Przepis obowiązuje wszystkich - rozmowa z Dariuszem Molskim, trenerem Pogoni Baltica Szczecin

Nie milkną echa sobotniego spotkania pomiędzy drużynami Pogoni Baltica Szczecin a Olimpią-Beskid Nowy Sącz. O okolicznościach, w jakich nie wydano zgody na rozegranie meczu opowiedział Dariusz Molski.

Krzysztof Kempski: Jaki był powód tego, że ten mecz ostatecznie nie doszedł do skutku? Pierwszy oficjalny komunikat mówił o braku badań lekarskich zespołu Olimpii.

Dariusz Molski: Zespół przyjezdny nie spełnił podstawowego warunku, by móc ten mecz rozegrać. W drugiej połowie grudnia wszedł przepis, który został wprowadzony po to, żeby zwyczajnie zapewnić bezpieczeństwo zawodnikom i zawodniczkom, a skoro został wprowadzony to obowiązuje wszystkich. W komunikacie, który czytałem było wyraźnie napisane, że bezwzględnie, a skoro tak to się do tego stosujmy. Zwłaszcza w dzisiejszych czasach, w których zdarzają się wypadki śmiertelne i to praktycznie z niewyjaśnionych przyczyn. Skoro nie ma się ważnych badań lekarskich to coś jest nie tak. Organizator rozgrywek zabezpieczył się przed takimi ewentualnościami i wprowadził z powrotem przepis, który funkcjonował przez bardzo wiele lat. Ja ponad 30 lat grałem w piłkę i za każdym razem musiałem mieć badania lekarskie, jako młodzieżowiec było to nawet co 3 miesiące. Później związek od tego odszedł, niemniej jednak poszedł chyba po rozum do głowy. Dla bezpieczeństwa zawodników oraz zawodniczek trzeba prowadzić obowiązkowe badania lekarskie, które będą poświadczały zdolność do grania.

Jak klub Pogoń Baltica Szczecin został o tej zmianie poinformowany przez Związek Piłki Ręcznej w Polsce?

- Tak jak wszystkie inne kluby. Dostaliśmy komunikat mailowy, na pocztę osób upoważnionych w klubie. Mnie o tym fakcie poinformował prezes bądź kierownik drużyny, a ja z kolei przekazałem tę informację zespołowi, że jest teraz taki obowiązek. Powiedziałem też dziewczynom, że jest mało czasu i muszą te badania jak najszybciej wykonać.

A pamięta pan kiedy pan tę informację otrzymał?

- Tej daty tak dokładnie już nie pamiętam.

Ale było to jeszcze przed świętami?

- Tak, na pewno. To mogło być gdzieś 20-21 grudnia. Szczegółów już tak dokładnie nie mam w głowie. Tyle w tym temacie mogę powiedzieć.

Zabrzmi to może brutalnie, ale skoro o takim obowiązku wszyscy zostali w ten sam sposób poinformowani to dla Olimpii przyjazd do Szczecina bez badań był tylko wycieczką.

- Niestety. To już nie jest nasza wina. Jest to przykre, bo później dochodzi do takich sparingów, które mają zerową wartość. Tak na dobrą sprawę to powinienem przeprosić za to kibiców. Mój zespół nie potrafił się już tak zmobilizować. Zresztą tych dyskusji było naprawdę mnóstwo. Dziewczyny rozgrzewały się przez ponad 70 minut. Ja powiedziałem, że nie jestem w stanie na drugi dzień podnieść zespołu, który dostał informację, że jest już po meczu.

Trener gości, pan Zdzisław Wąs, zarzucił panu, że komisarz ligi, do którego wykonali telefon, pomimo braku badań zezwolił na rozegranie meczu, z kolei sędziowie i pan takiej zgody już nie daliście. Jakby pan to skomentuje?

- Uczestniczyłem w tym kotle, że tak to nazwę. Rozmawiałem z panem komisarzem ligi i powiedziałem mu jak wygląda sprawa, że zespół z Nowego Sącza nie ma badań, że sędziowie nie wyrazili zgody na rozegranie meczu, że ten przepis obowiązuje wszystkich tak samo. Trzeba go po prostu przestrzegać. Skoro nie to proszę oddać pieniążki za badania i stracony czas, który myśmy poświęcili na ich przeprowadzenie. Niemniej jednak skoro jako związek wprowadziliście taki przepis to on obowiązuje wszystkich, mnie, pana i wszystkich innych.

Jaka była odpowiedź pana komisarza?

- Pan komisarz powiedział, ależ oczywiście, jest piętnaście po i mecz jest skończony. Dokładnie tak powiedział. Oddałem słuchawkę komisarzowi zawodów i na tym się skończyło. Oni dalej jeszcze rozmawiali, ale ja już w niej nie uczestniczyłem. Byłem tylko poproszony na ten moment rozmowy, choć nawet nie wiem w jakim celu. Chyba tylko po to, żeby mnie poinformował o fakcie, który już zaistniał.

Działacze klubu Olimpii-Beskid już zapowiedzieli, że złożą odwołanie. Jak pan myśli, jaka jest w ogóle szansa na to, by takie odwołanie związek rozpatrzył pozytywnie i by ten mecz powtórzyć w innym terminie?

- Odwoływać może się każdy, natomiast zgodnie z prawem, takie jest moje zdanie, a powiedziane jest to jednoznacznie, obowiązkiem jest przedstawić ważne dokumenty w dniu meczu. Tam jest chyba nawet napisane, że na 40. minut przed rozpoczęciem zawodów. Tych dokumentów jednak nie ma, tym samym zespół nie spełnia wymogów do rozgrywania meczów. Skoro potrzebne są licencje, to ktoś wydaje te licencje po to, żeby później ktoś je sprawdził, czy odpowiednie osoby są na parkiecie, czyli tak jakby daje formalną zgodę na grę. Skoro wymagane jest badanie lekarskie to teraz na podstawie takiej samej procedury jest dany zawodnik dopuszczony bądź nie. Przypomnę, że te badanie wykonuje nie jakiś tam lekarz rodzinny, ale specjalista, który ma uprawnienia sportowe i orzeka w danej sprawie. Krótko mówiąc, na jakiej podstawie możemy dopuścić zawodnika do gry skoro tej podstawy nie ma?

Pojawia się jeszcze problem ewentualnych kontuzji, a piłka ręczna jest bardzo kontaktowa i tu o takie urazy jest naprawdę bardzo łatwo. Co wtedy, gdy się taka zdarzy a tych badań po prostu nie ma?

- Właśnie dlatego sędziowie nie wyrazili zgody na uczestnictwo nawet w sparingu, ponieważ zespół nie może grać takich zawodów. Nie ma po prostu formalnej akceptacji na grę.

Źródło artykułu: