Czeczeńcy starcie z puławskim rywalem rozpoczęli kapitalnie, już po pięciu minutach rywalizacji wygrywając 3:0. Drużyna Pawła Noch grała ambitnie i z polotem, szybko powiększając przewagę do czterech trafień (6:2), a tuż przed przerwą uciekając przeciwnikowi na dystans pięciu, a następnie sześciu bramek (16:10). Osłabione Azoty nie były w stanie prowadzić wyrównanej walki i wszystko wskazywało na to, że PGE Stal sięgnie po komplet punktów.
- Pierwsza połowa była świetna w naszym wykonaniu. Wyszliśmy naładowani, nabuzowani, wiedzieliśmy do czego mamy dążyć i czego chcemy w tym meczu. Konsekwentna gra w ataku dawała nam dobre sytuacje w ataku pozycyjnym, udało się też wyprowadzić kilka kontr i zdobyć te tzw. łatwe bramki. Może nie rewelacyjnie, ale przyzwoicie graliśmy też w defensywie i stąd tylko dziesięć straconych bramek. To wszystko się po prostu świetnie zazębiało - podsumował po meczu Rafał Gliński.
Początek drugiej części meczu rozwiał jednak nadzieje mieleckich zawodników i kibiców na odniesienie zwycięstwa. Po paru minutach puławianie odrobili straty, a w 40. minucie wygrywali już 19:17. - Nie radziliśmy sobie z ich obroną, bo w drugiej połowie zaczęli grać systemem 5+1. Generalnie od 42. minuty goniliśmy już wynik do końca meczu. Szkoda, bo to, że każdy z nas zostawił w przerwie głowę w szatni zaważyło na końcowym wyniku - stwierdził rozgrywający Stali.
Czeczeńcy dzięki ambitnej walce do końcowego gwizdka zdołali jednak wyrwać rywalom jeden punkt, właśnie za sprawą bramki Glińskiego. - To duże szczęście, że udało się nam wywalczyć ten remis. Patrząc jednak na naszą dyspozycję w pierwszej połowie i to, co pokazaliśmy po przerwie, to były to dwa odmienne oblicza - zakończył Gliński.