WP SportoweFakty: Nowy sezon zaczęliście niewyraźnie. Od remisu z Pogonią Szczecin minęło jednak kilkanaście dni. Przyszły pewne ligowe zwycięstwa. Wychodzicie na prostą?
Grzegorz Tkaczyk: Ligę zaczęliśmy podobnie, jak rok temu. Wówczas także pierwszy mecz graliśmy w Szczecinie i sprawił nam on sporo kłopotów. Odnaleźliśmy już jednak swój rytm grania. Teraz przed nami trudne zadanie. Ligę Mistrzów zainaugurujemy na ciężkim, węgierskim terenie. Jesteśmy jednak dobrze przygotowani. Chcemy pokonać Pick i zdobyć dwa punkty.
Urazów na początku sezonu w zespole nie brakuje.
- Trener właściwie w każdym meczu nie może dysponować pełnym składem. To komplikuje założenia taktycznie. Problem mamy zwłaszcza na środku obrony. Najpierw kontuzji doznał Piotr Chrapkowski, a teraz ze składu wypadł Mateusz Kus. W graniu na tak wysokim poziomie to problem. Warianty, które trenowaliśmy, muszą poczekać.
Pick Szeged, z którym zagracie w niedzielę, to wasz stary znajomy. W poprzednim sezonie pokonaliście Węgrów dwukrotnie.
- To bardzo mocny rywal, który tego lata dokonał ciekawych transferów. Pick na pewno jest bogatsze o doświadczenia z poprzedniego sezonu i nie będzie nam łatwo wygrać. Przed rokiem walczyliśmy z nimi na wyjeździe o pierwsze miejsce w grupie. To był mecz na styku. Wygraliśmy jedną bramką, równo z syreną.
Dziś Pick, choć mocniejszy, nie jest waszym najgroźniejszym rywalem w grupie. Jesienią zagracie także z FC Barceloną, Vardarem Skopje czy Montpellier. Reforma fazy grupowej Ligi Mistrzów was cieszy?
- Nowa formuła jest bardzo trudna. Więcej jest meczów na wysokim poziomie. Także Montpellier, KIF Kolding czy Rhein Neckar-Lowen to marki w Europie bardzo mocne. W każdym meczu o sukcesie zadecydują detale. To wszystko jest z korzyścią dla kibiców. Zawodników czeka jeszcze więcej obciążeń. Trudno będzie wytrzymać cały sezon, a większe szanse na jego pomyślne przejście mają zespoły dysponujące dłuższą ławką rezerwowych.
W polskiej lidze trudno jest się wam sprawdzić. Patrząc przez ten pryzmat zmiana systemu rozgrywek to dla Vive rozwiązanie pozytywne.
- W kraju wygląda to podobnie od kilku lat. Walczymy właściwie tylko z Wisłą. Dopiero teraz kilku fajnych zakupów dokonały Azoty Puławy. Dzięki temu rywalizacja nabierze rumieńców. Meczów w kraju na wysokim poziomie wciąż jest jednak za mało. W Lidze Mistrzów będzie tego więcej.
W grupie celem jest zwycięstwo?
- Taki jest nasz cel. Nie mamy się czego wstydzić, powinniśmy głośno mówić o naszych ambicjach. Będzie jednak ciężko, bo drużyn o podobnych ambicjach jest w naszej grupie co najmniej cztery.
Kto, oprócz Vive Tauronu Kielce, jest faworytem do udziału w turnieju Final Four Ligi Mistrzów?
- Na pewno MKB Veszprem i Paris Saint-Germain. Jestem ciekaw, jak bez Nikoli Karabaticia poradzi sobie FC Barcelona. Moim czarnym koniem jest SG Flensburg-Handewitt. Dokonali latem niezłych transferów, mają mocną i ciekawą kadrę. Mogą dużo namieszać.
Dla ciebie to ostatni sezon w Lidze Mistrzów?
- To wielce prawdopodobne. Nic nie jest jednak przesądzone. Cała sprawa powinna się wyjaśnić w ciągu dwóch, trzech miesięcy. Co będzie dalej? W tym momencie nie mogę się na ten temat wypowiadać. Trzeba poczekać. Niedługo wszystko będzie jasne.
Rozmawiał Kamil Kołsut