W tym artykule dowiesz się o:
Po pierwszej połowie (22:14) Biało-Czerwoni byli na autostradzie do zwycięstwa w Christmas Cup. W drugiej linii dzielił i rządził Michał Jurecki. Kolejny dobry mecz w barwach narodowych zaliczył Przemysław Krajewski, który był nieuchwytny dla czeskiego bramkarza. - Pierwsza połowa nie była zbyt dobra w naszym wykonaniu. Nie mogliśmy dorównać do poziomu Polaków, zresztą nie mamy takiego doświadczenia - przyznaje trener Czechów, Daniel Kubes.
Michael Biegler żonglował składem, a pomimo to jego podopieczni w pierwszej części kontrolowali przebieg wydarzeń na placu gry. Kilka indywidualnych prób podjął Michał Szyba, co ważniejsze, zakończonych powodzeniem. - Polacy są bardzo silnym zespołem i mogą wiele zdziałać na mistrzostwach Europy - chwali polską reprezentację Ondrej Zdrahala, lider Czechów.
W drugiej połowie do głosu doszli nasi południowi sąsiedzi. Zdrahala do spółki z Tomasem Babakiem rozmontowali polską defensywę i sprawili, że na tablicy wyników pojawił się rezultat 27:24. Kulała również gra w ataku. Zmiennicy w talii trenera Bieglera nie potrafili przebić się przez szczelny blok obronny rywali. - Zrobiliśmy w drugiej części zmiany w defensywie i przyniosło to oczekiwany skutek. Powstrzymywaliśmy polskie natarcie i to był klucz do lepszej postawy. Pomimo naszej pogoni, Polacy nie byli zagrożeni i kontrolowali mecz - wyjaśnia trener Kubes.
Czechom starczyło sił na zmniejszenie straty do czterech bramek. Trzeba otwarcie przyznać, że w drugiej połowie zostawili po sobie lepsze wrażenie niż Biało-Czerwoni. - Polacy zagrali szesnastoma graczami, my dziewięcioma i to było bardzo trudne zadanie, by w takim składzie ograć rywali. Jestem dumny z tego, co pokazaliśmy podczas Christmas Cup - zakończył Zdrahala.
Turniej we Wrocławiu to ostatni moment na wyłapanie mankamentów