62-latek przemienia w złoto wszystko, czego się dotknie. Rivera dwanaście razy sięgał z FC Barceloną po mistrzostwo kraju w czasach, kiedy hiszpańskie rozgrywki nie były jeszcze koncertem jednego pianisty. Katalończycy pod jego wodzą sześć razy wygrywali też Ligę Mistrzów. Stał się legendą. Liderem dekady i jednym z najlepszych trenerów w historii piłki ręcznej.
Wreszcie doświadczony szkoleniowiec klub zamienił na reprezentację. Z Hiszpanami zdobył brąz i złoto mistrzostw świata. Teraz Rivera do swojej kolekcji może dorzucić kolejny krążek.
[ad=rectangle]
Telefon z Kataru musiał być zaskoczeniem. Egzotyczna propozycja za kosmiczne pieniądze. Roczna pensja (800 tysięcy euro) zbliżona do kwoty, którą co roku w Paris-Saint Germain inkasuje najlepszy szczypiornista świata, Mikkel Hansen. Rivera porzucił mistrzów świata, by wkroczyć na ziemię jałową.
- Inna federacja narodowa zrobiła wszystko, aby mnie przekonać do siebie - mówił, rezygnując z funkcji selekcjonera reprezentacji Hiszpanii. Jego decyzja wywołała w kraju burzę. - Odrzucenie tej oferty byłoby jednym z największych błędów w mojej karierze. Nie żałuję tego ruchu - mówi dziś doświadczony szkoleniowiec.
Katarczycy mistrzostwa świata w 2013 roku zakończyli na dwudziestej lokacie. Rivera musiał więc rozpocząć pracę u podstaw. Z pomocą przyszła mu mamona. Szejkowie nie szczędzili grosza, zamieniając drużynę narodową w twór podobny do zespołu klubowego.
Pod skrzydła Hiszpania trafił cały zastęp zawodników zza granicy. Hiszpan, Bośniak, Francuz, Czarnogórcy, Kubańczycy... Wszyscy oni wyposażeni zostali w ekskluzywne sport-paszporty. Dokumenty, które nie dają uprawnień równych katarskim tubylcom, ale pozwalają obcokrajowcom na grę w tamtejszej drużynie narodowej. Potrzeba jest matką wynalazków.
Jak z bramkarskiej gwiazdy (Danijel Sarić), kandydata na wielką postać (Zarko Marković), kilku tubylców oraz sporego zastępu szczypiornistów przeciętnych (Rafael Capote, Borja Vidal, Goran Stojanović, Bertrand Roiné) stworzyć zespół zdolny do walki z najlepszymi? W tym już głowa Rivery. On z tej wybuchowej mieszanki potrafił wycisnąć maksimum.
Jose Mourinho piłki ręcznej - powiedzą jedni. Król Midas - dorzucą inni. - Jest dla nas jak ojciec - mówi jeden z jego katarskich podopiecznych, Kamalaldin Mallash. Doświadczony szkoleniowiec na niwie sportowej podjął ogromne ryzyko. Opłaciło się. Jego nazwisko niezmiennie pozostaje synonimem sukcesu.
Katarczycy rozkręcają się i dojrzewają z meczu na mecz. Udział w światowym czempionacie rozpoczęli od trzech kolejnych zwycięstw. Wielkim wyzwaniem dla Rivery było spotkanie czwarte, z Hiszpanami. - Towarzyszyło mi dziwne uczucie. Momentami nie potrafiłem się złościć na bramki zdobywane przez rywali. Nie miałem tak nigdy wcześniej - przyznaje doświadczony szkoleniowiec.
Mistrzowie świata po emocjonującej walce pokonali Katarczyków różnicą trzech trafień. Dla doświadczonego szkoleniowca była to pierwsza porażka w oficjalnym meczu na międzynarodowej arenie od... 2013 roku.
Wygraną z Białorusią zespół Rivery przypieczętował drugie miejsce w grupie. Dwa dni później w zaciętym boju z Austriakami jego podopiecznym pomogli sędziowie. Ćwierćfinał z Niemcami był już prawdziwym popisem Katarczyków. Szejkowie rewelację turnieju pokonali zasłużenie, choć w ostatnich minutach pieczątkę na sukcesie zespołu boską dłonią postawić musiał Sarić.
- Dla wielu Katar walczący o medal wygląda jak iluzja. Nasza ciężka praca sprawiła jednak, że stało się to rzeczywistością - mówi z dumą Rivera. - To coś więcej niż realizacja ambicji. To spełnienie marzeń wszystkich zaangażowanych w pracę z tą reprezentacją - dodaje Hiszpan. Teraz piękny sen Rivery spróbują przerwać Biało-Czerwoni.