Bramkarskie starcie rozstrzygnie losy ćwierćfinału?

Konfrontacja Tauron Stali Mielec i Azotów Puławy miała dać odpowiedź, który z tych klubów dysponuje zestawem bardziej klasowych golkiperów. Jak na razie rywalizacja wypada na remis.

- Mamy w kadrze trzech bardzo dobrych golkiperów, którzy ze sobą rywalizują i myślę, że jest to najmocniej obsadzona pozycja w zespole, bo w każdym meczu jeden z nich jest mocnym punktem drużyny - nie krył po kończącym fazę starciu z Zagłębiem Lubin trener Azotów, Marcin Kurowski. - My mamy dobrych bramkarzy, rywale też i zobaczymy, co wyjdzie z tej konfrontacji. Teraz tak wygląda piłka ręczna, w dużym stopniu to właśnie ta pozycja decyduje o wyniku - mówił z kolei przed pierwszym ćwierćfinałowym meczem prowadzący Stal Ryszard Skutnik.

W Mielcu bohaterem dnia był Krzysztof Lipka, który w kluczowym momencie drugiej połowy - gdy puławianie zbliżyli się już do Stali na jedną bramkę - wszedł na parkiet i przeważył losy meczu na korzyść gospodarzy. - Dał dobrą zmianę i zastopował nas w momencie, gdy graliśmy w przewadze. Z takim rywalem jak Stal to się mści i już nic nie mogliśmy zrobić - wyjaśniał po końcowym gwizdku Kurowski.

Obsada bramki to atut i Stali, i Azotów
Obsada bramki to atut i Stali, i Azotów

W rewanżu sytuacja uległa odwróceniu i na górze było puławskie, choć bramkarze obu ekip bardzo długo nie mogli złapać właściwego rytmu. Na pierwszą odbitą piłkę kibice czekali do 22. (!) minuty, gdy Kiril Kolev w sytuacji sam na sam powstrzymał Pawła Wilka. Był to kluczowy moment meczu, grający w przewadze przyjezdni kompletnie stracili bowiem pewność siebie, w pierwszej części gry do siatki nie trafili już ani razu i zamiast powiększać przewagę, do szatni schodzili z ledwie jednym trafieniem zaliczki.

Sobotni mecz między słupkami Azotów rozpoczął Maciej Stęczniewski, nie miał jednak swojego dnia, a rywale bezlitośnie wykorzystywali jego słabą grę nogami, konsekwentnie rzucając piłkę w kierunku dolnych rogów bramki. Kolev wejście na boisko także miał kiepskie, kiedy już jednak złapał odpowiedni rytm, był praktycznie nie do pokonania. Goście w ciągu czterdziestu minut rzucili ledwie siedem bramek, z czego większość padła z karnych.

Kiril Kolev wejście w mecz miał kiepskie, to on został jednak w sobotę bohaterem dnia
Kiril Kolev wejście w mecz miał kiepskie, to on został jednak w sobotę bohaterem dnia

Doświadczony Rafał Gliński przy próbach z siódmego metra był bezlitosny, konsekwentnie rzucał w pierwsze tempo, a sposób na jego powstrzymanie w ważnym momencie drugiej części gry znalazł dopiero Piotr Wyszomirski, który między słupkami pojawiał się tylko przy okazji wspomnianych stałych fragmentów. - Bramkarzy mamy jednych z najlepszych w lidze, wszyscy trzej są naprawdę klasowy i jak jednemu nie idzie, to na parkiecie pojawia się kolejny i zawsze któryś podczas meczu będzie w świetnej dyspozycji - cieszył się po sobotniej konfrontacji Michał Szyba.

Powody do zmartwień miał natomiast Skutnik, bo w pierwszej części gry jego bramkarze nie odbili ani jednej piłki, a fatalną statystykę po przerwie podciągnął dopiero Adam Wolański. - Na pewno było to jedną z przyczyn naszej porażki. Bramkarze nam nie pomogli, choć generalnie w każdym meczu są mocnym punktem zespołu - nie krył doświadczony szkoleniowiec. - Kolev pokazał co potrafi, nam się nie udało i to wystarczyło na Stal Mielec - dodał z kolei Dariusz Kubisztal. Golkiperzy obu ekip finalną szansę na udowodnienie swojej wyższości w starciu bezpośrednim dostaną w ostatnim akcie walki o półfinał.

Źródło artykułu: