Rozdarte serce miała Alina Wojtas. Pochodząca z Nowego Sącza zawodniczka SPR-u rozegrała dobry mecz i sześć razy umieściła piłkę w siatce. 25-letnia rozgrywająca nie była jednak do końca zadowolona z gry ekipy z Lublina. - Nie zagrałyśmy konsekwentnie w obronie, przez co rywalki łatwo zdobywały bramki. 31 straconych goli to bardzo dużo. Zawodniczkom Olimpii-Beskidu nie brakowało ambicji i woli walki przez cały mecz i to miało duży wpływ na wynik. Gratuluję im tej postawy i mam nadzieję, że zakwalifikują się do fazy play-off i utrzymają się w lidze. Bardzo dobrze grało mi się w moim rodzinnym mieście, a hala nowosądeckiego MOSiR-u jest moją ulubioną. Gra na dobrze znanym mi parkiecie przyniosła sporo radości, ale z drugiej strony, nie było łatwo grać przeciwko dziewczynom, z którymi kiedyś byłam w jednym zespole - zakończyła Wojtas.
Bardzo zdenerwowany po zakończeniu potyczki był trener SPR-u Edward Jankowski, który odmówił komentarza. Głos zabrało za to jego asystentka, Sabina Włodek. - Przytrafiło nam się sporo błędów technicznych, co ostatnio jest naszą bolączką. Problemem był też brak Gosi Majerek, która zmaga się z urazem stopy. Kristina Repelewska grała, choć była chora, a Małgorzata Stasiak tylko kilka minut spędziła na parkiecie, bo też nie jest w pełni sprawna. Na chwilę obecną mamy krótką ławkę, więc każdy mecz kosztuje nas dużo sił. Z tego powodu w drugiej połowie rywalki potrafiły częściowo odrobić straty. Nowy Sącz okazał się trudnym terenem. Na pewno cieszymy się ze zwycięstwa i z tego, że wciąż jesteśmy niepokonane - powiedziała wielokrotna reprezentantka Polski[i].
[/i]
W szeregach Olimpii-Beskidu bardzo dobry mecz rozegrała Agnieszka Podrygała, która wraz z Joanną Gadziną była najskuteczniejszą zawodniczką swojej drużyny (9 bramek). - Przegrałyśmy ten mecz, ale pokazałyśmy charakter. Pierwsza połowa była w naszym wykonaniu bardzo słaba - stwierdziła pochodząca z Tychów szczypiornistka. - W szatni powiedziałyśmy sobie, że dla takiej publiczności warto walczyć i dałyśmy z siebie wszystko. Naszą bolączką były słupki i poprzeczki, które z powodzeniem ostrzeliwałyśmy. Miałyśmy świadomość, że zespół z Lublina jest od nas mocniejszy, więc musiałyśmy nadrabiać walką i charakterem - dodała.
Zdzisław Wąs, szkoleniowiec nowosądeckiego klubu wskazał mankamenty swojego zespołu, ale potrafił też zauważyć pozytywy. - W pierwszej połowie graliśmy źle w obronie i to miało wpływ na wynik. Ten element poprawiliśmy już w końcówce pierwszej odsłony. Cieszę się, że moje zawodniczki zagrały mądrze w ataku i nie poszły na wymianę ciosów. Głównym zagrożeniem ze strony rywalek, była kołowa oraz rozgrywające, a nie skrzydła. Dziewczynom należą się słowa uznania, bo oddają na parkiecie całe swoje zdrowie i walczą do samego końca. One bardzo przeżywają te mecze. W przerwie u niektórych pojawiły się łzy. Mimo porażki, wypadliśmy na tle SPR-u Lublin okazale. Ważne, że obyło się bez kontuzji - zakończył doświadczony trener.