Gwardziści spodziewali się znacznie trudniejszej przeprawy, mając w pamięci mecz z pierwszej rundy, w którym roztrwonili przewagę i do końca drżeli o dwa punkty. W sobotę wygrali bardzo łatwo, nie napotykając się na duży opór rywali.
Poprzednie spotkania we własnej hali rozstrzygali zwykle w drugiej połowie. Tym razem od początku nadawali ton wydarzeniom i już po 30 minutach stało się jasne, że odniosą dziewiętnaste z rzędu zwycięstwo. Świetnie spisywali się skrzydłowi (12 bramek Michała Dreja i Pawła Swata), jeszcze lepiej funkcjonowała obrona i przyjezdni szybko stracili ochotę do walki. - Zagraliśmy w końcu tak, jak chcieliśmy. Większość meczu polegała na tym, że przechwytywaliśmy piłki albo bramkarze bronili rzuty i wyprowadzaliśmy kontry - komentował kołowy gospodarzy Jakub Płócienniczak. - Rzadko się zdarza, by skrzydłowi zdobyli 23 bramki. Myślę, że spora w tym zasługa defensywy i parad bramkarskich. W drugiej połowie wkradło się nieco rozluźnienia i zmarnowaliśmy kilka okazji, lecz tylko siedem straconych trafień to zadowalający wynik.
Goście, którzy ponieśli piątą porażkę z kolei, wypadli na tle dobrze dysponowanych opolan blado. Wyrównany bój prowadzili tylko do stanu 5:5. Grali bez wiary w sukces, popełniali mnóstwo niewymuszonych błędów i byli bardzo nieskuteczni.
W przeciwieństwie do innych drużyn, które przyjeżdżając do Opola, stawiały faworytowi fragmentami twarde warunki, brakowało świdniczanom agresywności i determinacji. Nie zostali ani razu ukarani dwoma minutami i rzadko przerywali akcje faulami. - Gwardia zaprezentowała się bardzo dobrze, a my bardzo słabo - tłumaczył Tomasz Wasilewicz. - Wynik odzwierciedla przebieg zawodów. Brak kar nie jest wyznacznikiem, bo Gwardia dwie minuty otrzymała dopiero w końcówce. Walki nam odmówić nie można, chociaż odczuwaliśmy absencję trzech podstawowych zawodników. Zawsze wychodzimy na parkiet, by wygrać. Raz wychodzi, a raz nie. Dzisiaj akurat nie wyszło, ale przed nami spotkania z teoretycznie słabszymi zespołami i wierzę, że zdołamy przełamać złą serię.
Z triumfu szczególnie mógł się cieszyć Adrian Fiodor, który zagrał najdłużej z dotychczasowych pojedynków przed własną publicznością i był dla rywali zaporą nie do przejścia. - Najważniejsze jest zwycięstwo, ale fajnie, że mogłem pokazać się przed kibicami, bo do tej pory częściej otrzymywałem szansę na wyjazdach - mówił bramkarz Gwardii. - Mam więc podwójne powody do radości.
Opolanie utrzymali pięciopunktową przewagę nad Nielbą i awansu do superligi może ich pozbawić tylko kataklizm. - Mam nadzieję, że tak skoncentrowani, jak dzisiaj będziemy podchodzili do każdego spotkania. Chcemy pozostałe do końca rozgrywek mecze wygrać i przypieczętować wejście do najwyższej klasy z przytupem. Czekają nas jednak trudne wyjazdy do Piekar Śląskich i Zawiercia. O świętowaniu jeszcze nie myślę. Zacznę myśleć, gdy matematycznie zapewnimy sobie awans - powiedział Płócienniczak.
- Do Opola wracamy za miesiąc i jestem przekonany, że już jako ekstraklasowiec - dodawał Michał Szolc. - Nie dodajemy punktów, ale jako sportowcy musimy mieć dumę i przeświadczenie, że górujemy nad rywalami i z nimi wygramy. Jestem pewny siebie, a także kolegów i uważam, że awans mamy w kieszeni.
Gwardia Opole - ŚKPR Świdnica 35:15 (19:8)
Gwardia: Donosewicz, Fiodor, Romatowski – Śmieszek, Swat 8, Adamczak, Knop 5, Szolc 1, Krzyżanowski 2, Kłoda 3, Kulak 1, Drej 4, Serpina, Migała 2, Prokop 6, Płócienniczak 2. Trener Marek Jagielski.
ŚKPR: Olichwer, Wasilewicz, Bajkiewicz – Rutkowski 2, Piędziak 2, Mrugas 1, Brygier, Orzłowski 1, Galach, Rogaczewski 1, Olejniczak 1, Kaczmarczyk 2, Makowiejew 2, Kijek 1, Pułka 2. Trener Krzysztof Mistak.
Sędziowie: Rafał Krawczyk (Łaziska Górne) i Grzegorz Wojtyczka (Chorzów)
Widzów: 450
Zagrali tak, jak chcieli - relacja z meczu Gwardia Opole - ŚKPR Świdnica
Pewnie zmierzająca do ekstraklasy Gwardia rozbiła ŚKPR 35:15. Spotkanie przebiegało pod wyraźną dominację opolan, a świdniczanie tylko z początku dotrzymywali im kroku.
szanse na utrzymanie są mniej więcej takie jak to że w Kościele celibat zniosą.