Uśmiechnęło się do nas szczęście - rozmowa z Marcinem Kurowskim, trenerem Azotów Puławy

Azoty Puławy w czwartej kolejce PGNiG Superligi podzieliły się punktami z Zagłębiem Lubin. Trener Marcin Kurowski nie kryje, że jego zespół miał w końcowych minutach sportowego farta.

Remis z Zagłębiem to sukces czy jednak rozczarowanie?

Marcin Kurowski: Spotkanie od początku było bardzo zacięte i czasami my wychodziliśmy na dwie bramki do przodu, a czasami rywale. Wszystko przez cały czas oscylowało wokół remisu, ale gdybyśmy troszeczkę spokojniej i dłużej zagrali niektóre akcje w ataku pozycyjnym, to moglibyśmy wygrać. Z samej końcówki i ostatnich sekund powinniśmy być jednak zadowoleni, bo to nam udało się wyrwać ten remis.

Mieliście dużo szczęścia, bo rzut karny Przemka Krajewskiego na kilkanaście sekund przed końcową syreną obronił Adam Malcher, ale z dobitką zdążył Michał Szyba.

- To jest sport i w nim też trzeba mieć troszeczkę farta. Z przebiegu tej końcówki wygląda na to, że szczęście uśmiechnęło się do nas i dzięki temu mamy remis.

[b]

Zepsuliście tą końcówką podróż powrotną Mateuszowi Przybylskiemu i Grzegorzowi Gowinowi. Widać było, że niezwykle zależy im na tym, by w puławskiej hali pokazać się z dobrej strony.[/b]

- I Mateusz i Grzesiek potraktowali ten mecz bardzo ambicjonalnie, podobnie jak nasze chłopaki. Stąd samo spotkanie było naprawdę nerwowe i obfitowało - zwłaszcza z naszej strony - w proste błędy, które mogły wyniknąć z tego że za bardzo chcieliśmy wygrać ten mecz. Dysponujemy młodym zespołem, który raz gra tak, że ręce same składają się do oklasków, a innym razem brakuje mu boiskowego cwaniactwa, żeby bezwzględnie wykorzystać okazje, które się nadarzają.

Co na chwilę obecną w waszej grze jest jeszcze do poprawki?

- Przede wszystkim musimy popracować nad obroną. Po pierwsze Mateusz Kus wciąż wychodzi do przodu nie pracując na nogach i łapie głupie kary, a po drugie od pewnego czasu próbujemy sobie ćwiczyć defensywę wyższą 5-1 czy 3-2-1 i w trakcie meczu brakowało realizacji założeń, które opracowywaliśmy przy tych ustawieniach na treningach. Co do ataku poprawić powinniśmy grę w przewadze, gdyż to jest naszą bolączką od pewnego czasu.

Kary Kusa od lat są sporym problemem. Pracujecie nad tym? Co robicie, żeby przestał łapać niepotrzebne wykluczenia?

- Mateusz często ma zakaz wychodzenia wyżej niż do ósmego metra, w ferworze walki czasami jest to jednak silniejsze od niego. Nie czuje tego, nie potrafi nad tym zapanować, a traci na tym cały zespół. Musimy to radykalnie zmienić.

Marcin Kurowski wie, że jego zespół ma jeszcze nad czym pracować
Marcin Kurowski wie, że jego zespół ma jeszcze nad czym pracować

Co się stało z Maciejem Stęczniewskim? W przerwie wydawało się, że ma spore problemy.

- Maciek w tym tygodniu był przeziębiony i przez pierwsze trzy dni nie trenował. Mecz między słupkami zaczął Sebastian Sokołowski, długo nie mógł jednak złapać odpowiedniego rytmu, więc na parkiet wpuściłem Stęczniewskiego. Po rozgrzewce usiadł on na ławce i przez to po wejściu na boisko lekko nadciągnął mięśnie grzbietu. Więcej na ten temat będę mógł powiedzieć po badaniach.
Gdyby ktoś przed sezonem powiedział ci, że w czterech pierwszych meczach zdobędziecie pięć punktów, to wziąłbyś to w ciemno czy jednak liczyłeś na troszeczkę więcej?

- Zawsze wolałbym powalczyć o sześć punktów. To, co mamy, to jest takie minimum, bo grając u siebie trzeba zwyciężać. Oczywiście o punkty należy walczyć także na wyjazdach, ale wygrane we własnej hali są priorytetem.

Przed wami trudny wyjazd do Legnicy. W poprzednim sezonie w fazie play-off mieliście tam spore problemy.

- Na pewno jedziemy do Legnicy po dwa punkty i będziemy walczyć. Nie ukrywamy, że na każdy mecz wychodzimy tylko i wyłącznie po to, aby wygrać.

Wydaje się, że personalnie jesteście od Miedzi mocniejsi, więc kluczem do sukcesu będzie to, żeby przeciwnika nie zlekceważyć.

- W tym roku liga pokazuje, że wszystkie zespoły są nieobliczalne i wyrównane. W każdym meczu, żeby ugrać dwa punkty, trzeba naprawdę wznieść się na wyżyny i zaprezentować sto procent swoich umiejętności przy pełnej koncentracji. Już spotkanie w Przemyślu pokazało nam, jak dużo kosztuje moment rozluźnienia. Każdy przeciwnik, zwłaszcza grając u siebie, będzie do końca walczył o jak najlepszy wynik.

Źródło artykułu: