Wojciech Zydroń: Musimy wspiąć się na wyżyny swoich umiejętności

W środę rozegrany został pierwszy mecz 1/4 Finału Pucharu Polski w parze NMC Powen Zabrze - Azoty Puławy. Zabrzanie, którzy nie byli stawieni w roli faworytów, po raz kolejny w bieżącym sezonie pokazali, że na własnym parkiecie są groźni. Podopieczni Bogdana Zajączkowskiego zwyciężyli 33:30. W końcówce gospodarze zaprzepaścili szansę na zdobycie większej zaliczki przed przyszłotygodniowym rewanżem w Puławach.

Spotkanie NMC Powen Zabrze- Azoty Puławy zgodnie z oczekiwaniami przyniosło wiele emocji. Zabrzanie w drugiej połowie zdołali zbudować bezpieczną przewagę, która w 59. minucie wynosiła nawet sześć bramek. W ciągu ostatnich 60 sekund goście odrobili aż trzy bramki straty, szczególnie cenne w aspekcie środowego rewanżu. - Mecz był pełen serca pozostawionego na parkiecie, tak po jednej jak i po drugiej stronie. Wiedzieliśmy, że w Zabrzu będziemy musieli rozegrać trudne zawody. Mieliśmy w tym sezonie ligowym duży problem, aby odnieść zwycięstwo na własnym parkiecie w pojedynku z NMC Powen. Wtedy wygraliśmy tylko jedną bramką i w środę nastawialiśmy się na walkę. I tak też się stało. Drużyna ze Śląska postawiła nam ciężkie warunki. Zabrzanie wygrali trzema bramkami, gratulujemy im zwycięstwa, ale czekamy na rewanż u nas. Mam nadzieję, że odrobimy stratę i znajdziemy się w Final Four, ale przed nami jeszcze dużo pracy, żeby to osiągnąć. Aby awansować musimy w Puławach wspiąć się na wyżyny naszych umiejętności - komentuje skrzydłowy Azotów Puławy, Wojciech Zydroń.

Puławianie nie dopuszczają myśli, że rewanż na własnym parkiecie może im się nie powieść. Choć podkreślają przy tym, że sport jest nieprzewidywalny. Aby jednak awansować do najlepszej czwórki szczypiorniści Azotów muszą poprawić kilka elementów w swojej grze. - Jest wiele rzeczy, nad którymi musimy pracować. Jesteśmy zmęczeni, za nami ciężka i długa podróż po meczu Challenge Cup, nie możemy jeszcze dojść w pełni do siebie. Cieszy mnie to, że gramy więcej z kontry, jak to się mówi, bardziej do przodu. To dobrze, że nie gramy już tak zachowawczo tylko ciągniemy grę na stronę przeciwnika. Wcześniej tego nam brakowało, nie było kontrataku w drugie tempo. Martwi mnie za to nasza postawa w obronie w środowym meczu. Nie zaprezentowaliśmy się w tym elemencie, tak jak powinniśmy. Cóż, jesteśmy zmęczeni i mam nadzieję, że to jedyny powód słabszej gry. Jeśli nie to nad obroną zdecydowanie musimy popracować - analizuje szczypiornista.

Przed podopiecznymi Marcina Kurowskiego mecz ligowy, a po nim środowe starcie pucharowe. Czasu na regenerację sił będzie bardzo mało. - Faktycznie ostatnio było sporo grania. Teraz odpadliśmy z Challenge Cup i możemy skupić się na naszym krajowym „podwórku”. Musimy się jak najszybciej zregenerować. Jak to zrobimy to szczerze powiedziawszy jeszcze nie wiem. Przed nami mecz wyjazdowy z Warmią AGS Olsztyn, która jest na fali i nie będzie mam łatwo. I potem już rewanż w ramach 1/4 Finału Pucharu Polski z NMC Powen - informuje skrzydłowy.

Historia spotkań zabrzan z puławianami jest dość barwna. Niemal każdy mecz tych dwóch ekip był bardzo zacięty. Może się wydawać, że NMC Powen to drużyna, która szczególnie "nie leży" Azotom. -NMC Powen Zabrze to drużyna, która na każdej pozycji ma bardzo dobrych graczy. Teraz jeszcze się wzmocnili, pozyskując Artura Banisza i Grzegorza Garbacza. To są zawodnicy doświadczeni, którzy wiedzą doskonale jak gra się w piłkę ręczną. Zabrzanie rosną w siłę. Ale zawsze mieli dość dobry skład. Ich ogromnym atutem jest gra zespołowa. Trochę mało wykorzystywany jest Remik Lasoń, bo wiem że ostatnio prezentuje bardzo dobrą formę. Może jest trzymany przez trenera Zajączkowskiego jako czarny koń na mecz rewanżowy w Puławach… - zastanawia się gracz.

Źródło artykułu: