- Byliśmy przed tym meczem bardzo skupieni, a trener uczulał nas, że nie będzie łatwo i przygotowywał na ciężką walkę - nie kryje w rozmowie ze SportoweFakty.pl najlepszy aktor sobotniego widowiska, Michał Jurecki. Vive w poprzednim sezonie z Azotami mierzyło się trzykrotnie i za każdym razem o dwa punkty kielczanie musieli walczyć do samego końca. W lidze zwyciężali 27:23 i 33:31, a wyrównany był też mecz pucharowy, gdy zespół Bogdana Wenty przewagę zbudował dopiero w finałowych minutach, zwyciężając ostatecznie 26:18.
Azoty przed rokiem napsuły sporo krwi wicemistrzom Polski, kłopoty w ćwierćfinale play-off miała także Orlen Wisła Płock, a tej jesieni Nafciarze w Puławach tylko zremisowali. - Wiedzieliśmy, jak wyglądały nasze mecze w poprzednich rozgrywkach, a wyniki, jakie rywale osiągał w bieżącym sezonie także były dla nas mobilizujące. Na własnym parkiecie puławianie jeszcze nie przegrali, po robiącej duże wrażenie pogoni zremisowali z Płockiem, na mecz jechaliśmy więc bardzo zmobilizowani - mówi z kolei Wenta.
I faktycznie po Vive było widać, że sobotnie spotkanie potraktowało zupełnie inaczej niż inne ligowe starcia. Kielczanie od samego początku ruszyli do zdecydowanego ataku, nie bali się agresywnych indywidualnych wejść, walczyli o każdy metr boiska. - Byliśmy bardzo skoncentrowani i gra się nam ułożyła - nie ma wątpliwości szkoleniowiec wicemistrzów Polski.
Spotkanie wyrównane było tylko na starcie, z minuty na minutę przyjezdni konsekwentnie powiększali przewagę, a wyborną dyspozycję zaprezentowali przede wszystkim przede wszystkim Michał Jurecki i Patryk Kuchczyński. Pierwszy imponował atomowymi rzutami z dystansu, drugi raz po raz dochodził do czystych sytuacji, które pewnie wykorzystywał. W pierwszej połowie puławscy bramkarze w sumie odbili cztery piłki, bo świetnie grający goście rzucali tylko z pozycji pewnych i już do przerwy prowadzili różnicą dziesięciu trafień.
- Nikt się nie spodziewał, że takim wynikiem zakończy się ten mecz - nie ma wątpliwości Wenta. - Dziennikarze przed spotkaniem przestrzegali nas, rywale też byli bardzo dobrze nastawieni, gdzieś się jednak ta ich gra załamała i z każdą minutą stawali się coraz bardziej bezradni. Tak się jednak w sporcie zdarza, my każdą piłkę wszyscy ciągnęliśmy do przodu i to się opłaciło - dodaje. Po przerwie jego podopieczni kontynuowali kanonadę i z tonu spuścili dopiero w końcówce, by ostatecznie zwyciężyć 43:28.
- Rywale zagrali jeden z lepszych meczów w sezonie, a my przede wszystkim słabo spisaliśmy się w defensywie - przyznaje trener Azotów, Marcin Kurowski. - Większość bramek przeciwnicy zdobyli z czystych pozycji, bramkarze byli bezradni. My w ataku zagraliśmy na stojąco, oddawaliśmy nieprzygotowane rzuty a Vive jest zbyt dobre, by tego nie wykorzystać - nie ma wątpliwości szkoleniowiec puławskiej siódemki.
- Popełnialiśmy dziecinne błędy - mówi Krzysztof Łyżwa. - W obronie graliśmy zbyt pasywnie - dorzuca Kurowski, a całej sytuacji nie jest w stanie zrozumieć Piotr Masłowski. - Ciężko to wszystko na gorąco oceniać, założyliśmy sobie bowiem pewne cele, których nie realizowaliśmy. Zagraliśmy słabo i w obronie, i w ataku, każda strata kończyła się kontrą - wyjaśnia były gracz Piotrkowianina.
Dla kielczan mecz w Puławach miał być przetarciem przed środową batalią w Lidze Mistrzów, rywale większego oporu wicemistrzom Polski jednak nie postawili. Azoty z kolei za tydzień w ostatnim meczu pierwszej rundy zagrają w Lubinie. Spotkania puławian z Miedziowymi zawsze są szalenie wyrównane, a końcowy wynik waży się do ostatnich sekund, w sobotniej formie gracze Kurowskiego na Dolnym Śląsku nie będą jednak mieli czego szukać. - Następne spotkania będą dla nich trudne, bo zespół znowu będzie musiał się przełamać - mówi Wenta, a wszystko podsumowuje Masłowski. - Mecz z Vive będzie dobrym materiałem szkoleniowym i przynajmniej wiemy, co trzeba poprawić.