Bruno Budrewicz: Widmo porażki zajrzało nam w oczy

Niewiele brakowało, by świąteczna atmosfera meczu w Kaliszu została popsuta przez szczypiornistów miejscowego MKS. - Potrafimy się spiąć i zagrać koncertowo - mówi trener kaliszan.

Miłosz Marek
Miłosz Marek

- Było widać, że zespół z Przemyśla to jak na I ligę klasowa drużyna. W zeszłym roku grali w ekstraklasie, mają w swoim składzie paru doświadczonych i mądrze grających zawodników - przyznaje w pomeczowej rozmowie Bruno Budrewicz, szkoleniowiec MKS Kalisz. - Zawaliliśmy początek, goniliśmy i po emocjonującej końcówce udało nam się wywalczyć ten szczęśliwy rezultat. W wyniku tego mogę powiedzieć, że raczej zdobyliśmy ten punkt aniżeli straciliśmy - dodaje.

Kaliszanie bardzo długo nie mogli znaleźć swojego rytmu. Przyjezdni byli blisko wywiezienia kompletu punktów z terenu, z którego w tym sezonie jeszcze nikomu się to nie udało. - Mieliśmy problemy z obrotowym Maciejem Kubisztalem, ale w I lidze chyba każdy je będzie miał. Kondycyjnie wiedzieliśmy, że rywale nieco siądą. Założyliśmy, że musimy zaryzykować z kontratakami i parę szybkich akcji udało się nam przeprowadzić, dzięki temu doprowadziliśmy do remisu - tłumaczy Budrewicz.

Kluczem do sukcesu MKS, jakim niewątpliwie było zniwelowanie pokaźnych strat, była gra zespołowa i nieustępliwość do samego końca. - Widmo porażki zaglądało nam w oczy najpoważniej w sezonie. Razem z trenerem Litwinem pracowaliśmy przez cały mecz, żeby zawodnicy nie zwątpili nawet przez chwilę. Powtarzaliśmy, że to jest jeszcze do ugrania i już nieraz z takich opresji wychodziliśmy. Potrafimy się spiąć i zagrać koncertowo w najważniejszych chwilach. Dzisiaj swoje zrobił nasz pozytywny wariat w bramce - Błażej Potocki, odbił dwa ważne rzuty karne. Jesteśmy bardzo zmęczeni, ale usatysfakcjonowani wynikiem, bo uważam, że mierzyliśmy się z drużyną lepszą od Viretu, z którym tydzień temu przegraliśmy - przyznaje Budrewicz.
Sztab szkoleniowy ekipy z najstarszego miasta Sztab szkoleniowy ekipy z najstarszego miasta
Tradycyjnie już w przypadku kaliszan nie obyło się bez kontuzji. Podczas gry staw skokowy skręcił Maciej Nowakowski. Dość niespodziewanie na parkiecie pojawili się Łukasz Sieg oraz Tomasz Klara. - Łukasz Sieg chciał nam bardzo pomóc. On powinien mieć nogę w gipsie i nie grać do końca roku. Żyje tym klubem i grał na swoją prośbę. Wiedział, że ostatnio mamy problem z defensywą. Podobnie było z Tomkiem Klarą, który w tygodniu przechodził wirus bostoński. Nie mógł jeść, pić, więc dziwię się, że miał siły stać, grać, a nawet rzucać bramki, w tym niezwykle ważnego karnego. Martwi mnie fakt, że sytuacja Łukasza mogła się dodatkowo pogorszyć. Ten punkt w pierwszej kolejności dedykuję jemu - mówi opiekun kaliskich szczypiornistów.

- Tych cichych bohaterów jest więcej. Mariusz Kuśmierczyk biega tylko na meczach, bo na treningach zawsze zmaga się z urazami. To kolejny walczak. Swoje problemy ma też Tomek Fugiel. Dziękuję wszystkim tym, którzy wystąpili mimo kontuzji - kończy Budrewicz.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×