne gospodarze odrobili nienagannie, im samym do sukcesu zabrakło jednak opanowania i skuteczności, a zniwelowanie atutów Stali zaowocowało podziałem oczek. Trener Skutnik przyczyn remisu szuka jednak przede wszystkim w postawie swoich graczy, a nie skutecznej taktyce przeciwników. - Moi zawodnicy w pewnych momentach za bardzo chcieli i przez to się gubili. Niekiedy była szansa podania piłki, a tymczasem jeden czy drugi pokozłował. Były takie momenty, które trzeba będzie wykluczyć, bo nie są w naszym stylu, my biegamy i gramy piłką - wyjaśnia szkoleniowiec Stali.

Na brak opanowania w sytuacjach podbramkowych uwagę zwraca Rafał Gliński, który w meczu z Azotami zadebiutował w mieleckim zespole. - Na pewno zabrakło nam skuteczności w ataku, bo tych czystych sytuacji trochę mieliśmy. Problemem była też pewność siebie, żeby w odpowiednich momentach nie bać się wejść w strefę - wyjaśnia reprezentant Polski, dla którego latem zabrakło miejsca w okrojonej kadrze Vive Targów Kielce. - Każdy z nas jest człowiekiem i każdy powinien umieć wziąć odpowiedzialność na swoje barki. Czy zrobi błąd czy nie, ważne jest, aby grać dalej - podkreśla.

Postawą rywali taki, a nie inny przebieg sobotniego starcia wyjaśnia z kolei Paweł Albin. - Było nam bardzo ciężko, bo zawodnicy z Puław starali się opóźniać wznowienie kontry, leżeli na boisku, co chwilę był wycierany parkiet i dlatego nie mogliśmy grać tak, jak gramy zawsze - mówi 35-letni rozgrywający. Za tydzień powinno być już znacznie lepiej, tak zapowiada trener Skutnik. Jego podopieczni ze własnej hali podejmą nieobliczalnego beniaminka z Zabrza - występy w najwyższej klasie rozgrywkowej Powen rozpoczął od pokonania Zagłębia - i z pewnością będą faworytem.

Komentarze (0)