Po 60 minutach ciekawej i momentami ostrej rywalizacji (rozcięty łuk brwiowy Karoliny Płachty), gdynianki zwyciężyły 29:21. Końcowy wynik nie do końca był odzwierciedleniem boiskowych wydarzeń, z czym zgodziła się Iwona Niedźwiedź. - Olimpia-Beskid jest młodym i bardzo ambitnym zespołem, fajnie prowadzonym przez trenerkę Lucynę Zygmunt. Dziewczyny przegrały, ale zostawiły serce na boisku, a to bardzo się ceni. Bardzo szanujemy ten zespół i cieszymy się, że wywalczyłyśmy w Nowym Sączu dwa punkty - powiedziała reprezentantka Polski.
Doświadczona szczypiornistka mogła cieszyć się podwójnie. Raz, że jej drużyna zwyciężyła, dwa udało się to w jej rodzinnych stronach. - Jestem teraz zawodniczką Vistalu i gdy wychodzę na boisko nie ma żadnych sentymentów - zaznaczyła Niedźwiedź.
- Nie zagrałyśmy dobrego spotkania. Jesteśmy zespołem, który walczy o trochę inne cele, niż Olimpia-Beskid. Dla samej zasady nie wypadało nam przegrać, czy nawet zremisować. Mamy sobie dużo do zarzucenia pod względem skuteczności, szczególnie stuprocentowych okazji, które nie zawsze udało się wykorzystać. Przed nami bardzo ważny turniej Final Four Pucharu Polski i chciałyśmy się dobrze zaprezentować, choćby nawet dla komfortu psychicznego przed wyjazdem do Szczecina. Zmarnowane setki trochę dają nam do myślenia - dodała.
Jesteśmy na Facebooku! Dołącz do nas!
Rozgrywająca Vistalu Gdynia zaczyna już odczuwać skutki tego bardzo intensywnego sezonu. - Pierwszy raz od dłuższego czasu pojechałyśmy na mistrzostwa świata. To było bardzo duże obciążenie fizyczne, do którego nie byłyśmy do tej pory przyzwyczajone. Mogę powiedzieć za siebie, że czuję się trochę zmęczona, a przed nami jeszcze dużo grania - zakończyła Iwona Niedźwiedź.
W sobotę i w niedzielę w Szczecinie odbędzie się finałowy turniej Pucharu Polski. Drużyna prowadzona przez trenera Jensa Steffensena zmierzy się w 1/2 z Pogonią Baltica. W drugim meczu Start Elbląg będzie walczył z KGHM Metraco Zagłębiem Lubin.