Duńczyk chwali swoje podopieczne, bo potrafiły odrobić pięciobramkową stratę i do końca walczyły o zwycięstwo. - Dziewczyny wróciły do gry, choć dzień wcześniej straciły wiele sił w meczu z Kubą - przyznaje Rasmussen.
Katem Biało-Czerwonych okazała się Isabelle Gullden. Co ciekawe, to właśnie z jej powodu cały mecz na ławce rezerwowych spędziła liderka polskiej obrony, Monika Stachowska. - Jest bardziej fizyczną zawodniczką i dlatego nie wystawiłem jej do pilnowania tej rywalki, która lubi grę jeden na jeden - wyjaśnia selekcjoner.
Cieniem na grze naszej drużyny położyły się niewykorzystane rzuty karne. Polki z siódmego metra pudłowały trzy razy. - Mieliśmy też inne swoje szanse - zaznacza jednak Rasmussen.
Rzuty karne wykonywały cztery zawodniczki: Karolina Kudłacz-Gloc, Klaudia Pielesz, Karolina Zalewska oraz Kinga Achruk. - Sześć miesięcy temu przyjęliśmy taki system rotacji - mówi Duńczyk. - Zazwyczaj przynosi to efekty w postaci dziewięćdziesięciu procent skuteczności na spotkanie. Tym razem tego niestety nie widzieliśmy.
Polki po dwóch kolejkach zajmują w grupie trzecie miejsce. Teraz nasz zespół czeka dzień przerwy. We wtorek Biało-Czerwone zmierzą się z Chinkami.