Medialny konflikt zapoczątkował wywiad, jakiego Robert Raczkowski udzielił kilka dni temu "Gazecie Wyborczej Płock". Świeżo mianowany prezes klubu oznajmił, że budżet Wisły powinien być oparty na danych, które mają pokrycie w stanie rzeczywistym, podczas gdy Andrzej Miszczyński prezentował przychody na podstawie wpływów ewentualnych. Życzeniowe planowanie poprzedniego szefa Nafciarzy miało być przyczyną kłopotów finansowych, z którymi obecnie boryka się Wisła.
- Co do budżetu wydatków na pierwszy zespół, to chciałbym uściślić, że około siedemdziesiąt procent kwoty stanowią koszty zawodników zakontraktowanych przez pana Andrzeja Miszczyńskiego - wydatki te będą jednymi z najwyższych w historii klubu. Czyli tak naprawdę w dyspozycji trenera Cadenasa jest pozostałe trzydzieści procent - wyjaśniał Raczkowski.
Zarzuty obecnego prezesa spotkały się z błyskawiczną kontrą Miszczyńskiego. Jego zdaniem plany finansowe Wisły w latach 2010-13 były tworzone i kontrolowane przez pracowników firmy PKN Orlen, w związku z czym wspomniane zarzuty stawiają przedstawicieli sponsora generalnego w złym świetle.
Zdaniem Miszczyńskiego nieprawdziwe są twierdzenie mówiące o tym, że poprzedni zarząd zaciągnął wiele zobowiązań bez pokrycia oraz że doprowadził on do dużego deficytu spółki. W dniu jego rezygnacji Wisła miała mieć zapewnioną płynność finansową, pokrycie zobowiązań zawartych do dnia czternastego maja w przychodach oraz zysk na koniec poprzedniego roku.
- Nie wiem, jakie są tego intencje, ale uważam, że jeśli wizja budowy klubu uległa zmianie, jeśli finansowanie przez właściciela i ambicje sportowe drużyny mają ulec obniżeniu, to lepszym i uczciwszym wobec kibiców rozwiązaniem jest przyznanie tego wprost niż czynienie dość czytelnych prób obciążenia tym faktem swoich poprzedników - podsumował w oświadczeniu przesłanym płockiej "GW" Miszczyński.
Źródło: Gazeta Wyborcza Płock