Drużyna trenera Sławomira Szenkela wygrała pewnie 29:23 (15:6), a trzeci komplet punktów w tym sezonie zapewniła sobie praktycznie już w pierwszej połowie, po której prowadziła różnicą dziewięciu trafień. Po zmianie stron świdniczanie zagrali o niebo lepiej. Wygrali tę część 17:14, ale o odrobieniu strat z kompletnie nieudanych pierwszych trzydziestu minut nie było mowy.
- Co tu dużo mówić, zapłaciliśmy frycowe i jeszcze pewnie nie raz je zapłacimy - skwitował golkiper miejscowych Bartłomiej Pawlak. - Zadecydowała bardzo dobra w naszym wykonaniu pierwsza połowa. Mogliśmy zresztą prowadzić jeszcze wyżej, bo zmarnowaliśmy kilka sytuacji. Drugą połowę rozpoczęliśmy bardzo chaotycznie, dość szybko wynik zrobił się niebezpieczny, ale ostatecznie uspokoiliśmy grę i po raz pierwszy tutaj wygraliśmy - ocenił najskuteczniejszy w Olimpii Marcin Smolin.
Początek meczu nie zwiastował tak wyraźnej dominacji Ślązaków. Po pięciu minutach był remis 1:1, a obie ekipy zdążyły zmarnować po jednym rzucie karnym. Najpierw Andrzej Brygier przeniósł piłkę nad poprzeczką, a chwilę później rzut Mariusza Kempysa obronił Pawlak. Jeszcze w 7. minucie był remis 2:2, ale przez kolejnych siedemnaście minut do siatki trafiali już tylko gracze Olimpii! Świdniczanie okrutnie męczyli się w ataku pozycyjnym, a do tego nie sprzyjało im szczęście - piłka kilkakrotnie obijała słupki i poprzeczkę. Inna sprawa, że popisową partię w bramce gości rozgrywał Damian Kowalczyk (co ciekawe Sebastian Kicki pojawił się na placu gry dopiero o przerwie i nie był to udany epizod. Do "jamy" szybko wrócił Kowalczyk). Goście, chociaż też nie ustrzegli się błędów systematycznie budowali przewagę i w 21. minucie prowadzili już 10:2. Do przerwy szczypiorniści z Piekar wygrywali 15:6 i zanosiło się na pogrom.
Szare Wilki pokazały jednak charakter, mimo prawie beznadziejnej sytuacji wzięły się w garść i od pierwszych minut drugiej połowy rozpoczęły odrabianie strat. Sygnał do ataku dali Kamil Rogaczewski i Ernest Jarosz. Do tego doszło kilka piłek odbitych przez Pawlaka i w 37. minucie na tablicy wyników było już tylko 12:16. Poddenerwowany takim obrotem sprawy Szenkel wziął czas i uspokoił swoich podopiecznych na tyle, że przestali seriami tracić gole. Mimo ambitnej walki miejscowi nie byli już w stanie zbliżyć się do rywali na dystans mniejszy niż cztery gole. Ostatecznie ŚKPR Świdnica przegrał z Olimpią Piekary Śląskie 23:29 i punktów potrzebnych do utrzymania musi szukać w kolejnych pojedynkach. Z kolei Olimpia notuje świetny start. Trzy wygrane plasują ich w ścisłym czubie tabeli i być może sprawi, że Ślązacy wyrosną na czarnego konia rozgrywek.
ŚKPR Świdnica - Olimpia Piekary Śląskie 23:29 (6:15)
ŚKPR: Pawlak, Bajkiewicz – K. Rogaczewski 8, Misiejuk 4, Piędziak 2, W. Makowiejew 2, S. Makowiejew 2, Jarosz 2, Węcek 1, Brygier 1, P. Rogaczewski 1, Rzepecki, Kaczmarczyk, Chaber, Motylewski, Bieżyński
Olimpia: Kowalczyk, Kicki – Smolin 5, Kempys 4, Kurełek 3, Parzonka 3, Kurzawa 3, Chojniak 3, Włoka 2, Cieniek 2, Rosół 2, Danysz 1, Ogórek 1, Tatz
Kary: ŚKPR 6 minut (czerwona kartka - Brygier 52. minuta za faul), Olimpia 10 minut
Karne: ŚKPR 4/3, Olimpia 5/3
Przebieg meczu: 5' 1:1, 10' 2:4, 15' 2:6, 20' 2:9, 25' 3:11, 30' 6:15, 35' 10:16, 40' 13:20, 45' 17:23, 50' 19:26, 55' 20:27, 60' 23:29
Sędziowali: Ciesielski, Bąk (Zielona Góra)
Widzów: 290