Przed spotkaniem to goście z Leszna uważani byli za faworyta środowego meczu.
Trapiony problemami kadrowymi GSPR Gorzów Wlkp. pokazał jednak, że nawet trudna sytuacje w klubie nie przeszkodzi im w utrzymaniu się na zapleczu ekstraklasy. - Wygrywamy mimo tych kłód rzucanych nam pod nogi z każdej strony. Zespół złożony w większości z rodowitych gorzowian pokazuje ciekawe widowisko - skomentował Tomasz Jagła.
Gospodarze mecz rozpoczęli z wysokiego C. Szybko objęli prowadzenie 2:0 i co ciekawe, przez blisko dwanaście minut stracili zaledwie dwie bramki. W międzyczasie swoje premierowe trafienie dla nowego zespołu zanotował Kamil Ringwelski. Zawodnik wypożyczony z Pogoni Szczecin rozegrał bardzo dobre zawody i znacznie przyczynił się do końcowego sukcesu gorzowian. - Można powiedzieć, że to udany debiut - mówił po meczu Ringwelski. Leszczynianie nie potrafili znaleźć sposobu na szczelną i twardą obronę GSPR-u, ani skutecznie pokonać Krzysztofa Szczęsnego. - W pierwszej połowie zdecydowanie zabrakło nam skuteczności w ataku. Także troszeczkę zaspaliśmy w obronie - ocenił Krzysztof Misiaczyk.
Kluczowym momentem pierwszej połowy jak i może całego meczu była bez wątpienia 20 minuta gry. Bramkę dla swojej drużyny zdobył Hubert Szkudelski, lecz w ferworze walki zaatakował głowę leżącego na ziemi Michała Piekszy. Sędziowie bez wahania pokazali piłkarzowi Arotu czerwoną kartkę. Z taką decyzją nie mógł pogodzić się Misiaczyk za co otrzymał dwie minuty kary, a leszczynienie musieli grać czterema zawodnikami w polu. - Czerwona kartka wpłynęła na naszą drużynę. To był nasz podstawowy zawodnik. Sam jestem ciekawy czy było tak jak mówią sędziowie - atak na głowę. Jeśli tak to jakieś konsekwencje będzie musiał ponieść - komentował po meczu trener Ryszard Kmiecik. Gorzowianie bezlitośnie wykorzystali grę w przewadze i powiększyli swoje prowadzenie do siedmiu "oczek". Ostatecznie pierwsza połowa zakończyła się wynikiem 17:10.
- Dzisiaj przekonaliśmy się, że trzydzieści minut to jeszcze nie wszystko - mówił po spotkaniu trener Paweł Kaniowski. Po przerwie to piłkarze z Leszna przejęli inicjatywę. Zmotywowani i uskrzydleni leszczynianie bardzo szybko odrobili większość strat, a po bramce Jakuba Wieruckiego przegrywali już tylko 21:19. - W drugiej połowie udało nam się szarpnąć wynik. Doszliśmy rywala na dwa punkty, lecz nie mogliśmy przełamać tej granicy - mówił Misiaczyk.
Mimo zrywu końcówkę spotkania lepiej rozegrali gospodarze. Bardzo dobry okres gry zanotował Robert Kieliba, ważne bramki zdobywał doświadczony Tomasz Jagła, a kilka piłek odbił młody bramkarz Krzysztof Nowicki. Mimo przegrania drugiej połowy, zaliczka z pierwszej części gry pozwoliła ekipie GSPR-u na odniesienie cennego zwycięstwa. Ostatecznie mecz zakończył się wynikiem 29:25. - W lidze nie ma zdecydowanego faworyta, tak było i w tym meczu - ocenił po spotkaniu szkoleniowiec Arotu.
GSPR Gorzów Wlkp. - Arot Astromal Leszno 29:25 (17:10)
GSPR Gorzów Wlkp.: Szczęsny, Nowicki - Kieliba 7, Jagła 6, Bartnik 4, Ringwelski 3, Wolski 3, Jankowski 3, Nieradko 2, Śramkiewicz 1.
Kary: 12 minut.
Karne: 4/6.
Arot Astromal Leszno: Maziarz, Musiał - Tórz 7, Wierucki 5, Misiaczyk 3, Łuczak 3, Giernas 2, H. Szkudelski 2, Meissner 1, E. Szkudelski 1, Nowak 1.
Kary: 14 minut / czerwona kartka Hubert Szkudelski.
Karne: 1/2.
Sędziowie: Damian Demczuk i Tomasz Rosik (obaj Lublin).
Widzów: 200.