Wybrzeże Gdańsk przegrało z MMTS-em Kwidzyn 28:30. Główną przyczyną porażki nadmorskiej drużyny był przestój, podczas którego w ciągu dwunastu minut, goście zdobyli dziesięć bramek z rzędu. - Nie mam zielonego pojęcia, co się wtedy stało. Wróciły stare złe nawyki i jesteśmy na siebie bardzo źli, podobnie jak trenerzy. Daliśmy popis takiego handballu, jakiego nigdy nie powinniśmy grać. Żadnej drużynie nie życzę takiego fragmentu gry, jaki my zagraliśmy w pierwszej połowie - powiedział Łukasz Rogulski.
[ad=rectangle]
Obrotowy czerwono-biało-niebieskich zauważył, że po raz kolejny jego drużyna gra lepiej w momencie, gdy przegrywa. - Jak powiedział ostatnio jeden z zawodników Chrobrego, jesteśmy taką drużyną, która gdy przegrywa różnicą sześciu bramek dostaje "powera". To było widać w tym meczu w II połowie i było już trochę lepiej. MMTS zachował jednak zimną głowę i dowiózł zwycięstwo do końca - opisał.
W niemal każdym dotychczasowym meczu beniaminek PGNiG Superligi miał bardzo dobre fragmenty. Było to jednak za mało i aktualnie Wybrzeże znajduje się na przedostatnim miejscu w lidze. - Nie mam zielonego pojęcia co dokładnie musimy zmienić. Czeka nas oraz trenerów dużo przemyśleń. Musimy jeszcze ciężej trenować. To jest droga do sukcesu - stwierdził Rogulski.
Szczególnie pod koniec meczu obrotowy klubu znad morza był ostro atakowany przez zawodników MMTS-u. Sam zawodnik uważa, że ci... potraktowali go zbyt łagodnie! - Według mnie powinienem dostać jeszcze bardziej za to, co wyrabiałem w obronie. Jestem na siebie strasznie zły. Mogłem podpowiedzieć chłopakom z Kwidzyna, żeby mnie jeszcze trochę przylali zamiast trenera, bo pewnie on będzie chciał to zrobić. Taki jest ten sport. Dlatego go właśnie uprawiam i dlatego go kocham - zakończył ambitny szczypiornista.