Bertus Servaas: Chcemy wygrać Ligę Mistrzów!

Vive Tauron Kielce chce zdobyć w tym sezonie potrójną koronę. Celem są najwyższe laury zarówno w kraju, jak i w Europie. - Taki jest plan. Nie boimy się tego powiedzieć - deklaruje prezes mistrzów Polski, Bertus Servaas.

WP SportoweFakty: Nowy sezon PGNiG Superligi rozpoczęliście od remisu z Pogonią Szczecin. To powód do niepokoju? Vive w fazie zasadniczej nie straciło punktu od blisko trzech lat.

Bertus Servaas: Wszystko jest w porządku. Rok temu na początku sezonu wygraliśmy w Szczecinie szczęśliwie, teraz przytrafił się nam remis. Jesteśmy w trudnym momencie, bo późno wystartowaliśmy z przygotowaniami. Nie denerwujemy się. To jest ryzyko. Możemy wcześniej zaczynać treningi i wygrywać takie mecze, ale my chcemy mieć lepszą formę i więcej sił na później.

Mistrzowie Polski, mimo wpadki, w nowy sezon wchodzą więc z optymizmem?

- Oczywiście, że tak. Martwią nas oczywiście kontuzje Mariusza Jurkiewicza i Piotra Chrapkowskiego, ale takie jest życie. Urazy są częścią sportu. Lepiej, żeby przydarzyły się one teraz niż w dalszej części sezonu.

Czy w tym roku Vive Tauron Kielce sięgnie wreszcie po potrójną koronę?

- Taki jest plan! Nie tylko my mamy jednak podobne założenia. Ligę Mistrzów chcą wygrać THW Kiel, Paris Saint-Germain, FC Barcelona, MKB Veszprem czy Vardar Skopje. Najpierw trzeba się dostać do Final Four. Tam może się już wydarzyć wszystko. Nie boimy się tego powiedzieć: mamy ambicję wygrania Ligi Mistrzów. Do tego trzeba jednak iść krok po kroku. Możemy po drodze przegrać kilka meczów. O medale walczy się jednak dopiero w kwietniu i maju, nie teraz.

W tym sezonie Liga Mistrzów zyskała nową formułę. W pierwszej rundzie rozegracie czternaście meczów z najlepszymi europejskimi ekipami. To dobra reforma?

- Tak. Większa liczba meczów to pozytyw dla naszych sponsorów i całej piłki ręcznej. Jest to też jednak trudniejsze. Jeżeli chcemy grać w turnieju Final Four oraz walczyć o zwycięstwo w Lidze Mistrzów, musimy zająć w grupie jedno z dwóch pierwszych miejsc. To nie będzie proste. Dużo o naszej formie powie już wyjazdowy mecz z Pick Szeged pod koniec września.

Kielce odwiedzą FC Barcelona i Vardar Skopje. Szkoda, że przyjmiecie ich w tak małej hali. Wasze spotkanie w Krakowie z Paris Saint-Germain pokazało, jak duży potencjał mają takie wydarzenia.

- Nasze plany sięgają daleko i w ich zasięgu znajduje się także budowa nowej hali w 2017, 2018 roku. Potrzebujemy tego do dalszego rozwoju. W Krakowie pokazaliśmy, na co nas stać. Gratulowali nam nawet Niemcy. Nasi ludzie, nasz klub potrafi. Niektórzy złośliwi mówili, że dołożyliśmy do tego meczu. To nieprawda. Zorganizowaliśmy go w ciągu półtorej miesiąca i jeszcze na nim zarobiliśmy. Jestem dumny. A hala? Liczę, że wreszcie zasłużyły na nowy obiekt w Kielcach. Miasto nas popiera, ale potrzebujemy też pomocy ministerstwa.

Pytaniem pozostaje, ilu zawodników z obecnej kadry będzie wciąż występować w Kielcach, kiedy hala powstanie.

- Cały czas budujemy klub i drużynę. Mamy trzon zespołu, który będzie u nas jeszcze długo grać. Cieszę się, że Talant Dujszebajew przedłużył z nami kontrakt, dzięki czemu możemy myśleć o naszym składzie na cztery lata do przodu. Chcemy pozyskiwać sponsorów, kibiców, budować nową halę. Tylko tak możemy przekonywać graczy, aby podpisywali z nami kontrakty. Mamy już taką pozycję, że zawsze jest nam szkoda, kiedy zawodnik odmawia, bo nie chce grać w polskiej lidze. A mieliśmy ostatnio taką sytuację.

Jak będzie wyglądał zespół w przyszłym sezonie?

- Jestem pewien, że będziemy równie mocni. W ciągu trzech lat chcemy spokojnie przebudować zespół. Zrobimy to jednak spokojnie. Będziemy wymieniać po dwóch, trzech zawodników rocznie. Jednego gracza na przyszły sezon już zakontraktowanego mamy. Kogo? Tego nie mogę powiedzieć.

Kiedyś przyjdzie czas, gdy z Kielcami pożegnają się Grzegorz Tkaczyk, Karol Bielecki czy Sławomir Szmal. W Kielcach zawsze chcieliście budować zespół oparty na polskich graczach. Uda się ten trend utrzymać? Utalentowanych następców w kraju znaleźć trudno.

- Chcemy dalej być polskim klubem. Dobrym przykładem jest Mateusz Kus. Oczywiście, moglibyśmy w jego miejsce szukać kogoś lepszego za duże pieniądze. Wolimy jednak bardzo solidnego polskiego zawodnika od zagranicznej gwiazdy. Wierzymy w Mateusza i stoimy za nim murem. Potrzebuje on jednak czasu. Mamy też na oku jednego, dwóch innych polskich zawodników z którymi będziemy niebawem rozmawiać. Chcemy mieć dobrych, solidnych Polaków wszędzie tam, gdzie się da.

A wychowankowie?

- Planujemy zupełnie inaczej podejść do kwestii szkolenia młodzieży. Będzie w nie zaangażowany trener Dujszebajew. Szukamy też dla młodzieży nowego sponsora, liczymy na pomoc miasta. Chcemy mieć tak zorganizowane szkolenie, jak nikt w Polsce. Mam nadzieję, że wychowankowie pojawią się u nas w zespole w ciągu czterech, pięciu lat.

Vive Tauron Kielce za kilka lat wciąż będzie polskim klubem?

- Nie wyobrażam sobie, aby było inaczej. Liczę, że zawsze będziemy mieli w składzie przynajmniej ośmiu, dziewięciu Polaków. A niebawem także nasze, kieleckie talenty, zagrają w Vive Tauronie Kielce.

Rozmawiał Kamil Kołsut

Źródło artykułu: