Piotr Werda: Kiedy zainteresował się pan piłką ręczną?
Paweł Noch: Będąc w szkole podstawowej chodziłem do klasy pływackiej. Piłką ręczną zainteresowałem się dopiero w późniejszym czasie. Było to w szkole średniej, kiedy to znalazłem się w juniorach młodszych. Po zakończeniu wieku juniora, w którym kierował mnie trener Edward Koziński, trafiłem na trzy lata do Sierpca, do satelitarnej drużyny Wisły Płock. Graliśmy wówczas w pierwszej lidze. Byłem rozgrywającym na lewej połówce.
Jak potoczyła się później pana kariera zawodnicza?
- Występowałem potem w AZS AWF Warszawa, Śląsku Wrocław i Azotach Puławy. Na koniec dwa sezony spędziłem w Jurandzie. Następnie zostałem szkoleniowcem drużyny z Ciechanowa.
Jaka była pana największa porażka, a jaki największy sukces w karierze trenerskiej?
- Największym moim sukcesem był na pewno awans z Jurandem do Superligi. Porażką z kolei spadek z tą samą drużyną do pierwszej ligi. Do stycznia graliśmy naprawdę dobrze. Potem rozpoczęły się bardzo poważne wewnętrzne problemy z płatnościami. Opóźnianie się wypłat spowodowało, że pojawiły się nieprzyjemne sytuacje. Atmosfera w zespole po prostu zdechła. Nie byliśmy już w stanie się podnieść.
Na jakim trenerze piłki ręcznej pan się wzoruje?
- Trenerów, od których warto się uczyć i podpatrywać, jest cała masa. Trudno jest jednak wskazać konkretne nazwisko. Różnimy się charakterami. Jeden jest impulsywny, drugi z kolei spokojny. Jedni szkoleniowcy mają świetne relacje z zawodnikami i są przez graczy uwielbiani, ale nie osiągają wyników. Z drugiej strony występują tacy trenerzy, na których zawodnicy nie mogą patrzeć, a jednak osiągnęli sukces. Kryterium oceny powinny być wyniki. Każdy do tego dąży. Musimy jednak zdać też sobie sprawę, że w drużynie posiadamy kilkunastu zawodników i do każdego trzeba podchodzić w indywidualny sposób.
Jakim człowiekiem prywatnie jest Paweł Noch? Jakie są pana zainteresowania?
- Urodziłem się w Płocku. Moja żona Marta jest urzędnikiem państwowym. Mamy 2,5-letniego syna Wojtka. Jeśli czas pozwala, przyjeżdżają do mnie, do Wągrowca. Moją pasją jest narciarstwo. Niestety na narty jest bardzo niewiele czasu. Mieszkałem w takim rejonie Polski, z którego trzeba było przejechać kawał drogi, aby pozjeżdżać na nartach. Z Wągrowca do Szklarskiej Poręby mam bliżej niż z Płocka, więc mam nadzieję, że będę miał okazję trochę pojeździć. Interesuję się dobrą literaturą, ciekawymi grami komputerowymi. Ostatnimi czasy pasjonuję się fantastyką i książkami George R. R. Martina. Nie zawężam się jednak do tego, co czytam. Lubię zarówno biografie, kryminały, ale i sensacje. Moim hobby jest też film i oczywiście z racji wykonywanego zawodu szeroko pojęty sport.
W jaki sposób spędza pan czas wolny po treningach?
- Wolnego czasu w okresie przygotowawczym miałem bardzo mało. Udało mi się dwa razy wybrać do Płocka. Żona z dzieckiem przyjechała też na dwa tygodnie do mnie. Nie miałem jednak okazji, aby np. powędkować. Czekam aż pojawią się grzyby, aby wybrać się w okoliczne lasy, które podobno w nie obfitują.
Czy Nielba Wągrowiec jest już gotowa do walki o Superligę?
- Do ligi pozostało nam jeszcze trochę czasu. Do przepracowania mamy kilka jednostek kształtowania szybkości oraz doskonalenie ataku pozycyjnego. Mamy oczywiście opracowaną taktykę. Zaczynając pracę musi być pomysł na drużynę. My taki pomysł mamy. Pozmienialiśmy sporo w obronie. Gramy raczej nietypowo, bo 5-1. Posiadamy też jeszcze kilka ciekawych wariantów w zanadrzu.
Kto jest faworytem do awansu w grupie, w której znalazła się Nielba Wągrowiec?
- Z przedsezonowych zapowiedzi można obstawiać Śląsk Wrocław, czy też Gwardię Opole. Trzeba jednak zdawać sobie sprawę, że w trakcie rozgrywek ligowych zawsze wyskoczy jakiś czarny koń, ktoś też rozczaruje swoją formą. My skupiamy się teraz na pierwszym meczu, w którym zmierzymy się u siebie z Ostrovią Ostrów Wlkp. Nie wybiegamy w przyszłość. Nie zastanawiamy się nad kolejnymi spotkaniami. W chwili obecnej jest to dla nas najważniejszy mecz. W taki sam sposób będziemy podchodzili do każdego następnego starcia.
Jaka jest pana ocena dotychczasowego okresu przygotowawczego?
- Jestem bardzo zadowolony z zaangażowania chłopaków. U niektórych zawodników można zaobserwować kaca moralnego po ubiegłym nieudanym sezonie. Jest kilku graczy, którzy w zeszłych rozgrywkach ligowych nie dostawali wielu okazji do gry. Widać po nich, że mają coś do udowodnienia kibicom. Chcą się przypomnieć. Pracują więc z dużym zaangażowaniem. Na pewno będą dostawać szansę na grę. Jestem zadowolony z ich postawy.
Co będzie atutem Nielby w zbliżającym się sezonie ligowym? Atak pozycyjny, obrona, kontratak?
- Chcielibyśmy, aby tych atutów było bardzo wiele. Czas pokaże, co będzie naszą najmocniejszą stroną.
Jakim zawodnikiem obstawi pan prawe rozegranie?
- Na tej pozycji może zagrać zarówno Dawid Matłoka, jak i Darek Widziński. Mamy też graczy praworęcznych, którzy mogą obsadzić prawe rozegranie, czyli Michała Tórza i Bartosza Świerada. Najważniejsze, żebyśmy mieli zdrowych zawodników, a wtedy wariantów gry jest wiele.
Ostatnio rozegrany sparing z Tauron Stalą Mielec była dla Nielby nieudany. Czy był to tylko wypadek przy pracy?
- Drużyna z Mielca jest bardzo silną ekipą. Chłopcy podeszli jednak do tego meczu nie tak, jak powinni. Rozmawialiśmy już wspólnie na ten temat. Oni wiedzą w czym tkwi problem. Można powiedzieć, że był to nasz wypadek przy pracy i nie chodzi mi o wynik spotkania, ale styl, w jakim ulegliśmy rywalowi.
Gdyby dostał pan obietnicę od władz Nielby, że otrzyma pan jeszcze jednego wartościowego gracza na pozycję wskazaną przez pana, kogo by pan wybrał?
- Wydaje mi się, że najbardziej byłby nam potrzebny leworęczny rozgrywający. Aczkolwiek muszę przyznać, że Dawid Matłoka robi systematyczne postępy. Bardzo się stara, sumiennie pracuje na treningach. Zaczyna wykonywać to, co się do niego mówi. Wierzę w niego, wierzę też w Darka Widzińskiego. Sądzę, że ci zawodnicy nam pomogą. W ubiegłym sezonie ta dwójka graczy praktycznie nie grała. Potrzeba nam jednak czasu, aby oni uwierzyli, że stać ich na dobrą grę.